Wrocław: Rozczarowanie po spotkaniu w szpitalu na Borowskiej
Ogromne nadzieje ze środowym (10 września) spotkaniem przedstawicieli związków zawodowych z dyrekcją szpitala wiązali pracownicy personelu pomocniczego. Przyszli, bo chcieli rozmawiać o zmianach, zapowiadanych przez dyrekcję Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Tego tematu zabrakło na liście.
- Dzisiejsze spotkanie było jednym z systematycznych spotkań przedstawicieli największych związków zawodowych działających w naszym szpitalu z dyrekcją. Takie spotkania odbywają się regularnie, średnio co kilka tygodni. W trakcie spotkania nie było poruszanych zagadnień związanych z przetargiem - przekazuje Tomasz Król, rzecznik prasowy szpitala.
Przypominamy, że blisko pięciuset członków personelu ma wkrótce zmienić pracodawcę. Mowa o salowych, noszowych i kierowcach, którzy zostaną przejęci przez firmę zewnętrzną. Nowy pracodawca oznacza zmianę kompetencji, co widać szczególnie w przypadku salowych. Zostaną paniami sprzątającymi.
- Skoro będziemy sprzątaczkami, to nie będziemy mogły pomagać przy pacjentach - mówi Hanna Piaszczyńska, liderka grupy pracowników sprzeciwiających się outsourcingowi w USK we Wrocławiu. - Nie będziemy mogły ścielić łóżek, ani wydawać posiłków. Nie wiem, jak oni (dyrekcja - red.) zamierzają to rozwiązać. Tym bardziej, że leczenie działa na zasadzie połączonego ogniwa. Lekarz nie będzie leczył pacjenta bez pielęgniarki i położnej. One nie będą opiekowały się pacjentem bez salowej i noszowego - dodaje w rozmowie z redakcją.
Przetarg został ogłoszony w drugiej połowie sierpnia. Dopiero po jego rozstrzygnięciu personel pomocniczy będzie wiedział, do jakiej firmy mają zostać przeniesieni. Jak podkreślają, nie mają pewności, czy po roku nie nastąpi zmiana formy zatrudnienia, a także wysokości pensji. Szpital zapewnia 12 miesięcy zabezpieczenia personelu.
- Tak samo jak cały personel medyczny, my - pracownicy pomocniczy - jesteśmy finansowani z budżetu państwa. Nie możemy zrozumieć, dlaczego dyrekcja chce przekazać publiczne pieniądze do prywatnego sektora, zamiast zapłacić nam, wykwalifikowanym już pracownikom - mówi Hanna Piaszczyńska.
Kobieta dodaje, że szpital musi spełniać konkretne wymogi. Aktualny personel jest odpowiednio wyszkolony. Wie, jak postępować w ramach ścisłych procedur medycznych. Nasza rozmówczyni zapowiada, że wiele osób chce odejść, bo ma doświadczenie we współpracy z firmami zewnętrznymi.
- Nie wierzymy w gwarancję dyrekcji, co do tego, że dotrzymają słowa, jeśli chodzi o sposoby wynagradzania utrzymywane przez rok. Poza tym nie wiadomo, co będzie w kolejnych latach. Po roku firmy zewnętrzne podsuwają umowy zlecenia na najniższą krajową, bez żadnych dodatków. No i niestety, ale nie podoba nam się ta perspektywa - dodaje Hanna Piaszczyńska.
Liderka grupy pracowników sprzeciwiających się outsourcingowi mówi, że najbardziej zależy im na tym, by szpital zrezygnował z tego pomysłu i wstrzymał procedurę przetargową. Tym bardziej, że już teraz miały pojawiać się zastrzeżenia wobec niej. O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy Tomasza Króla, rzecznika USK we Wrocławiu.
- Zgodnie z przewidywaniami, jeden z oferentów biorących udział w przetargu skorzystał z prawa do odwołania do Krajowej Izby Odwoławczej, co jest normalną praktyką rynkową, występującą często w trakcie takich postępowań. Odwołanie nie dotyczyło spraw pracowniczych, a jedynie spraw formalnych związanych z warunkami postępowania przetargowego - informuje Tomasz Król, rzecznik prasowy USK we Wrocławiu.