Szpital w Toruniu kontra pacjentka bez ubezpieczenia. Ma oddać ponad 33 tys. zł
Polski system nie jest bezwzględny dla nieubezpieczonych pacjentów. Po pierwsze, w sytuacji zagrożenia życia karetka ma obowiązek wyjechać i zabrać do lecznicy każdego, a lecznica - udzielić pomocy. Dopiero potem może wystawić nieubezpieczonemu fakturę za leczenie, a w razie braku zapłaty - pozwać go do sądu. Bo NFZ za niego lecznicy nie zapłaci.
Nie każdy nieubezpieczony pacjent płacić jednak musi. Istnieje możliwość tzw. wstecznego ubezpieczenia, a także kilka sytuacji wyjątkowych, w tym związanych z sytuacją finansową, w których liczyć może na pomocną decyzję.
Mimo wszystko spraw "szpitale kontra nieubezpieczeni pacjenci" od lat nie brakuje. Sąd Rejonowy w Toruniu niedawno zajmował się historią kobiety, którą Specjalistyczny Szpital Miejski w Toruniu leczył za ponad 33 tysiące zł aż osiem lat temu. Zapadł korzystny dla lecznicy wyrok, który 20 czerwca br. w portalu Orzeczeń Sądowych oznaczono jednak jako jeszcze nieprawomocny. I niewiele wskazuje, by pieniądze były do odzyskania...
Komornik ustalił, że przebywa gdzieś za granicą. Adresu i kontaktu: brak
Ta pacjentka w lecznicy przy ul. Batorego hospitalizowana była krótko: od 29 grudnia 2016 do 5 stycznia 2017 roku. Jej leczenie było jednak kosztowne. Dlaczego? Bo były to tzw. specjalistyczne procedury hematologiczne. W tamtym czasie, a minęło przecież ponad osiem lat, leczenie to kosztowało ponad 33 tysiące zł.
-W ramach procedury hematologicznej pozwanej udzielono świadczeń w postaci m.in. plazmaferezy leczniczej, przetoczenia napromieniowanego i filtrowanego, przetoczenia koncentratu krwinek czerwonych i przetoczenia osocza - odnotował Sąd Rejonowy w Toruniu.
Kobietę leczono, choć nie przedstawiła żadnego dowodu ubezpieczenia. Nie znaleziono też później żadnego potwierdzenia na to. 23 stycznia 2017 roku szpital wystawił jej fakturę na 33.530 zł. Nigdy jej nie zapłaciła. Jak potem podkreślał przed sądem szpital, "świadczenie zostało udzielone pozwanej w stanie nagłym, pomimo braku potwierdzenia prawa do świadczeń opieki zdrowotnej". Czyli - leczono ją wiedząc, że najprawdopodobniej jest nieubezpieczona.
Lecznica próbowała długo dochodzić swego. Zarówno pisma z lecznicy, jak i potem sądowe, kierowane były na jedyny znany adres kobiety -polski, miejscowy. Adresatka pism jednak nie odbierała. W takiej sytuacji doręczeniem zajmuje się zgodnie z przepisami komornik.
Ten fatygował się do niej, ale odbił od drzwi. Jak ustalił, najprawdopodobniej przebywa gdzieś za granicą. Dalsze "śledztwo" niczego nowego jednak nie wniosło - we wszelkich możliwych systemach pacjentka widnieje jako zamieszkała w kraju. Śladu po jej nowym adresie za granicą brak.
Wyrok korzystny dla szpitala, ale czy do wyegzekwowania?
Tym sposobem sprawa trafiła do sądu - szpital pozwał kobietę o zapłatę. Sprawę wygrał. Na mocy wyroku kobieta oddać ma nie tylko owe 33 tys. 530 zł, ale jeszcze ustawowe odsetki liczone od stycznia 2017 roku. To już olbrzymia kwota łączna.
A jeśli za całą sprawą kryje się dramat kobiety? Wiadomo o niej tyle, że osiem lat temu była poważnie chora, skoro wymagała tak specjalistycznych świadczeń hematologicznych.
W sądzie, choć pozwanej kobiety tam nie było, taka osoba nigdy nie jest bezbronna. Zgodnie z przepisami ustanowiono dla niej "kuratora dla osoby nieznanej z miejsca pobytu". Ten adwokat wypełnił swoją rolę, w obronie pacjentki wytoczył różne argumenty formalne. Ma też prawo odwoływać się od wydanego już wyroku. Za jego pracę zapłacić ma Skarb Państwa.
Czy taki wyrok, gdy się uprawomocni, możliwy jest do wyegzekwowania? Całe tło tej historii na to nie wskazuje...
Szpitale pozywają pacjentów o zapłatę
O tym, jak szpitale - także te w Toruniu - pozywają nieubezpieczonych pacjentów o zapłatę za leczenie pisaliśmy w "Nowościach" już w 2017 roku. Wówczas druga z toruńskich lecznic, Wojewódzki Szpital Zespolony na Bielanach, przekazywał nam, że tylko w roku 2016 zmuszony był pozwać do sądu około 50 takich osób. "Każdą ze spraw poprzedziły wielokrotne wezwania do dobrowolnej zapłaty" - podkreślał nam wtedy dr Janusz Mielcarek, rzecznik szpitala.
Problem jest do dziś i to ogólnopolski. Przez lata zmieniła się też jego skala i specyfika. Przybyło spraw pacjentów nieubezpieczonych, którzy są obcokrajowcami i nie mają ubezpieczenia, karty pobytu, statusu uchodźcy.
Co z cudzoziemcami? Co z ludźmi w ciężkiej sytuacji finansowej?
System, jak piszemy na wstępie, nie każdego nieubezpieczonego skazuje z automatu na płacenie. NFZ wyjaśnia, że jeśli pacjent jest w trudnej sytuacji finansowej, czyli spełnia kryterium dochodowe określone w ustawie o pomocy społecznej, to ma dodatkową możliwość uzyskania prawa do świadczeń zdrowotnych finansowanych przez NFZ. Staje się nią decyzja potwierdzająca prawo do świadczeń wydana przez wójta, burmistrza lub prezydenta gminy właściwej dla miejsca zamieszkania, albo też przyznanie zasiłku stałego z pomocy społecznej.
Ale, uwaga! By lokalna władza taka decyzję wydała, konieczne jest przedłożenie przez osobę ubiegającą się o powyższe uprawnienia dokumentów, które potwierdzą zamieszkiwanie na terytorium Polski, a także: posiadanie obywatelstwa polskiego lub posiadanie statusu uchodźcy, lub objęcie ochroną uzupełniającą, lub posiadanie zezwolenia na pobyt czasowy udzielonego w związku z okolicznością zawartą w art. 159 ust. 1 pkt 1 lit. c lub d Ustawy z dnia 12 grudnia 2013 roku o cudzoziemcach. Ten przepis dotyczy w szczególności obcokrajowców przybywających do Polski w celu połączenia się z rodziną.
Potem jeszcze trzeba przeprowadzić tzw. wywiad środowiskowy. I sprawdzić, czy - najkrócej mówiąc - czy dokumenty i deklarowana ciężka sytuacja finansowa zgodne są z rzeczywistością. (Za: "Rzeczpospolita", 04.02.2025 rok. "Brak ubezpieczenia a pobyt w szpitalu: Kto płaci za leczenie?").