Sosnowiec: "Brzydkie kaczątko". Najnowsza premiera Teatru Zagłębia
Kaczątko Andersena z ADHD? Na pewno nie brzydkie, ale ze swoimi marzeniami o byciu...artystą
Agnieszka Płoszajska, reżyserka spektaklu, czerpiąc z Andersena, postanowiła jednak, że jej opowieść będzie nieco inna. Po pierwsze Brzydkie kaczątko nie jest definitywnie odrzucone przez matkę i rodzeństwo. Nie jest też może specjalnie brzydkie (chociaż ochrzczone określeniem "brzydal"), niewątpliwie jednak nieco inne. Inne nie tylko z wyglądu, ale przede wszystkim z zachowania. Swoją energią i żywiołowością, odstaje od zachowania innych kaczek.
Biega, skacze, można powiedzieć, że to trochę kaczątko z ADHD. Co ciekawe, w pewnym momencie, swoim dynamizmem i niekonwencjonalnym zachowaniem zaraża nawet rodzeństwo - podczas lekcji z profesorem Ćwirkiem. I to właśnie głównie on występuje jako ten, który nie potrafi otworzyć się na inność swojego ucznia, poznać bliżej i odkryć, że ma w sobie wielki talent. Na szczęście "brzydal" ma wsparcie - w swojej kaczej siostrze, drugim nauczycielu no i w łabędziach, które uświadomią mu, czego naprawdę pragnie i że wytrwałość w realizacji celu, daje efekt.
Chociaż adresatami historii są przede wszystkim najmłodsi, to nie można oprzeć się wrażeniu, że realizatorzy mówią z podtekstami adresowanymi do dorosłego widza. Świetny tekst (i dramaturgia) to zasługa Emila Płoszajskiego, który idealnie równoważy swój przekaz - jest on czytelny dla widza w każdym wieku, pełen ciepła i humoru, od czasu do czasu z mrugnięciem oka właśnie do dorosłego, współczesnego odbiorcy. Gęś wychodząca "cała na biało", kaczątka, których ulubionym zajęciem jest podglądanie ludzi przez lornetki (taka kacza forma scrollowania w smartfonach), "Zofio, żono moja" - tekst jednego z ptaków oczywiście kojarzący się z kultowym "Misiem" czy określenia typu "gołębiście", pozwalają dorosłym bawić się równie dobrze, jak młodym widzom. Jednocześnie autor tekstu nie przesadza z aluzjami i kodami kulturowymi - i chwała mu za to. Bo to jednak sztuka przede wszystkim dla młodego widza.
Świetnie wykreowana postać kaczki-matki, która kocha, akceptuje i pozwala swojemu dziecku na bycie innym i szukaniu swojego spełnienia, niezależnie od okoliczności. Co ciekawe, bez wsparcia partnera-ojca, o czym "subtelnie" przypomina jej gęś (intrygująca i wyrazista w tej roli).
Wiele miłości i motywacji doznaje kaczątko od swojej siostry, która jednak również musi najpierw znaleźć w sobie odwagę, aby to wsparcie okazać. Ten motyw - znalezienia w sobie odwagi, aby wesprzeć "innych", ostatnio dość często pojawia się w spektaklach dla młodych widzów. Brzydkie kaczątko u Andersena ma zdecydowanie gorzej, to, które oglądamy na deskach Teatru Zagłębia oczywiście też zmaga się z brakiem ogólnej akceptacji, ale jednak wydaje się, że nacisk jest tu położony nie tyle na kwestię dostosowania się do innych, co na wiarę w to, że każdy ma z nas talent, dzięki któremu może spełnić marzenia i poczuć się szczęśliwym. Pod warunkiem, że "pozwolimy by prowadziło serce".
Spektakl ma formę musicalu z bardzo dobrą muzyką Jana Stokłosy i równie świetną choreografią Michała Cyrana.
Warto też wspomnieć o barwnych kostiumach, zwłaszcza gęsi i kaczej matki, ale też nauczycieli: wróbla i gołębia - dzieło Matyldy Kotlińskiej. Idealnie podkreślające cechy postaci, plastyczne i pełne dobrego smaku. I podobnie jak tekst, budzące wiele skojarzeń. Nawet z Fridą Kahlo.