Trzebinia: Nielegalne składowisko odpadów. Tykająca bomba ekologiczna. Czy uda się pozyskać pieniądze na usunięcie odpadów?
Nielegalne składowisko odpadów w Trzebini - tykająca bomba ekologiczna Historia problemu
Przy ulicy Słowackiego w Trzebini zalegają tysiące ton odpadów - przede wszystkim gumowych, tekstylnych i plastikowych. Według szacunków na tym terenie znajduje się około 35 tys. metrów sześciennych odpadów, które nigdy nie zostały właściwie zutylizowane.
Historia składowiska sięga początku lat 2000. W 2003 roku syndyk masy upadłościowej państwowego przedsiębiorstwa "Prodryn" przekazał teren wraz z umową dzierżawy firmie Inter-Recycling Michała Domańskiego. Zamiast zajmować się przetwarzaniem, firma zaczęła tam gromadzić odpady. W kolejnych latach teren przejmowały kolejne podmioty - Rent-Pol i Eko-Invest - jednak żadna z nich nie poradziła sobie z uporządkowaniem placu.
Już w 2009 roku starostwo podjęło działania, by cofnąć zezwolenia na działalność. Nakazano przetwarzanie odpadów znajdujących się na terenie, ale zamiast ich ubywać - przybywało. Dziś góry gum i tekstyliów są coraz mniej widoczne, bo porasta je roślinność, jednak sam problem pozostał i wciąż stanowi poważne zagrożenie.
Pożary, które wstrząsnęły mieszkańcami
Składowisko w Trzebini dwukrotnie stało się źródłem katastrofy ekologicznej. W 2015 roku doszło tam do pierwszego dużego pożaru, a w nocy z 26 na 27 maja 2018 roku ogień ponownie strawił tysiące metrów sześciennych odpadów. Z ogniem walczyło ponad 230 strażaków, a nad regionem unosiła się chmura toksycznego dymu. W sumie w wyniku obu pożarów spłonęło około 11 tys. metrów sześciennych odpadów, jednak na miejscu nadal zalega ich trzykrotnie więcej.
To wydarzenie wywołało falę dyskusji i nacisków na usunięcie nielegalnego składowiska. Mieszkańcy obawiają się kolejnych pożarów - szczególnie w sezonie wypalania traw - a eksperci nie mają wątpliwości, że to "tykająca bomba ekologiczna".
Spytkowice mogły - czy Trzebinia też?
W sąsiednich Spytkowicach udało się rozwiązać podobny problem. Tam na jednej z działek znaleziono około 1600 ton niebezpiecznych odpadów chemicznych pozostawionych przez zorganizowaną grupę przestępczą. Dzięki współpracy gminy i rządu, a także finansowemu wsparciu ze środków państwowych, udało się je wywieźć i przekazać do utylizacji. Operacja kosztowała około 9,4 mln zł, z czego niemal całość pokrył budżet państwa.
Kto powinien posprzątać w Trzebini?
Największą przeszkodą w usunięciu odpadów są kwestie prawne. Teren przy ul. Słowackiego należy do Skarbu Państwa i pozostaje w zarządzie Wojewody Śląskiego. Jednocześnie roszczenia do działki zgłaszają spadkobiercy dawnych właścicieli wywłaszczonych w 1948 roku. Toczy się w tej sprawie postępowanie sądowe.
Na problem zwraca uwagę rzecznik prasowa Urzędu Miasta w Trzebini, Anna Jarguz:
- Gmina nigdy nie była i nie jest właścicielem działki przy ul. Słowackiego, w związku z czym nie ma podstaw prawnych do usunięcia odpadów. Składowisko znajduje się na gruncie należącym do Skarbu Państwa, będącym w zarządzie Wojewody Śląskiego, który - mimo decyzji wydawanych przez Starostę Chrzanowskiego - od lat nie podejmuje działań w celu usunięcia odpadów - podkreśla rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Trzebini.
Samorządowcy z Chrzanowa i Trzebini od lat wskazują, że obowiązek likwidacji składowiska spoczywa na wojewodzie śląskim, co potwierdzają m.in. dokumenty Ministerstwa Skarbu Państwa z 2015 roku. Mimo to realnych działań w kierunku usunięcia odpadów wciąż nie podjęto.
- Gmina też na bieżąco monitoruje sytuację, kieruje wystąpienia do właściwych organów administracji publicznej i konsekwentnie podejmuje działania, aby wymóc rozwiązanie tego problemu przez odpowiedzialne instytucje - dodaj rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Trzebini..
Na razie więc sprawa utknęła w sądowych i administracyjnych procedurach. A mieszkańcy Trzebini pozostają z pytaniem: ile jeszcze lat minie, zanim ktoś zdoła posprzątać tę bombę ekologiczną?