Najbardziej szalony kolekcjoner. Jego pasja zadziwia
Zjawisko bibliomanii zyskało nowe oblicze za sprawą Stephena Blumberga, który przez dwie dekady przemyślnie pozyskiwał książki z instytucji naukowych. Skupienie na ochronie unikatowych woluminów i niechęć do zysku wyraźnie wyróżniły jego działalność. Blumberg zbudował z własnych zbiorów monumentalną prywatną bibliotekę, a jego los wzbudził liczne pytania dotyczące relacji między kolekcjonerstwem a przekroczeniem obowiązujących norm.
Początek obsesji
Stephen Blumberg urodził się w 1948 roku w Saint Paul w amerykańskim stanie Minnesota. Już w młodości zbierał fragmenty starych domów. Wynosił popękane szyldy oraz gałki drzwi. Historyczne pozostałości fascynowały go do granic możliwości.
Z czasem jego pasja przekształciła się w coś więcej. Zamiast cegieł i szkła zaczął gromadzić książki. Pierwszy rzadki wolumin zabrał z Uniwersytetu Minnesoty. W ten sposób zrodził się nowy rodzaj obsesji – prawdziwa bibliomania.
Przez kolejne lata Blumberg poszukiwał coraz rzadszych egzemplarzy. Odkrywał kolejne uczelnie i biblioteki. Nie zatrzymywał się, gdy znalazł opis najcenniejszych wydań. Gdy większość ludzi przechodziła obojętnie obok zakurzonych półek, on widział skarby. Każdą książkę traktował jak żywe wspomnienie historii.
Metody działania
Blumberg planował swoje akcje jak wytrawny strateg. Przygotowywał fałszywe dokumenty i poznawał rozkłady budynków. Sprawdzał, które drzwi zostawiali otwarte pracownicy. Często wybierał wejścia boczne lub piwniczne okna.
Przywdziewał uniformy konserwatorów lub doktorantów, by wmieszać się w tłum. Potrafił przechodzić przez wentylacje. Często korzystał z pomocy zaprzyjaźnionych osób. Odebrane książki windował przez otwarte okna prosto do auta na ulicy.
Nie skupił się na jednym regionie. Przez dwadzieścia lat odwiedził 268 bibliotek i uczelni w Stanach Zjednoczonych oraz Kanadzie. Jego najcenniejszy łup stanowiły pierwsze wydania Biblii z XV wieku oraz klasyków anglosaskich.
Zabrał też wiele manuskryptów, które uznawał za bezcenne. Każdy egzemplarz układał z namysłem w swoim domu w Ottumwa w stanie Iowa.
Świat zamknięty na klucz
Blumberg zgromadził w swoim domu bibliotekę marzeń. Trzy piętra zajęły dziesiątki tysięcy tomów. Wśród regałów panował porządek i chłód. Każda książka miała własną, przypisaną półkę.
Blumberg czytał większość swoich zdobyczy na głos. Zaprzyjaźnionym osobom opowiadał, że uratował książki przed zagładą. Wierzył, że biblioteki nie potrafiły dbać o rzadkie woluminy, dlatego on musiał zająć się ich ochroną.
Na życie codzienne wydawał niewiele pieniędzy. Jadł w jadłodajniach. Chodził w znoszonych ubraniach. Mimo to dysponował sporym funduszem powierniczym. Pozwolił sobie tylko na jedną ekstrawagancję – budowę biblioteki utrzymanej według jego szczegółowego projektu.
Wielki upadek
Przełomowy dla Blumberga okazał się marzec 1990 roku. Znajomy Kenneth Rhodes doniósł na niego władzom w zamian za wysoką nagrodę. FBI zorganizowało kompleksową akcję, przeczesując dom w Ottumwa przez dwa dni. Funkcjonariusze wynieśli setki pudeł z książkami oraz stare dokumenty.
Musiało upłynąć wiele tygodni, zanim udało się ustalić właścicieli większości zbiorów. Część woluminów przepadła na zawsze. Eksperci wycenili cały księgozbiór na ponad 5,3 miliona dolarów.
Sąd skazał Blumberga na niemal sześć lat więzienia i wysoką grzywnę. Na wolność wyszedł dopiero w grudniu 1995 roku. Dostrzegł świat bez własnej biblioteki, lecz do końca życia nie pożałował wyboru.
Bibliomania – granica między pasją a obsesją
Nagłówki gazet nazywały Blumberga "złodziejem książek". Ludzie debatowali, czy był przestępcą, czy szaleńcem. On nie uznawał siebie natomiast za złodzieja. Postrzegał siebie jako opiekuna literatury. Świadomie ryzykował i działał samotnie. Nigdy nie sprzedał żadnej książki.
Motywacje Blumberga zaintrygowały psychologów. Uznali, że kierowała nim potrzeba chronienia dziedzictwa. Jego przypadek pokazał, że granica między miłością do kultury a niezdrowym przywiązaniem nieraz przesuwa się niezauważenie. Blumberg do końca pozostał wierny swojej wizji.