Tragiczna Wigilia 1994. Jak terroryści chcieli zniszczyć Paryż
Boże Narodzenie 1994 roku przyniosło Europie ostrzeżenie przed nowym rodzajem terroryzmu. Na płycie lotniska w Algierze czterech zamaskowanych bojowników przejęło kontrolę nad Airbusem A300 Air France, planując spektakularny atak na Paryż. Ten trwający 72 godziny dramat na pokładzie lotu 8969 zapoczątkował epokę nowoczesnych operacji antyterrorystycznych i stał się zapowiedzią ataków z 11 września.
Gdy Wigilia stała się początkiem koszmaru
Dwudziesty czwarty grudnia 1994 roku rozpoczął się na lotnisku Houari Boumedienne w Algierze jak każdy inny dzień. Airbus A300B2-1C o znakach rozpoznawczych F-GBEC szykował się do standardowego odlotu w kierunku paryskiego Orly. Na pokładzie znajdowało się 220 pasażerów i 12 członków załogi.
Atmosfera panująca wokół terminala była napięta z powodu trwającej w Algierii wojny domowej, dlatego Air France na algierskie trasy delegowała wyłącznie ochotników. Lot powierzono doświadczonemu kapitanowi Bernardowi Dhellemme, pierwszemu oficerowi Jean-Paulowi Borderie oraz mechanikowi pokładowemu Alainowi Bossuatowi.
Około jedenastej rano na pokład weszła grupa czterech mężczyzn ubranych w mundury algierskiej obsługi lotniskowej. Podawali się za funkcjonariuszy policji prezydenckiej i początkowo ich obecność nie wzbudziła większego zainteresowania. Rutynowe kontrole paszportowe należały do standardowych procedur na algierskich lotniskach.
Jednak doświadczony personel pokładowy szybko zauważył niepokojące szczegóły: mężczyźni byli silnie uzbrojeni i nosili przy sobie widoczne ładunki wybuchowe. Tego typu wyposażenie nigdy wcześniej nie pojawiało się podczas podobnych sprawdzeń.
Sytuacja stała się krytyczna, gdy algierska kontrola lotniska zorientowała się w nieautoryzowanym opóźnieniu odlotu i wysłała pod samolot żołnierzy jednostki specjalnej GIS. W tym momencie terroryści ujawnili swoje prawdziwe zamiary, demonstrując pasażerom kałasznikowy, pistolety UZI oraz samodziałowe ładunki dynamitu.
Grupa przedstawiła się jako "Żołnierze Miłosierdzia" ze Zbrojnej Grupy Islamskiej (GIA), głosząc przez radiostację pokładową: "Allah wybrał nas jako swoich żołnierzy. Jesteśmy tutaj, by prowadzić wojnę w jego imieniu".
Negocjacje i pierwsze ofiary
Z porywaczami negocjacje prowadził osobiście algierski minister spraw wewnętrznych Abderrahmane Meziane Chérif, który przybył do wieży kontroli lotniska. Terroryści początkowo domagali się uwolnienia dwóch przywódców Islamskiego Frontu Ocalenia: Abassiego Madaniego i Aliego Belhadja, którzy przebywali w areszcie domowym.
Kiedy władze algierskie odrzuciły te żądania i zablokowały pas startowy pojazdami oraz nie odsunęły schodów od samolotu, porywacze rozpoczęli realizację swoich gróźb.
Pierwszą ofiarą padł francuski kucharz ambasady Yannick Beugnet, zastrzelony i wyrzucony ze schodów samolotu po upływie ultimatum wyznaczonego na godzinę 21:30. Druga egzekucja nastąpiła następnego dnia, a trzecia w końcu zmusiła algierskie władze do ustępstw.
Po trzech rozstrzelaniach i wykorzystaniu znacznej ilości paliwa na utrzymanie systemów pokładowych, porywacze zgodzili się na lot do Marsylii pod pretekstem tankowania przed dalszą podróżą do Paryża.
Plan ataku na Paryż
Francuskie służby specjalne szybko zrozumiały prawdziwe intencje terrorystów, gdy ci zażądali 27 ton paliwa. Była to ilość trzykrotnie większa niż potrzebna na lot Paryż-Marsylia. Uwolnieni w Algierze pasażerowie potwierdzili, że wnętrze samolotu zostało przygotowane jako wielka bomba.
Ta sytuacja była bezprecedensowa w historii europejskiego terroryzmu. Po raz pierwszy terroryści planowali użycie porwanego samolotu pasażerskiego jako broni masowego rażenia przeciwko celowi cywilnemu. Plan ten był o siedem lat wcześniejszy od słynnych ataków z 11 września w Stanach Zjednoczonych i pokazywał, jak bardzo ewoluowały metody działania organizacji terrorystycznych.
Zbrojną Grupę Islamską (GIA) charakteryzowała szczególna brutalność i fanatyzm religijny. Organizacja ta była odpowiedzialna za liczne zamachy i masakry podczas algierskiej wojny domowej lat 90. Ich plan ataku na Paryż wpisywał się w strategię przeniesienia konfliktu na terytorium metropolitalne Francji, która była postrzegana jako główny wspierający władze w Algierze.
Perfekcyjna operacja francuskich komandosów
Wieczorem 26 grudnia francuska elitarna jednostka GIGN przystąpiła do końcowej fazy operacji "Wspinacz Górski". Komandosi przebrani za personel lotniskowy przez całą dobę instalowali podsłuchy i urządzenia obserwacyjne, jednocześnie sprawdzając, czy drzwi samolotu nie są zablokowane lub zaminowane.
Kluczowym elementem przygotowań stało się przekonanie porywacze do przeprowadzenia konferencji prasowej na przedniej części pokładu. To pozwoliło przesunąć wszystkich pasażerów do tylnej części maszyny.
O godzinie 17:09 rozpoczął się szturm, który trwał zaledwie 17 minut. Komandosi GIGN wtargnęli jednocześnie przez wszystkie dostępne wejścia, eliminując trzech terrorystów w pierwszych minutach akcji. Ostatni z porywacze schronił się w kokpicie razem z kapitanem i jednym ze stewardów, prowadząc kilkunastominutową strzelaninę. Gdy wyczerpała mu się amunicja, został zastrzelony przez francuskich komandosów.
Bilans i konsekwencje
Bilans operacji wyniósł 13 rannych pasażerów, 3 rannych członków załogi oraz 9 rannych funkcjonariuszy GIGN. Pomimo trzech ofiar zamordowanych wcześniej w Algierze, francuskie władze uznały akcję za spektakularny sukces.
Udało się zapobiec pierwszemu w historii użyciu porwanego samolotu jako broni masowego rażenia w Europie. Uszkodzony w wyniku eksplozji granatów i strzelaniny Airbus A300 został definitywnie wycofany z eksploatacji.
Porwanie lotu Air France 8969 miało ogromne konsekwencje dla rozwoju procedur bezpieczeństwa lotniczego na całym świecie. Ujawniło ono nowy rodzaj zagrożenia terrorystycznego, który wymagał zupełnie innych metod przeciwdziałania.
Francuski sukces w Marsylii pokazał, że odpowiednio przygotowane jednostki specjalne mogą skutecznie powstrzymać nawet najbardziej desperackich terrorystów.