Kujawsko-Pomorskie: Sklepy samoobsługowe także u rolników
Najczęściej pytali np. holenderskich czy niemieckich gospodarzy o to, czy kupujący uczciwie płacą za towar, czy zdarzają się kradzieże. Bo w niektórych sklepikach pieniądze trafiały np. do najzwyklejszego kartonika albo puszki. I z reguły wszystko się zgadzało, nikt nie oszukiwał.
Dziś taką bezobsługową formę sprzedaży żywności z gospodarstwa można spotkać w Polsce, także w Kujawsko-Pomorskiem.
W Jaroszewie sprawdził się sklepik samoobsługowy
- Zdecydowaliśmy się na uruchomienie sklepiku, w którym klienci sami się obsługują i jesteśmy zadowoleni - mówi Michał Swędrowski z Jaroszewa (koło Żnina), który z żoną Eweliną prowadzi rodzinne gospodarstwo specjalizujące się w produkcji mleka oraz wołowiny. Gospodarze postawili także na rolniczy handel detaliczny i sprzedaż bezpośrednią z gospodarstwa w Jaroszewie.
Swędrowscy twierdzą, że sprzedaż wołowiny bardzo dobrze "chwyciła". To mięso kupują nie tylko osoby prywatne, ale i restauratorzy, sklepy i czasami nawet towaru brakuje. Poza tym rolnicy poszerzyli gamę produktów mlecznych m.in. o sery twarogowe, masło, śmietanę i sery podpuszczkowe. - To zasługa mamy i żony - mówi pan Michał.
A przecież kilka lat wcześniej jego rodzice - Andrzej i Aleksandra Swędrowscy - postanowili butelkować część mleka i sprzedawać do sklepów. Kupili nalewak, po miesiącu także samochód do rozwożenia towaru i do dziś Swędrowscy osobiście go dostarczają.
Zatem gospodarze są bardzo zapracowani a konsumenci, którzy zasmakowali w ich żywności, pytają gdzie ją można kupić.
Pracownik w sklepie to zbyt duży koszt dla rolników
Dlatego zdecydowali się na sklepik samoobsługowy przy ich gospodarstwie. Na razie mieści się w części byłego budynku mieszkalnego, potem ma stanąć drewniany sklepik. Można w nim kupić nie tylko surowe mleko, masło, twaróg czy jogurty, ale także sery podpuszczkowe (m.in. z czarnuszką, chili, czosnkiem niedźwiedzim, czubrycą) a nawet desery mleczne.
W sklepiku stoi duża lodówka, z której towary mogą kupować wszyscy klienci oraz mała lodówka - dla osób zamawiających konkretne towary (odnajdą je po numerze zamówienia).
Michał Swędrowski twierdzi, że ich klienci płacą tyle, ile trzeba za towar zabrany ze sklepiku. Niektórzy nawet o kilka złotych więcej niż powinni.
Czy to zasługa monitoringu? Gospodarz wierzy, że raczej nie o kamery chodzi, ale o uczciwość kupujących.
Przyznaje, że duży wpływ na ich decyzję miały także wysokie koszty pracy. - Gdybyśmy zatrudnili pracownika, to sprzedaż w sklepie nie miałaby sensu - uważa rolnik z Jaroszewa.
No i jest jeszcze jeden plus takiej sprzedaży żywności: - Zdarzało się, że niektórzy kupujący robili zakupy np. o godzinie czwartej nad ranem. Bardzo potrzebowali mleka albo jogurtu, więc zajeżdżali do sklepu i sami się obsługiwali. Nikt nas nie budził, nie prosił o nalanie mleka... Same plusy. Innym rolnikom polecam taki sposób sprzedaży żywności. Nie ma co się obawiać, że niektórzy klienci będą nieuczciwi. Pieniądze trafiają do skarbonki w sklepie, albo przekazywane są Blikiem. Nam się jeszcze nie zdarzyło, żeby było ich za mało.
Od jajek po jabłka, z zaufaniem do klienta
- Niedaleko Radzynia Chełmińskiego w taki sposób, czyli samoobsługowo, gospodarze sprzedają jabłka, z kolei rolnicy z okolic Pokrzydowa - maliny, jeszcze inni - jajka - mówi Mieczysław Babalski, rolnik ekologiczny z Pokrzydowa (k. Brodnicy), który z żoną Aleksandrą prowadzi gospodarstwo ekologiczne oraz Wytwórnię Makaronu Bio. - To coraz powszechniejszy sposób w całej Polsce, także w naszym regionie.
- Nasze społeczeństwo chyba dojrzały do sprzedaży samoobsługowej - uważa Tomasz Ostrowski, rolnik z Gogolina (gm. Koronowo), który wraz z rodziną od 2020 roku prowadzi sklep przyzagrodowy. Ostrowscy produkują - w sposób tradycyjny i częściowo ekologiczny - przede wszystkim jabłka i owoce miękkie (maliny i truskawki) oraz warzywa: brokuły, rabarbar, cukinię, pomidory i ziemniaki.
Kiedyś prowadzili - jak określa pan Tomasz - sprzedaż towarów "ze schodów" przed domem lub "z trawy".
Sklep się sprawdził, ale gospodarz przyznaje, że także jego rodzina zastanawia się nad sprzedażą samoobsługową. - Wystarczy monitoring, by było bezpiecznie - uważa gospodarz. - Przynajmniej nie byłoby potrzeby "dyżurowania".
Chodzi o to, że wejście do sklepu w Gogolinie uruchamia dzwonek i ktoś musi podejść do klienta, nawet jeśli ten przyszedł kupić tylko jeden produkt. A przecież pracy w gospodarstwie jest bardzo dużo.
Sprzedaż przez internet też się sprawdza
Niektórzy gospodarze z naszego regionu postawili na sprzedaż przez internet. Tak jak Babalscy. Wcześniej jeździli do stolicy, na targ przy ul. Grójeckiej, gdzie spotykali się wegetarianie. Po dwóch latach takich podróży w Warszawie powstał pierwszy sklep z żywnością ekologiczną.
Zdaniem Mieczysław Babalskiego rynek zaczął ją doceniać, ale boom pojawił się dopiero w roku 2000. Od tego czasu sprzedaż certyfikowanej żywności ekologicznej rośnie.
- Obecnie wysyłamy dziennie nawet czterysta paczek - dodaje Mieczysław Babalski. - Mamy klientów nie tylko w Polsce.
I podkreśla, że kto chce postawić na sprzedaż żywności przez internet powinien zdawać sobie sprawę, że w sieci bardzo szybko klienci mogą wystawić opinię. Także tę złą. - Trzeba dbać o jak najlepszą jakość towaru! - dodaje.
Gospodarze starają się znaleźć sposoby na to, by sprzedaż żywności nie dezorganizowała ich pracy. Dlatego coraz częściej stawiają na bezobsługowe sklepiki lub sprzedaż internetową.