Wymyślił koła z drutu, które księżycowemu pyłowi dały radę
Ten tekst powstał, ponieważ dzisiaj mija 120 lat od narodzin Mieczysława Bekkera. Zacznę go od zaskakującej konstatacji: nasz rodak nie był konstruktorem Lunar Roving Vehicle, zwanego w skrócie LRV. I sam wielokrotnie prostował to od dziesiątek lat krążące po Polsce uproszczenie. Mało tego: kiedy 31 lipca 1971 roku koła wędrownego pojazdu księżycowego – jak brzmi dosłownie przetłumaczona z angielskiego jego nazwa - dotknęły powierzchni satelity Ziemi, Mieczysław Bekker był już na emeryturze.
Bekker i terramechanika
Nad konstrukcją LRV pracowało przez kilka lat bardzo wielu ludzi. Prawdą jest natomiast, że o funkcjonalności LRV przesądziły wyniki wieloletnich rozważań polskiego naukowca nad zależnościami między maszynami a podłożem, na jakim pracują. Ich owocem było powstanie terramechaniki, która zajmuje się tym obszarem badań. Od 1960 roku, kiedy opublikowana została jego praca na ten temat (Off-the-road Locomotion), uchodzi za jej twórcę.
Kilka lat później konsorcjum Boeinga i General Motors, dla którego zaczął wtedy pracować Mieczysław Bekker, wygrało rywalizację o zlecenie NASA na budowę księżycowego pojazdu. Jego najważniejszym elementem był układ jezdny, więc doświadczenie naszego naukowca miało charakter unikatowy.
Koła z drutu
Zainteresowanie Mieczysława Bekkera tą dziedziną wiedzy zaczęło się, kiedy był jeszcze Mietkiem. W swoich wspomnieniach opisał to tak:
Rezultatem jego wieloletnich dociekań, które prowadził zarówno podczas pracy w Politechnice Warszawskiej, jak i później podczas wojny w firmach francuskich, kanadyjskich i amerykańskich, były koła pojazdu księżycowego wykonane z... drutu. Podczas prac koncepcyjnych nad księżycowym pojazdem niemal od początku zrezygnowano bowiem z kół gumowych, które mogły ugrzęznąć w księżycowym pyle. Musimy pamiętać, że pierwszy pojazd powstawał, kiedy nie był jeszcze znany skład i konsystencja powierzchni Srebrnego Globu, więc analizy warunków, w jakich miał się poruszać, zaczęto od badania gruntów w próżni.
Pojazd chodzący czy jeżdżący?
W 1960 roku o powierzchni Księżyca wiedziano tyle, ilo zdołano zobaczyć przez teleskop. Przyjmowano, że satelita Ziemi pokryty jest grubą, miękką warstwą pyłu, która pochłonie wszystko, co jej dotknie. Stąd wzięły się pomysły, żeby wyposażyć pojazd księżycowy w grube opony balonowe albo ogromne koła sprężynowe. Ba, najpierw należało rozstrzygnąć, czy będą to koła czy może gąsienice, brano też pod uwagę jakiś system kroczący.
Ostatecznie uznano, że Bekkerowskie druciane koło będzie rozwiązaniem najlepszym, a wysyłane na Księżyc w bezzałogowych misjach pojazdy pozwoliły je sprawdzić w praktyce. W rezultacie pierwszy LRV do przewozu ludzi, który znalazł się na Srebrnym Globie, miał cztery koła zbudowane z ośmiuset drutów ze stali fortepianowej każde. Pręty miały grubość niecałego milimetra i 80 cm długości, a odległość między nimi nie przekraczała pół centymetra.
Nie zakopały się w pyle
W rezultacie druciana plecionka zajmowała połowę - jak pisze Andrzej Selenta, autor poświęconej Mieczysławowi Bekkerowi książki „Gdy spełniają się marzenia” - całkowitej powierzchni kontaktu koła z podłożem. Na powierzchni kół zamontowano dodatkowo tytanowe blaszki, które miały zmniejszyć nacisk jednostkowy koła na podłoże. Po doświadczeniach zebranych podczas pierwszych podróży LRV po Księżycu w trakcie misji Apollo 15 ich liczbę jeszcze zwiększono.
Dzięki opisanej budowie pył zalegający kilkucentymetrową warstwą na powierzchni Księżyca był przepuszczany przez siatkę, a koła kontaktowały się z twardym podłożem. Ich trwałość nie była zbyt duża, ale wystarczająca do potrzeb, bo pozwalała na przejechanie 180 kilometrów. A podczas trzech misji Apollo 15, 16 i 17, kiedy posłużyły astronautom do poruszania się po Księżycu, przejechały niespełna 28 km za pierwszym razem, 26,5 podczas drugiej wyprawy i prawie 36 km w ostatnim przypadku.
Zostały na Księżycu
Wszystkie trzy pojazdy wciąż znajdują się na Księżycu i są najbardziej trwałym pomnikiem pracy Mieczysława Bekkera i jego licznych współpracowników. Choć nie możemy ich niestety podziwiać. W PRL długo o dokonaniach koninianina nie można było zbyt głośno mówić, a do końca minionego ustroju inicjatorom nadaniu mu tytułu honoris causa Politechniki Warszawskiej, której był absolwentem, nie udało się uzyskać zgody odpowiedniego ministerstwa.
W październiku 1979 roku, podczas pobytu w Koninie, Mieczysław Bekker otrzymał tytuł honorowego obywatela naszego miasta, odwiedzając przy tej okazji I Liceum Ogólnokształcące, którego autor niniejszego tekstu był wtedy uczniem i miał zaszczyt wysłuchać jego wykładu. O tym napiszę jednak w kolejnym tekście na temat słynnego konstruktora z Cukrowni Gosławice, podobnie jak o jego latach szkolnych w Koninie i wielu innych interesujących faktach z niezwykle intensywnego życia naszego rodaka.
Źródła zdjęć:
nasa.gov/history