Polskie drogi wciąż zabijają. Co zrobić by to zmienić?
Liczby nie kłamią. W 2024 roku na polskich drogach zginęło prawie 1900 osób. Wypadków było ponad 20 tysięcy, rannych - kilkadziesiąt tysięcy. To statystyki rodem z lat 90., nie z kraju, który miał już "dogonić Europę".
Czarne punkty na mapie Polski
Dane Komendy Głównej Policji i Krajowego Obserwatorium BRD są bezlitosne. Najwięcej ofiar ginie poza miastem, na prostych odcinkach dróg krajowych. Kierowcy rozwijają tam prędkość, mają poczucie bezpieczeństwa. Potem wystarczy chwila nieuwagi i dochodzi do tragedii.
Co zrobić? Postawić na konkretne działania. Bariery centralne rozdzielające pasy ruchu. Przebudowa niebezpiecznych skrzyżowań na ronda. Usunięcie drzew i słupów, które stoją zbyt blisko jezdni.
Według GDDKiA samo wprowadzenie barier energochłonnych na najbardziej ruchliwych odcinkach może zmniejszyć liczbę ofiar o 30-40 proc. rocznie. To nie wymaga miliardów złotych. Wymaga tylko konsekwencji i dobrze przygotowanej mapy priorytetów.
Przejścia dla pieszych nie takie bezpieczne
W 2024 roku na polskich drogach zginęło kilkuset pieszych. Najczęściej na przejściach - w miastach, małych miasteczkach, przy szkołach. Przyczyny? Za duża prędkość, słabe oświetlenie, źle zaprojektowane skrzyżowania, brak wysp azylowych.
A przecież są sprawdzone rozwiązania, które działają natychmiast. Wyniesione przejścia zmuszają kierowców do zwolnienia. Dobre oświetlenie pozwala wcześniej zauważyć pieszego. Ronda eliminują niebezpieczne skrzyżowania.
Miasta, które zainwestowały w te rozwiązania - jak Olsztyn czy Kielce - odnotowały spadek liczby ofiar wśród pieszych o kilkadziesiąt procent. To dowód, że inwestycje w bezpieczeństwo się po prostu opłacają.
Jak zmuszać do wolniejszej jazdy?
Mandaty to za mało. Kierowcy płacą, klną i jadą dalej. Prawdziwe bezpieczeństwo zaczyna się tam, gdzie sama droga wymusza odpowiednią prędkość.
Zwężenia, ronda, optyczne pasy spowalniające, wyniesione przejścia - to wszystko sprawia, że kierowca instynktownie zwalnia. Na drogach krajowych z kolei świetnie sprawdzają się systemy pomiaru średniej prędkości (AVE). W Polsce są jeszcze rzadkością, ale tam gdzie działają, liczba wypadków spadła o połowę.
Światło - najtańszy sposób na uratowanie życia
W całej Polsce setki przejść dla pieszych toną w ciemności. Według Instytutu Transportu Samochodowego doświetlenie jednego przejścia kosztuje 200-300 tysięcy złotych, a zmniejsza liczbę potrąceń nawet o 50 proc. Lepszej inwestycji nie ma.
Dane i technologia - inteligentne drogi ratują życie
Systemy ITS - czujniki, kamery, zmienne znaki - powinny być standardem na każdej drodze krajowej. Dzięki nim można błyskawicznie reagować na mgłę, gołoledź, korki czy roboty drogowe.
Problem w tym, że w Polsce wciąż nie mamy zintegrowanej bazy danych o wypadkach. W efekcie wydajemy pieniądze "na czuja", zamiast tam, gdzie naprawdę giną ludzie. To marnotrawstwo i brak odpowiedzialności.
Ratownictwo - te minuty decydują o wszystkim
Nie każdemu wypadkowi da się zapobiec, ale można zwiększyć szanse na przeżycie. Szybki dojazd ratowników, czytelne oznakowanie kilometrów, więcej automatycznych defibrylatorów przy trasach - to rzeczy, które ratują życie.
Co naprawdę trzeba zrobić?
Zamiast mnożyć strategie, kampanie i konferencje, wystarczy jedno: skupić pieniądze tam, gdzie drogi zabijają najczęściej.
Nie budować nowych kilometrów tras, tylko modernizować istniejące - z barierami, rondami, lepszym oświetleniem, bezpiecznymi przejściami.
Właśnie taka filozofia - zwana "Safe System" - pozwoliła krajom skandynawskim zmniejszyć liczbę ofiar o połowę w ciągu dekady. To działa. Trzeba tylko chcieć.