Wrocław: Czy można zakazać chlać? Taka to dyskusja roz(gorzała)
Pozwólcie, że przytoczę pewną historyjkę. Ze dwadzieścia lat temu poznałem w pubie w miejscowości Cardiff (stolica Walii) dwóch sympatycznych autochtonów. Pierwszy był kierowcą czołgu w brytyjskiej armii drugi poetą, przyjaciele z podwórka, czołg Challenger 2. Uparli się, że szacownemu gościowi zaprezentują swoje miasto z jak najlepszej strony....czyli nocnej. Na początku naszej podróży wyraźnie zaznaczyli - ale pamiętaj kolego u nas jest takie powiedzenie, po piątku jest poniedziałek!
W piątkową noc już w drugiej godzinie naszej krajoznawczej podróży, kiedy nieuchronnie zbliżałem się do stanu anestezjologicznego, salwowałem się ucieczką do hotelu.... chlali na potęgę.
Kilka lat później moje spostrzeżenia potwierdzili znajomi, którzy pracowali za granicą w Irlandii a drudzy w Finlandii...którą mocno spopularyzował jeden z prezydentów naszego kraju, wstyd się przyznać, ale był taki! (dzisiaj nie do pomyślenia, żeby głowa państwa łaziła nastukana, zobaczcie ile się zmieniło od tego 2005 roku). Ad rem, mianowicie w krajach tymczasowego pobytu moich kolegów także chlano na potęgę!
Historyjką tą chciałem unaocznić kochanym czytelnikom, że laur mistrzowski w piciu, my Polacy mamy tylko w festiwalowo-telewizyjnych skeczach rodzimych kabaretów, powoli odchodzących do lamusa. Wróćmy jednak do tematu zaprawiania się po 22.
Zwolennicy zakazu sprzedaży alkoholu, zachwalają błogi spokój jaki nastanie w naszym grodzie już niebawem. Gorączka sobotniej nocy nagle opadnie, wrzawa ucichnie, dookoła tylko szum odrzańskich fal i szelest platanów (ostatnio tak chętnie nasadzanych w naszym mieście miłości).
Natomiast przeciwnicy zwracają uwagę, że wychowywanie obywateli przy pomocy zakazów to droga na manowce, a konkretnie na melinowce (taka melina w wieżowcu), które wyrosną niczym grzybki po deszczu.
Szczerze powiem, że jakoś jednym i drugim nie dowierzam. Śmiem twierdzić, że burdy i poweekendowy syf przy Pasażu Niepolda i w okolicach rynku nie znikną, a szara strefa sprzedaży alkoholu ograniczy się do kilku sprytnych przedsiębiorców, którzy przy okazji prowadzenia knajpy, będą sprzedawali butelczynę lekko odkorkowaną z rozerwaną banderolką. Wiadomo klient nasz pan i jeżeli życzy sobie flaszeczkę zabrać w epicką podróż po mieście naszym to już jego prywatna sprawa i prawo obywatelskie.
Na marginesie, najczęstsza przyczyna utonięć w okolicach centrum to alkohol + stromy brzeg z mokrą trawą + sikanko + Odra, usłyszałem kiedyś od funkcjonariusza policji.
Ale wróćmy do prawa a dokładnie do tego funkcjonariusza, bo w mojej opinii właśnie tutaj jest pies pogrzebany. Tego prawa, które na straży ładu i spokoju grodu naszego ma stać. Właśnie tego PRAWA wieczorami na ulicach nie widzę. Zastanówmy się przez chwilę, czy nie jest tak, że burdy i głośne nocne hulanki to efekt braku kasy na funkcjonariuszy mundurowych na ulicach? A może miasto dołoży trochę dukatów i wystawi dodatkową "straż nocną" wtedy my obywatele poczujemy się bezpieczniej a i spokój większy w naszej twierdzy nastanie. Wszak jest tak, że za ten spokój i utrzymanie służb w odpowiedniej ilości z naszych podatków słono płacimy my mieszczanie!