Wrocław: Wrocławianin na ławie oskarżonych. Prokuratura zarzuca mu morderstwo
Rozprawa rozpoczęła się w środę (3 września) o godzinie 9 rano. Proces odbywa się w Sądzie Okręgowym we Wrocławiu.
90-letnia kobieta została uduszona
Sprawa dotyczy zabójstwa 90-letniej wrocławianki. Kobieta została znaleziona 12 października 2024 roku w mieszkaniu przy ul. Powstańców Śląskich. Zdaniem śledczych, przed śmiercią była bita i duszona. Na rękach, nogach i głowie miała siniaki. Z kolei na ubraniach znaleziono ślady krwi.
Z dokumentów sądowych wynika, że seniorka zmarła w wyniku uduszenia. Prokuratura oskarżyła o to jednego z synów kobiety Pawła P. Mieszkali razem w dwupokojowym mieszkaniu. Jak usłyszeliśmy podczas rozprawy, nie żyło im się najlepiej. Została nawet założona niebieska karta.
Paweł P. został doprowadzony na rozprawę przez dwóch policjantów. Decyzją sądu ostatnie tygodnie spędził we wrocławskim areszcie.
Zobacz też: Policjant z Oleśnicy wyleciał ze służby. Miał dopuścić się przestępstwa seksualnego
Syn nie przyznaje się do winy
W trakcie rozprawy powiedział, że mamę znalazł w swoim łóżku (on spał w jej pokoju - red.). Kobieta leżała nieprzytomna. Próbował ją reanimować. 30 razy uciskał klatkę piersiową. Później robił głębokie wdechy. To jednak nich nie dało.
Po nieudanej próbie reanimacji oskarżony miał wybiec z domu w poszukiwaniu telefonu. Podejrzewał, że zostawił go na ławce pod blokiem. Poprzedniego wieczoru pił tam alkohol. Zapalił skręta z marihuany. Komórkę odebrał od znajomej ekspedientki w Żabce. Dopiero wtedy zadzwonił po starszego brata. 63-latek przyjechał po kilkudziesięciu minutach. Już po telefonie domyślił się, że stało się coś złego.
Ręce miała złożone, jak do modlitwy
Starszy syn 90-latki również był obecny na rozprawie. Powiedział, że o śmierci matki dowiedział się pod blokiem. Bracia razem wjechali windą na 5. piętro. W tym czasie w ogóle się do siebie nie odzywali. Gdy weszli do mieszkania, matka wciąż leżała na kanapie. Brat oskarżonego nie zbliżał się do niej. Wiedział, że widok, który miał przed oczami, zostanie z nim do końca życia.
- Mama leżała na plecach. Ręce miała złożone, jak do modlitwy. Paweł mówił, że dzień wcześniej się pokłócili - powiedział podczas rozprawy starszy syn kobiety.
63-latek zadzwonił po karetkę. Później ratownicy wezwali policję. Wrocławianka miała ślady po pobiciu. Siniaki były na całym ciele: rękach, nogach, a nawet przy głowie. Tych ostatnich ani on, ani Paweł P. mieli wcześniej nie zauważyć. Oskarżony uważa, że obrażenia musiały powstać podczas reanimacji. Jak sam przyznaje, jego mama nie była w stanie zranić się w taki sposób samodzielnie. Cały czas stoi przy tym, że jej nie bił.
Nikt z rodzeństwa nie chciał opiekować się matką
Obaj synowie w różny sposób przekazali, że zachowanie kobiety nie wskazywało, aby była w pełni stabilna emocjonalnie. Po śmierci swojego męża (w 2005 roku - red.) miała stać się agresywna. Paweł P. wspominał o szarpaniu, ucieczkach i zostawianiu włączonej kuchenki. Jego brat poinformował, że rodzina próbowała znaleźć mamie inne lokum, ale nigdzie nie została na stałe. Mężczyźni mają więcej rodzeństwa, jednak nikt nie odważył się wziąć pod swój dach 90-latki. Dodał, że żadna z bratowych nie wyraziłaby zgody na wspólne mieszkanie.
- W kwietniu mama miała lekkie siniaki. Mówiła, że się uderzyła. Nie widziałem w tym nic niepokojącego. W maju miała już skierowanie do ośrodka psychiatrycznego - nakreśla starszy z braci. - Ostatni raz widziałem ją w lipcu. Później byłem jeszcze 3 razy, ale spotkałem tylko Pawła. Umawialiśmy się pod blokiem. Mówił, że mama śpi - przekazał 63-latek.
Oskarżonemu grozi dożywocie
Opieka nad 90-latką spoczywała na oskarżonym. Nie mieli nikogo do pomocy. Przychodziła pracownica wrocławskiego MOPS-u, żeby sprawdzić stan mieszkania.
- Mama mówiła, że obawia się Pawła, ale nie chciała składać sprawy na policję. Oboje nie przyjmowali pomocy, nawet ode mnie - powiedział starszy syn kobiety. - Na żadnym etapie Paweł nie powiedział niczego, co sugerowałoby, że to on zabił mamę - dodał w odpowiedzi na pytanie obrońcy brata.
Oskarżony nie podejmował wcześniej leczenia psychiatrycznego, choć lekarze zaznaczyli, że byłoby wskazane. Jeśli zostanie uznany za winnego zabójstwa, to może grozić mu kara od 10 lat więzienia do dożywocia.
Kolejna rozprawa została zaplanowana na 23 września.