Sarmacka celebrytka. Chłopka, która udawała szlachciankę
Nie miała prawa tam wejść – a jednak była na salonach. Nie należała do nich – a jednak to ona decydowała, z kim zatańczy. Agnieszka Machówna, kobieta bez rodowodu, udowodniła, że uroda, słowa i upór potrafią oszukać nie tylko ludzi, ale i całe instytucje. Przez lata żyła jako ktoś, kim nie była. A gdy prawda wreszcie ją dogoniła – nie uklękła. Nawet przed katem.
Awans społeczny po polsku
Każda epoka potrafiła wykreować kariery oparte na splotach szczęśliwych okoliczności, ale także na większych lub mniejszych kłamstewkach. Wszyscy przecież znamy Nikodema Dyzmę, który – choć jest postacią literacką – stał się ponadczasowym symbolem sukcesu osiągniętego dzięki manipulacjom i zręcznemu udawaniu osoby o wyższych kompetencjach i statusie.
Dyzma, były pracownik powiatowego oddziału pocztowego na prowincji, otrzymał nominację na premiera Polski, którą jednak odrzucił. W PRL Czesław Śliwa, pseudonim Konsul, oszukiwał ludzi do tego stopnia, że zdołał otworzyć fikcyjny austriacki konsulat generalny we Wrocławiu.
W dobie internetowych influencerów co jakiś czas dowiadujemy się, że dany twórca po prostu zmyślił swoją karierę i sukcesy, które dumnie prezentuje na zdjęciach w mediach społecznościowych. Jak mówi stare porzekadło: można oszukiwać wszystkich ludzi przez pewien czas, a nawet część ludzi przez cały czas, ale nie da się przez cały czas oszukiwać wszystkich.
W sarmackiej Rzeczypospolitej również zdarzały się fikcyjne kariery. Z tą jednak różnicą, że ludzie pragnęli wyrwać się z okowów swojego plebejskiego stanu, co nie było tak łatwe jak w przypadku Dyzmy czy Konsula. Poniższa historia bardzo dobrze pokazuje zagadnienie fałszowania sarmackich korzeni. Nie wiemy, jak jej bohaterka naprawdę miała na imię, wiadomo jednak, że urodziła się w 1648 roku w Kolbuszowej. W literaturze przedmiotu figuruje jako Agnieszka Machówna.
Zdrady Agnieszki Machówny
Machówna była chłopką o ponadprzeciętnej urodzie, która szybko nauczyła się wykorzystywać swoje walory i urok osobisty. Być może impulsem do podjęcia takich działań było wyjście za Bartosza Zatorskiego, nadwornego kozaka Lubomirskich.
Machówna uciekła od męża do Krakowa, a następnie do Warszawy, gdzie zaczęła przedstawiać się jako Aleksandra, dziedziczka szanowanego i zacnego rodu Zborowskich. Bywała na salonach, gdzie oczarowała i rozkochała w sobie Giordana Collaltiego, bogatego austriackiego szlachcica. Po zawarciu małżeństwa ich relacja zaczęła się psuć z powodu licznych romansów Agnieszki.
Gdy Collalti od niej odszedł, zażądała od niego zadośćuczynienia – a była na tyle sprytna, że zdołała uzyskać od cesarza Leopolda I nakaz zwrotu fikcyjnego posagu. Dzięki temu mogła pozwolić sobie na podróże po Włoszech. Gdyby istniał wtedy Instagram, z pewnością zamieszczałaby na nim swoje relacje i selfie.
Prawdziwa mistrzyni manipulacji
Losy Machówny ponownie zaprowadziły ją do Wiednia, gdzie spotkała Stanisława Rupniewskiego, kasztelanica (syna kasztelana) sądeckiego, odbywającego akurat tradycyjną szlachecką podróż edukacyjną po Europie. Agnieszka uwiodła go i namówiła na małżeństwo oraz wyjazd do Paryża, a z ich związku urodził się syn.
Tajemnicza śmierć Stanisława pozwoliła Agnieszce rościć sobie pretensje do majątku po mężu. Po powrocie do Rzeczypospolitej przedstawiła dokumenty mające poświadczać legalność ich związku, wiary w jej wersję nie dała jednak siostra zmarłego Anna Barbara Szembekowa, która zaczęła weryfikować historię Agnieszki. Anna zdołała udowodnić, że jej szwagierka była zwykłą gęsiarką z Kolbuszowej i żoną Collaltiego, który – wbrew jej twierdzeniom – wciąż żył.
Związek ze Stanisławem okazał się więc nieważny, dlatego Machówna nie miała żadnych praw do majątku Rupniewskich. Sprawa trafiła do Trybunału Koronnego – lecz wtedy kobieta nieoczekiwanie zniknęła.
Znalazła schronienie w klasztorze, gdzie zaczęła obmyślać dalszą strategię. Kolejny zbieg okoliczności sprawił, że owinęła sobie wokół palca starostę łukowskiego Kazimierza Domaszewskiego, za którego wyszła. Opłaciła fałszywe dokumenty i świadków z bocznej linii Zborowskich, by potwierdzili, że jest urodzoną w 1651 roku córką Marcina Zborowskiego, dzięki czemu została uniewinniona.
Śmierć Agnieszki Machówny
Szembekowa nie dała jednak za wygraną. Dotarła do pierwszego męża Machówny Bartosza, który stanął przed Trybunałem jako świadek. Agnieszka jednak tłumaczyła się, że Bartosz miał zginąć na wojnie. W końcu Szembekowa doprowadziła przed sąd jej rzekomą matkę, żonę Marcina Zborowskiego, która zaświadczyła, że Agnieszka nie jest jej córką, a Zborowski zmarł w 1649 roku, więc nie mógł jej spłodzić.
Wina kobiety była ewidentna. Ostatecznie skazano ją na szarpanie piersi kleszczami oraz ścięcie. Wyrok wykonano 12 lipca 1681 roku na rynku w Lublinie. Jak pisał w XIX wieku Kazimierz Władysław Wójcicki w dziele Niewiasty polskie (1845):
"Dnia 12 Julii 1681 roku wyprowadzona na szafot, miała zwolnioną karę, że piersi nie rwano jej kleszczami, tylko pod miecz oddano. Cudowne wdzięki, nie opuściły jej wcale; zadrżała ręka katowi i lubo silny cios wymierzył, jakby się po twardej skale, na alabastrowej Jadwigi szyi zsunął. Poprawił oprawca, ale nie zdołał głowy od pięknego oddzielić ciała; już nie żyła gdy kat trzecim zamachem odcinał głowę".
Źródło
Niniejszy tekst stanowi fragment książki Artura Wójcika "Sarmatia. Czarna legenda złotego wieku" (Wydawnictwo Znak, Kraków 2025).