Warszawa: Barak w sercu Wilanowa. Dino, wpasuje się w chaos jak ulał
Dino w Wilanowie, czyli lustro dla prestiżu z płyty falistej
O ile Miasteczko Wilanów, ma chociaż resztki planu urbanistycznego, o tyle Zawady nigdy nawet nie udawały, że ktoś nimi kieruje. Tu każdy buduje, co chce, gdzie chce i jak chce. Urzędnicy wydają WZ-ki hurtowo, a deweloperzy sklejają osiedla z katalogowych modułów niczym dzieci Lego, które zgubiły instrukcję. Efekt jest jak w teatrze amatorskim: każdy gra w innym języku, a dekoracje ustawiają się same.
W tej części Wilanowa mamy do czynienia z chaosem przestrzennym, o skali niespotykanej w Europie, którego konsekwencje, nie tylko estetyczne, ale przede wszystkim ekonomiczne, społeczne i przyrodnicze, będziemy odczuwać przez kolejne dziesięciolecia - przekonuje w rozmowie ze Strefą Biznesu Piotr Person z Zakładu Architektury Środowiska Zamieszkania, Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej
W ciągu kilkunastu lat Wilanów urósł z 17 tysięcy mieszkańców do ponad 45 tysięcy. Zawady dokładają do tego swoją cegiełkę - dosłownie i w przenośni - ale infrastruktura pozostała w epoce, kiedy były tu pola kapusty. Ulica Syta, na której Dino rozłoży skrzydła, ma chodniki na pół człowieka, brak ścieżek rowerowych i przepustowość odpowiadającą drodze dojazdowej do PGR-u.
Zawady to katalog swobody budowlanej: willa w stylu "toskańska ruina", sąsiadująca z szeregowcem w kolorze suszonego bakłażana, a za rogiem magazyn budowlany z banerem "PROMOCJA PUSTAKÓW". Do tego las słupów reklamowych, banerów, potykaczy i ogrodzeń - każde inne, każde wątpliwe. W tej estetyce Dino jest jak dobrze wkomponowany mebel z IKEA w pokoju z meblościanką i dywanem z jeleniem - nie pasuje, ale kto to zauważy?
Osiedla łanowe - prosta droga do piekła urbanistyki
W tej części Wilanowa króluje gatunek zabudowy znany jako "osiedla łanowe" - wroga publicznego numer jeden każdej sensownej urbanistyki. Mechanizm jest prosty jak łopata: bierze się wąski, długi pas dawnego pola, stawia się na nim blok lub szeregówkę, a potem dojeżdża do nich jedną jedyną drogą, która ledwo mieści dwa samochody.
Struktura przestrzenna zabudowy Zawadów stanowi podręcznikowy wręcz przykład tzw. urbanistyki łanowej - zjawiska charakterystycznego dla znacznej części strefy podmiejskiej Warszawy, będącego skutkiem liberalizacji w sferze gospodarowania przestrzenią jaka nastąpiła na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Doprowadziło to do uruchomienia żywiołowych i chaotycznych procesów urbanizacyjnych, za którymi racjonalne planowanie i gospodarowanie gruntami nie było w stanie nadążyć - dodaje Person.
Zero planu, zero sieci ulic, zero myślenia o transporcie publicznym. Efekt? Dzielnica z lotu ptaka wygląda jak pocięta nożem grządka, a pieszy, żeby przejść do sklepu po drugiej stronie "łanu", musi zrobić kilometrowy objazd, bo nie przewidziano żadnego przejścia. To jest urbanistyka w wersji fast food - szybko, tanio i z ciężką niestrawnością dla miasta.
Osiedla łanowe mają jeszcze jedną wspólną cechę: wszyscy ich mieszkańcy muszą wyjechać tą samą, wąską uliczką, która kończy się na większej drodze jak wąskie gardło butelki. Rano zaczyna się festiwal stania - setki aut wloką się w kolejce, bo projektant uznał, że chodnik i autobus to ekstrawagancja, a rondo to fanaberia. Kto się spóźnił do pracy, ten może winić nie pogodę, tylko łanową inżynierię ruchu, która zamienia dojazd do miasta w codzienną pielgrzymkę z różańcem w ręku.
Snobizm kontra blacha falista
Najciekawsze jest to, że choć pojawienie się Dino nie powinno nikogo dziwić, część mieszkańców zachowuje się, jakby była co najmniej właścicielami domów w podlondyńskim Richmond upon Thames. Tymczasem dolny Wilanów bardziej przypomina scenę ze wschodnioeuropejskiego Mad Maxa, niż zachodnioeuropejskie suburbia. Dino wpasuje się tu idealnie, a ci sami, którzy dziś piszą petycje, jutro będą kupować w nim chleb i ketchup. Bo tak działa życie i kapitalizm.
Zawady mogły być lekcją harmonijnego rozwoju: niska zabudowa, lokalne usługi, przestrzenie wspólne. Ale po co? Lepiej było puścić to samopas, żeby każdy postawił, co mu się marzy. Dino przy ul. Sytej nie psuje więc żadnej "wizji". On tę wizję ujawnia - w całej jej blaszanej, parkingowej chwale.