Wyburzenie estakady i powrót rynku w Chorzowie. Konserwator zabytków: "Estakada nie jest żadną, mityczną komunistyczną szkaradą”
W tym artykule:
Chorzowska estakada, czyli projekt europejski
Chorzowski obiekt, tak jak wiele innych, bardzo podobnych, zrealizowanych chociażby we Francji czy w Niemczech Zachodnich, był odpowiedzią na problemy miast ze wzrastającym natężeniem ruchu samochodowego. Przy czym układy urbanistyczne z przełomu XIX i XX wieku oraz architektura z tamtego czasu nie były wtedy traktowane ani jako cenne, ani jako zabytkowe w całej Europie. To pozwalało projektantom na radykalne i odważne działania, inspirowane wszakże przez jeszcze przedwojenne wizje wielkich architektów, jak chociażby Le Corbusier z jego Planem Voisin - wyburzenia historycznego śródmieścia Paryża. Projekt chorzowski był europejski również z uwagi na realizację idei separacji ruchu. Kompleksowego oddzielenia ruchu samochodowego, pieszego oraz transportu szynowego.
W tym zakresie chorzowska estakada jest jedynie niewielkim fragmentem większego założenia na które składa się uporządkowanie i separacja samochodów, pieszych oraz tramwaju począwszy od Katowic aż do Bytomia. Linia tramwajowa zniknęła ze środka ulicy i już jako dwutorowa, w większej części bezkolizyjna pojawiła się po północnej stronie drogi wraz z całą nową infrastrukturą, jak chociażby stacje transformatorowe czy specjalnie zaprojektowane wiaty przystankowe. Na całej długości trasy zrealizowano przejścia podziemne dla pieszych. Oczywiście nie wszystko tu jest podobne - w czasach PRL natężenie ruchu samochodowego nie zbliżało się nawet w niewielkim stopniu do poziomu w krajach Europy Zachodniej, a budowa estakady nie była wykorzystaniem okazji czasu powojennej odbudowy, gdyż Chorzów nie ucierpiał w czasie wojny.
Trzeba jednak przyznać, że sama konstrukcja, dzięki zastosowanej technologii sprawiała wrażenie lekkiej, wspartej na stosunkowo niewielkich rozmiarowo podporach. Dodano jeszcze kręcone schody oraz rampę w formie wstęgi obok gmachu Poczty, zastępując rozebrane schody dawnego wiaduktu.
Emocje na bok
Po drugie lokalizacja. Naprawdę trudno zgodzić się z emocjonalnymi argumentami, jakoby estakada była jakąś zemstą komunistów i próbą poniżenia mieszkańców śląskiego miasta o niemieckim rodowodzie, poprzez przecięcie Rynku żelbetowym mostem. Dawna Królewska Huta nie tylko wzięła nazwę od zakładu będącego początkiem miasta ale przede wszystkim jako układ urbanistyczny wyrosła na styku z hutą. Skrzyżowanie głównej drogi łączącej Katowice z Bytomiem i linii kolejowej z Katowic do Tarnowskich Gór stało się miejscem styku huty i miejskiego Rynku, zatem to lokalizacja zakładu przemysłowego była kluczowa i pierwsza.
Ta hierarchia pozostała niezwykle istotna również w latach powojennych. Działającej, strategicznej huty nie można było przesunąć, a jej terenów uszczuplić w żaden sposób. Pozostało zatem przerzucić ruch tranzytowy nad głowami pieszych i zastąpić niewydolny, stary wiadukt estakadą. W ten sposób osiągnięto zamierzony efekt - bezkolizyjny i czteropasmowy fragment kluczowej drogi wraz ze zjazdami, odseparowany ruch pieszy oraz tramwajowy na poziomie placu.
To nigdy nie był rynek z naszej wyobraźni
Po trzecie trzeba wyraźnie powiedzieć, że dzisiaj o mieście i architekturze z przełomu XIX i XX wieku myślimy zupełnie inaczej, ale ja nie chcę ani jednoznacznie oceniać podjętych wtedy decyzji ani ich totalnie potępiać. Trzeba zauważyć, że obiekty dla miasta symboliczne pozostały na swoich miejscach - gmachy Poczty, Ratusza czy dawny hotel, a także dzisiejszy Teatr Rozrywki. Na szczęście. Zniknęło wiele kamienic. Większość z nich, jak widać na archiwalnych zdjęciach nie posiadała ani wielkiej, ani nawet średniej wartości. Kilka obiektów, które wtedy wyburzono było naprawdę cennych, wśród nich np. gmach chorzowskiego Sądu.
Zadaję sobie pytanie, co wyobrażają sobie ludzie mówiąc o powrocie „naszego ukochanego Rynku” kiedy tak naprawdę niewielu ten plac sprzed budowy estakady pamięta. Ja, jak przez mgłę pamiętam skwer z przystankami tramwajowymi i torowiskami po obu stronach, z masywną, widoczna bryłą Huty Kościuszko, a moja mama wspominała śmierdzący staw hutniczy, gdzie, po jego szczęśliwym zasypaniu pojawiła się pętla tramwajowa linii 12.
Zatem nigdy to nie był rynek z naszej wyobraźni, rynek podobny do tych w Krakowie, Wrocławiu czy Poznaniu, albo bliżej, w Gliwicach czy Cieszynie, Pszczynie czy Rybniku. Nie był to główny plac miasta o średniowiecznym rodowodzie. I absolutnie nie tak należy sobie ten obszar wyobrażać, pytając co dalej, gdy panika wywołana ekspertyzą stanu technicznego estakady pozwoliła medialnie zdecydować o jej rozbiórce.