Chorzów: Zamknięcie estakady zabiło ich biznesy. Przedsiębiorcy z chorzowskiego rynku są załamani. "Czas na wyprowadzkę"

Sklep dobroczynny, fryzjer, fotograf, odzieżówka i kilka innych punktów usługowych może wkrótce zniknąć z chorzowskiego rynku. Sytuacja przedsiębiorców w tym miejscu jest fatalna, a z ulg czynszu zaproponowanych przez miasto, mogli skorzystać tylko nieliczni. Wielu z nich zaplanowało już wyprowadzkę z chorzowskiego rynku. "To są bardzo trudne warunki do funkcjonowania dla wszystkich, dlatego my po prostu jesteśmy już raczej na wylocie" - mówi jeden z przedsiębiorców działających przy chorzowskim rynku.
Zamknięcie estakady w Chorzowie spowodowało, że wielu przedsiębiorców działających przy rynku planuje przeprowadzkęZamknięcie estakady w Chorzowie spowodowało, że wielu przedsiębiorców działających przy rynku planuje przeprowadzkę
Źródło zdjęć: © Polska Press Grupa | Marcin Śliwa / Polska Press
Marcin Śliwa
  • Zamknięcie estakady w Chorzowie zabiło ich biznesy
  • Zamknięcie estakady w Chorzowie zabiło ich biznesy
  • Zamknięcie estakady w Chorzowie zabiło ich biznesy
  • Zamknięcie estakady w Chorzowie zabiło ich biznesy
[1/4] Zamknięcie estakady w Chorzowie spowodowało, że wielu przedsiębiorców działających przy rynku planuje przeprowadzkę Źródło zdjęć: Polska Press Grupa | Marcin Śliwa / Polska Press

"Straciliśmy ok. 90 proc. klientów. Jest gorzej niż w pandemii"

Wizyta na chorzowskim rynku wymaga pewnej logistyki. Którędy jechać i gdzie zaparkować, żeby dostać się do danej części rynku? Nic wielkiego, a jednak sporo osób może to zniechęcić do odwiedzin. W Parku Hutników, przy Kościuszki czy ul. Dąbrowskiego jest sporo przechodniów. Większość z nich jednak nie dociera do rynku. Najboleśniej przekonali się o tym przedsiębiorcy prowadzący tam biznesy.

- Na ul. Wolności jeżdżą tramwaje i są tam ludzie, chodzą też na przystanek przy Dąbrowskiego. Na Faski też jest jeszcze ruch, bo chodzą na pocztę, ale po tej stronie rynku jest tragedia. Straciliśmy ok. 90 proc. klientów. Jest gorzej niż w pandemii, bo wtedy ludzie przemieszczali się w maseczkach, a w tej chwili nikt tu już nie chodzi - mówi Iga Żłobińska, która na chorzowskim rynku prowadzi sklep dobroczynny "Pod Dobrym Aniołem".

Dodaje, że w czwartek (17 lipca) do godz. 12.00 do sklepu weszły jedynie trzy osoby. Pomoc, jaką zaoferowało miasto przedsiębiorcom, w jej ocenie jest niewystarczająca.

- Prosimy też miasto nie tylko o 50 proc. upust czynszu, ale o zwiększenie do 75 proc., bo nie jesteśmy w stanie wygospodarować środków na pokrycie wszystkich kosztów. Proszę pamiętać, że wynajmując lokal od miasta płacimy też podatek od gruntu, który nie jest naszą własnością - przypomina Iga Żłobińska. - Rozumiemy, że prezydent ma nieciekawą sytuację i nie chcielibyśmy być w skórze władz miasta, ale w jakimś stopniu powinni się jednak obudzić i stwierdzić, że 50 proc. upustu na czynsz to jest za mało przy tygodniowym utargu na poziomie 40-60 zł - mówi Iga Żłobińska.

Wystarczy spędzić tu 20 minut, by przekonać się, że praktycznie brak tu "przypadkowych przechodniów", którzy mogliby wejść do któregoś ze sklepów przy rynku i zrobić spontaniczne zakupy. Utrudnienia dotyczą zresztą nie tylko pieszych.

- Na pewno jest gorszy dojazd. Dziś np. jedna z moich klientek krążyła wokół estakady i nawigacja co chwilę inaczej ją kierowała. Jest też większy problem z parkingiem - mówi Paulina, która prowadzi salon kosmetyczny w bezpośrednim sąsiedztwie estakady.

Tłumaczy, że w porównaniu do innych okolicznych przedsiębiorców i tak nie jest w najgorszej sytuacji.

- Do mnie przychodzą klientki, które umawiają się od dawna, natomiast te, które mogłyby się umówić, nie robią tego, bo szukają miejsc z lepszym dojazdem - wyjaśnia Paulina. - Teraz jest sezon dla salonów kosmetycznych i klientki są. Mogą gdzieś znaleźć parking i przejść kawałek do salonu, ale jak to będzie w zimie?

"Oferta pożyczki mnie nie urządza"

Jest jedną z tych przedsiębiorczyń, które nie mogą skorzystać z pomocy miasta w zakresie obniżenia czynszów.

- Ludzie, którzy wynajmują lokale od prywatnych właścicieli tak naprawdę nie mogą liczyć na nic. Jeżeli właściciel wyjdzie z taką inicjatywą, to super, ale nie wszyscy to robią - mówi Paulina. - Gdyby miasto obniżyło podatek od nieruchomości, to pewnie właściciele obniżyliby nam czynsze, ale na ten moment chyba nie ma o tym mowy - dodaje.

Dla przedsiębiorców, których biznesy zakłóciło zamknięcie estakady, poza spotkaniami w Urzędzie Miasta, odbyły się też spotkania w Powiatowym Urzędzie Pracy. Te w ich ocenie również nie przyniosły satysfakcjonujących rozwiązań.

- Wczoraj na spotkaniu w Urzędzie Pracy były panie z inkubatora przedsiębiorczości i pokazywały jak pozyskiwać fundusze, natomiast nie wiem, czy one w ogóle nas obejmują, bo nigdzie nie ma takiej sytuacji, jak ta w Chorzowie z estakadą - mówi Paulina. - Oferta pożyczki też mnie nie urządza, bo w styczniu wzięłam już pożyczkę na otwarcie salonu - dodaje.

- Ze spotkania w PUP wynika w zasadzie tyle, że moglibyśmy wziąć kredyty, tylko z czego mielibyśmy je teraz spłacać? Pojawiła się też oferta zatrudnienia stażystów. Mogę ich przyjąć, nauczyć pracy na danym stanowisku, ale nie jestem w stanie mu zapłacić pensji ani przedłużyć umowy - podkreśla Iga.

Przedsiębiorczynie, z którymi rozmawiam, rozumieją złożoność sytuacji, ale też nie mają złudzeń.

- Wiem, że miasto potrzebuje pieniędzy, ale jak wszyscy w tym ciągu zamkniemy biznesy, to jak to będzie wyglądać?

- Będzie wyglądać tak, jak na Wolności, że połowa lokali jest do wynajęcia.

Przedsiębiorcy zaczynają opuszczać chorzowski rynek

Na rynku jest też spora grupa przedsiębiorców, która rozważa przeprowadzkę.

- Jest masakra, naprawdę. Przychodzi może połowa ludzi, którzy byli przed zamknięciem estakady. Spadek ruchu jest bardzo duży. Na razie będziemy tu działać do końca wakacji. Zobaczymy co będzie dalej - mówi jedna z kobiet prowadzących sklep przy rynku.

Inni działający po sąsiedzku przedsiębiorcy już podjęli decyzję, że będą prowadzić biznes tylko do końca lipca.

- Jest fatalnie, wszystko spadło o jakieś 80-90 proc. i niestety nie jest kolorowo. Ciężko powiedzieć, jak nam pomóc, gdy miasto podzielone jest na pół, to nie da się rozwiązać tego w żaden normalny sposób - mówi pani Karolina.

Pytana o działania miasta na rzecz przedsiębiorców odpowiada z rozczarowaniem.

- Byłam na spotkaniach w Urzędzie Miasta, ale nie oferują nam kompletnie nic. To mydlenie oczu. Nie wynajmujemy lokalu od miasta, więc absolutnie nic nam nie przysługuje. Sytuacja w tym miejscu jest tragiczna - podkreśla przedsiębiorczyni.

Dziki parking na rynku dla urzędników nie poprawia sytuacji

Do tego wszystkiego, co jakiś czas dochodzą nieoczekiwane zmiany.

- Półtora miesiąca po zamknięciu nauczyliśmy się troszkę funkcjonować w tym miejscu. Za każdym razem, jak wchodzi kolejna zmiana, utrudnia nam troszkę działanie. Tak jak dziś, pojawienie się nowego parkingu, który utrudni nam nieco dostawy, bo wiemy już, że tir po prostu nie zawróci w tym miejscu. Rozumiemy to, że sytuacja jest trudna, a władze miasta próbują ją opanować i robią co mogą - mówi Ryszard Sierotnik z "Dziki Bill Ostre Sosy".

Tymczasowy parking pojawił się dziś na fragmencie rynku przy estakadzie, na tyłach dawnego bistro Kaskada, które po zamknięciu estakady zakończyło swoją działalność w Chorzowie. Parkingi w tej części rynku, mogłyby pomóc przedsiębiorcom, ale efekt jest odwrotny.

- Te parkingi nie służą nam, tylko urzędnikom. O piętnastej te samochody znikają, więc to mówi samo za siebie - mówi jedna z przedsiębiorczyń.

Szef "Dzikiego Billa" przyznaje, że w kwestii parkingu nie ma dobrego rozwiązania.

- Zgłaszane są bardzo różne potrzeby. Część przedsiębiorców z rynku chce mieć gdzie zaparkować, a część potrzebuje mieć możliwość dojazdu dla ciężarówki. Tego się nie da pogodzić, to są bardzo trudne warunki do funkcjonowania dla wszystkich, dlatego my po prostu jesteśmy już raczej na wylocie - mówi Ryszard Sierotnik. - Jestem dość spokojny, bo prawdopodobnie się stąd po prostu przeniesiemy, mam nadzieję, że gdzieś do Chorzowa. Zbieramy na to w tej chwili fundusze, także zachęcamy, żeby przychodzić do nas i kupować sosy - mówi.

"Wydaje mi się, że dla wielu detalistów to jest koniec"

Tłumaczy, że w pierwszych tygodniach przedsiębiorcom na rynku najbardziej pomogła właśnie olbrzymia mobilizacja mieszkańców Chorzowa. Nie ma jednak wątpliwości, że bez wsparcia mali przedsiębiorcy długoterminowo nie przetrwają na chorzowskim rynku.

- Ruch wzrósł po tym, jak chorzowianie się wspaniale zmobilizowali i postanowili pomagać przedsiębiorcom z rynku. Teraz ten entuzjazm w naturalny sposób musiał ustąpić pragmatyzmowi, dlatego, że na rynek jest ciężko dojechać, zaparkować lub starszej osobie przejść taki kawał z siatkami. Wydaje mi się, że dla wielu detalistów to jest koniec. Te firmy długo nie przetrwają - podkreśla Ryszard Sierotnik.

Siedziba "Dzikiego Billa" mieści się w pawilonie przy Parku Hutników, obok zamkniętego zjazdu z estakady. To mało znany zaułek, który przy obecnych utrudnieniach, jest najbardziej wykluczony.

- Jak ktoś ma pół Chorzowa przejść, żeby pójść to mnie, to pójdzie gdzieś indziej i tyle. Chorzów umierał, a w tej chwili jest już totalna klapa - mówi przedsiębiorca działający w tej części rynku.

Jemu również nie przysługuje miejskie wsparcie.

- Grubo nie w porządku jest to, że tam, gdzie Urząd Miejski ma swoje lokale, obniżył czynsze o 50 proc., a nam jako właścicielom nieruchomości, nie obniżył nic - mówi mężczyzna. - Jak na spotkaniu w urzędzie powiedzieliśmy, żeby prywatnym właścicielom dali to samo, co swoim najemcom, to usłyszeliśmy, że taka jest uchwała. Tylko, że uchwała była w grudniu, a estakadę zamknęli w czerwcu. Wystarczy zrobić nową uchwałę i sprawa będzie załatwiona - dodaje.

Dla niego obecny kryzys to ponure zwieńczenie długiej historii uciążliwego sąsiedztwa estakady.

- To, co Urząd Miasta wyprawiał za poprzedniego prezydenta, to jest skandal. Najpierw przez trzy lata robili estakadę, później dwa lata parking, żeby na końcu wykopać mi pod lokalem dół i nikt tędy nie mógł przejść. To wszystko trwało łącznie pięć lat i położyli mi interes i w nagrodę podnieśli mi czynsz z 1,5 tys. do 3 tys. zł - mówi rozgoryczony przedsiębiorca.

"Jedynym ratunkiem jest przejście dla pieszych przy Katowickiej"

Przedsiębiorcy działający po drugiej strony zamkniętej estakady również odnotowali straty, ale tam sytuację poprawia tymczasowe przejście dla pieszych na ul. Katowickiej.

- Jest dosyć ciężko, bo spadły obroty. Dla nas jedynym ratunkiem jest przejście dla pieszych przy Katowickiej, bo dzięki temu przychodzą ludzie, którzy tu nigdy nie byli i zdarzają się ludzie, którzy nie wiedzieli, że działa tu taki sklep - mówi przedsiębiorca Adam.

Obok bieżących utrudnień, powodem do niepokoju dla przedsiębiorców jest również niejasna przyszłość estakady.

- Mam nadzieję, że coś będzie lepiej, ale nie wiadomo kiedy i jak się to potoczy. Co druga osoba co przyjdzie ma swoją koncepcje, co wie, co słyszał na pewno i co on by chciał, więc o jakieś rzetelne informacje jest ciężko - mówi Adam.

Trzeba pamiętać, że nawet jeśli zapadną już decyzje dotyczące przyszłości estakady, to nie zakończą się trudności dla okolicznego biznesu.

- Dla mnie większy problem będzie, gdy ruszą roboty związane z rozbiórką. Mój lokal jest bardzo blisko estakady, ma cienkie ściany, wszystko tam słychać i nie widzę tego, jak to będzie przy remoncie - podkreśla Paulina.

Pan Adam to jeden z tych przedsiębiorców, którzy nie myślą o przeprowadzce.

- Nie mamy takich planów, już tyle lat to prowadzimy i ciężko teraz przestawić się na coś innego. Mamy nadzieję, że ludzie dalej będą do nas chodzić. Czasami są fajne dni i człowiek odzyskuje nadzieję, bo ogólnie to nie jest za dobrze - mówi Adam.

W tych trudnych okolicznościach przedsiębiorcy nie tracą nadziei i próbują wspierać się nawzajem.

- Staramy się trzymać razem i wspierać się nawzajem. Zawsze człowiek czuje się trochę raźniej, że nie jest z tym sam - podkreśla Paulina.

Wybrane dla Ciebie

Zielona Góra: Pies zamykany na balkonie bez wody i jedzenia
Zielona Góra: Pies zamykany na balkonie bez wody i jedzenia
Lublin: Dodatkowe kursy komunikacji miejskiej po niedzielnym meczu piłkarzy Motoru. Rozpiska
Lublin: Dodatkowe kursy komunikacji miejskiej po niedzielnym meczu piłkarzy Motoru. Rozpiska
Radomsko: Praca w urzędzie! Starostwo powiatowe szuka chętnych do pracy w geodezji
Radomsko: Praca w urzędzie! Starostwo powiatowe szuka chętnych do pracy w geodezji
Zasilanie przyszłości. Nowa linia 400 kV dla Dolnego Śląska już gotowa
Zasilanie przyszłości. Nowa linia 400 kV dla Dolnego Śląska już gotowa
Łęczyca: Urzędnicy wzięli udział w szkoleniu z zakresu ochrony ludności i obrony cywilnej
Łęczyca: Urzędnicy wzięli udział w szkoleniu z zakresu ochrony ludności i obrony cywilnej
Warsztaty muzyczne wystartowały w Miejskim Domu Kultury w Radomsku. Zakończy je koncert
Warsztaty muzyczne wystartowały w Miejskim Domu Kultury w Radomsku. Zakończy je koncert
Bitwa pod Waterloo. Krwawa rzeź na polach Belgii
Bitwa pod Waterloo. Krwawa rzeź na polach Belgii
Pruszcz Gdański: Napadł na ratowników medycznych i policjantkę. Agresywny 24-latek został zatrzymany
Pruszcz Gdański: Napadł na ratowników medycznych i policjantkę. Agresywny 24-latek został zatrzymany
Kamieniec: Groził nożem swojemu bratankowi. Trafił do aresztu
Kamieniec: Groził nożem swojemu bratankowi. Trafił do aresztu
Racibórz: Mini-zoo zamknięte do odwołania. Rusza modernizacja. Potem pojawią się nowe zwierzaki
Racibórz: Mini-zoo zamknięte do odwołania. Rusza modernizacja. Potem pojawią się nowe zwierzaki
Rybnik: Niebezpieczne zachowanie nastolatków. Trzech chłopców wspięło się na dach nieczynnej fabryki. Musieli zdejmować ich strażacy
Rybnik: Niebezpieczne zachowanie nastolatków. Trzech chłopców wspięło się na dach nieczynnej fabryki. Musieli zdejmować ich strażacy
Wrocław: Interwencja straży miejskiej na ul. Szewskiej. Podrobiona karta parkingowa i kara najdotkliwsza z możliwych!
Wrocław: Interwencja straży miejskiej na ul. Szewskiej. Podrobiona karta parkingowa i kara najdotkliwsza z możliwych!