Złamali szyfr. Jak polscy matematycy wygrali bitwę warszawską?
Kiedy 12 sierpnia 1920 roku bolszewicy wprowadzili nowy szyfr o kryptonimie "Rewolucja", polscy kryptolodzy złamali go w ciągu kilku godzin. Jan Kowalewski i profesor Stefan Mazurkiewicz pracowali gorączkowo nad tajemniczym kodem, podczas gdy Armia Czerwona zbliżała się niebezpiecznie do Warszawy. Następnego dnia ich wysiłki przyniosły spektakularny rezultat w postaci przechwycenia rozkazów opisujących plan ataku na stolicę. Dzięki tej informacji polscy sztabowcy odkryli słaby punkt wroga i wyprowadzili kontrofensywę, która odmieniła losy całej kampanii.
Genialny porucznik Kowalewski
Jan Kowalewski rozpoczął swoją przygodę z kryptologią przypadkowo podczas służby w Biurze Szyfrów latem 1919 roku. Młody oficer wywiadu posiadał wybitny talent matematyczny oraz znajomość języków obcych, co predysponowało go do pracy z szyfrogramami.
Kowalewski zauważył, że rosyjskie słowo "towarzysz" występuje bardzo często w komunistycznych depeszach i poszukiwał odpowiadających mu wzorców w zaszyfrowanym tekście. Szukał siedmioznakowego wyrazu, w którym trzy razy występuje ta sama samogłoska "i", co w wersji zaszyfrowanej oznaczało powtarzającą się cyfrę. Odnalazłszy taką kombinację, odkrył pierwsze znaki zagadki i zrozumiał mechanizm sowieckiego systemu szyfrowania.
Następnie porucznik spostrzegł, że podpisy pod depeszami niekiedy pozostawały niezaszyfrowane, co pozwoliło mu na dopasowanie kolejnych liter. Szybko ustalił, że ma do czynienia ze stałym szyfrem podstawieniowym, w którym każdą literę tekstu jawnego zastępowano dwiema cyframi. Ten przełom umożliwił mu złamanie pierwszego klucza bolszewickiego w ciągu jednej nocy pracy.
Gdy sztab zobaczył efekty nocnego wysiłku Kowalewskiego, natychmiast powierzono mu organizację komórki odpowiedzialnej za kryptoanalizę. Młody oficer zaprosił do współpracy wybitnych polskich matematyków: profesorów Stefana Mazurkiewicza, Wacława Sierpińskiego i Stanisława Leśniewskiego.
Wspólnymi siłami w ciągu kilku miesięcy złamali oni ponad sto kluczy szyfrowych nie tylko Armii Czerwonej, ale także Armii Ochotniczej Denikina i "białej" Floty Czarnomorskiej.
Spektakularne sukcesy polskich matematyków
Zespół Kowalewskiego rozbudował sieć radiowych stacji nasłuchowych połączonych bezpośrednio ze Sztabem Generalnym, co pozwoliło błyskawicznie przechwytywać i rozszyfrowywać depesze przeciwnika.
Polscy kryptolodzy pracowali w warszawskiej stacji radiowej "WAR", która stanowiła jedną z dwóch nadajników dalekiego zasięgu w tym czasie. System ten działał z niezwykłą efektywnością, dostarczając polskiemu dowództwu najświeższych informacji o ruchach wroga.
W lipcu 1920 roku polscy specjaliści odszyfrowali 410 sygnałów pochodzących od najwyższych dowódców bolszewickich. Wśród przechwyconych depesz znajdowały się komunikaty od Michaiła Tuchaczewskiego, dowódcy Frontu Północnego, Lwa Trockiego, sowieckiego komisarza wojny, oraz dowódców poszczególnych armii jak Siemion Budionny z Armii Konnej. Polacy otrzymywali także rozkazy od sztabów XII, XV i XVI Armii, Grupy Mozyrskiej, Złoczowskiej oraz Grupy Jakira.
Przechwytywane sygnały odszyfrowywano zazwyczaj tego samego dnia lub najpóźniej następnego, a następnie natychmiast przekazywano do II Oddziału Sztabu Generalnego oraz sekcji operacyjnej. Najważniejsze komunikaty trafiały bezpośrednio do szefa Sztabu Generalnego lub samego Wodza Naczelnego Józefa Piłsudskiego. Dzięki temu polskie dowództwo posiadało dostęp do wszystkich rozkazów operacyjnych Armii Czerwonej, co dawało niespotykanie dokładny obraz sytuacji na froncie.
Efektywność polskich kryptologów osiągnęła szczyt podczas najbardziej gorącego okresu wojny. Latem 1920 roku odczytywali oni bolszewickie komunikaty szybciej niż odbiorcy tych wiadomości, co dawało polskim sztabowcom przewagę porównywalną do transmisji online. W najbardziej intensywnych momentach Biuro Szyfrów przekazywało od 400 do 500 rozszyfrowanych depesz dziennie.
Kluczowy moment Bitwy Warszawskiej
12 sierpnia 1920 roku, gdy bolszewicy zbliżali się niebezpiecznie do Warszawy, Armia Czerwona zmieniła swój system szyfrowy na nowy kod o kryptonimie "Rewolucja". Ta zmiana miała uchronić sowieckie komunikaty przed polskim wywiadem w najkrytyczniejszym momencie kampanii warszawskiej. Zespół Jana Kowalewskiego stanął przed najtrudniejszym wyzwaniem od początku wojny.
Dwudziestoośmioletni Kowalewski i trzydziestodwuletni profesor Mazurkiewicz podjęli się złamania nowego szyfru w warunkach ogromnej presji czasowej. Po kilku godzinach intensywnej pracy matematycy mogli ogłosić sukces. Kod "Rewolucja" został złamany dokładnie w momencie, gdy jego znajomość miała stać się kluczowa dla losów całej kampanii.
Następnego dnia polscy kryptolodzy przechwycili i odszyfrowali rozkaz opisujący szczegółowy plan bolszewickiego ataku na Warszawę. Ten dokument ujawnił polskim sztabowcom najsłabszy punkt nieprzyjaciela: osłonięte słabymi siłami południowe skrzydło sowieckiego frontu. Informacja ta stała się podstawą do wyprowadzenia kontrofensywy znad Wieprza, która zatrzymała bolszewików i wyszła na ich tyły.
Tuchaczewski próbował jeszcze zatrzymać polską kontrofensywę siłami zawróconej 4. Armii, jednak ta pozostała głucha na rozkazy. Jedną z radiostacji bolszewickich zniszczyły w Cieszanowie polskie oddziały ułanów, a pozostałą łączność Polacy zagłuszyli, nadając na używanej przez bolszewików częstotliwości teksty z Biblii. Ten zabieg sparaliżował sowiecką komunikację w najkrytyczniejszym momencie bitwy.
Praca polskich kryptologów doprowadziła do odkrycia luk w lewym skrzydle Armii Czerwonej, co umożliwiło Józefowi Piłsudskiemu zwycięstwo po uderzeniu w to skrzydło podczas sierpniowej Bitwy Warszawskiej.
Po zakończeniu wojny szef Sztabu Generalnego, generał Sikorski, dekorując Kowalewskiego Orderem Virtuti Militari, pochylił się nad nim ze słowami: "To za wygranie wojny, panie poruczniku". Czy bez genialnych matematyków historia potoczyłaby się inaczej?