Poznań: Pijany uciekał przed policją. Zderzył się czołowo koło Nowego Tomyśla. Jedna osoba zginęła. Zabójstwo czy wypadek?
Pijany uciekał przed policją
Mimo, że od tragicznego wypadku minęło ponad 5 lat, sprawa wciąż nie znalazła swojego ostatecznego finału. Leszek G. został co prawda prawomocnie skazany w 2022 roku na 15 lat więzienia, z wyroku którego odsiedział 4 lata. Jednak w ubiegłym roku Sąd Najwyższy uchylił wyrok, ponieważ w składzie orzekającym sądu apelacyjnego zasiadał tak zwany neosędzia. Z tego względu proces rozpoczął się na nowo.
Chcociaż prokuratura zarzuca oskarżonemu zabójstwo, odpowiada on z wolnej stopy. 16 października usłyszeliśmy po raz kolejny mowy końcowe przed poznańskim sądem okręgowym. Oskarżony po raz kolejny publicznie przeprosił rodzinę zmarłego. Na sali sądowej znajdowała się między innymi córka Romana M., który zginął na miejscu.
Czytaj więcej: Celowo spowodował wypadek pod Nowym Tomyślem. Zmarła kobieta. Oskarżony prawomocnie skazany
- Chcemy szybkiego końca procesu. Nic już naszemu tacie życia nie wróci. Myślę, że czas już ponieść konsekwencje - powiedziała na sali sądowej.
Przeprosiny zostały przez rodzinę ofiary przyjęte na skutek zawartej ugody w odrębnej sprawie cywilnej. Sprawca wypadku zobowiązał się także do wypłaty odszkodowania, jednak jego wysokość nie jest jawna.
Zabójstwo, czy wypadek?
Prokuratura od początku podkreśla, że to, co się stało 17 czerwca 2020 roku było tak zwanym zabójstwem drogowym. Leszek G. tuż przed wypadkiem miał grozić, że targnie się na swoje życie. Dlatego uciekając przed policyjnym pościgiem celowo doprowadził do wypadku, chcąc w ten sposób popełnić samobójstwo.
- Pogoda tego dnia była bardzo dobra - opisywał w mowie końcowej prokurator Karol Talaga. - Jezdnia była sucha, trasa była prosta. Samochód oskarżonego był w pełni sprawny technicznie. Na drodze nie było innych uczestników ruchu, których zachowanie mogłoby skłonić oskarżonego do gwałtownych manewrów. Nie było na poboczu żadnych zwierząt czy żadnych osób, których zachowanie również mogłoby skłonić oskarżonego do jakiegoś gwałtownego skrętu - dodał.
Znamienne, według prokuratora, jest to, że na miejscu wypadku nie było śladów hamowania. "Oskarżony musiał mieć pełną świadomość, że doprowadzi do śmierci tych osób i zresztą do śmierci tej doszło" - dodał prokurator.
Oskarżony może nie wrócić do więzienia
Z kolei obrońca Leszka G. wskazywał na szereg opinii biegłych, które wskazują, że nie myślał on samobójstwie w tym momencie. Ponadto był od pod wpływem znacznej ilości alkoholu, który przyjął w bardzo krótkim czasie i po wielogodzinnym prowadzeniu pojazdów. Przed wypadkiem pracował on jako zawodowy kierowca tira.
- W takich warunkach, przy tak dużej prędkości, na drodze jednojezdniowej, nawet minimalny ruch kierownicą, minimalny odchył pojazdu wystarczy, żeby doszło do takiej tragedii - zauważył Grzegorz Rose, obrońca oskarżonego.
Zmiana kwalifikacji prawnej czynu na wypadek, a nie zabójstwo, spowodowałoby, że kara więzienia nie mogłaby być wyższa niż 7 lat i 10 miesięcy. Ponieważ do tej pory Leszek G. odsiedział już 4 lata, sąd penitencjarny mógłby podjąć decyzję o przedterminowym zwolnieniu. Według obrońcy oskarżony miał bardzo dobra opinię podczas pobytu w zakładzie karnym. Pracował i był nagradzany za swoją postawę.
Chciał popełnić samobójstwo?
Sędzia Katarzyna Obst po wysłuchaniu mów końcowych przez 5-osobowy skład orzekający stwierdziła, że "muszą jeszcze wyjaśnić kilka kwestii". Stąd ogłoszenie wyroku przełożono na 20 października.
Zanim doszło do wypadku, kilka godzin wcześniej oskarżony dostał wiadomość od swojej partnerki Kamili, która napisała, że odchodzi od niego. Odpisał jej: "już mnie więcej nie zobaczysz". Wtedy kobieta zaalarmowała matkę chłopaka, a ta zadzwoniła pod numer alarmowy.
Policjanci odnaleźli mężczyznę na stacji benzynowej. Miał spotkać się tam z partnerką. Leszek G. kupił alkohol i zaczął pić. Funkcjonariusze zapytali mężczyznę, czy chce popełnić samobójstwo. Ten zaczął mówić o depresji i problemach w związku. Policjanci nie chcieli go zatrzymać, rozważali wezwanie karetki. Kiedy pozwolili mężczyźnie pójść do samochodu po papierosy, ten wsiadł i odjechał. Później, podczas pościgu, doszło do tragicznego wypadku.