Polska tańsza niż Dubaj. Obłożenie hoteli? W sierpniu niemal 100%

Jan Wróblewski: My ten sezon oceniamy bardzo dobrze. Choć w lipcu pogoda faktycznie nas nie rozpieszczała, obłożenie utrzymało się na poziomie ubiegłorocznych 80 proc. Nie rozumiem więc lamentu części właścicieli hoteli czy restauracji na temat frekwencji.

Polska infrastruktura hotelowa, komunikacyjna, gastronomiczna i rozrywkowa stoi dziś na bardzo wysokim poziomie - często wyższym niż w południowej Europie czy w popularnych destynacjach, takich jak Turcja czy Egipt. Dlatego pogoda nie jest już głównym czynnikiem decydującym o wyborze miejsca urlopu.

Widać też nowe trendy: coolcation, slow life, work-life balance. To sprawia, że podróżujemy częściej, a nawet jeśli ktoś wyjeżdża za granicę, część wolnego i tak spędza w Polsce. Według różnych statystyk, aż 8 na 10 Polaków przeznaczy w tym roku przynajmniej część urlopu na pobyt w kraju.

Sierpień zapowiada się nawet lepiej niż w zeszłym roku. Obłożenie w naszych hotelach sięga obecnie niemal 100 proc. - i to do połowy miesiąca. Zachęcam więc do przyjazdów w drugiej połowie sierpnia, bo wtedy wciąż można znaleźć wolne miejsca i pobyty w dobrych cenach.

Chciałbym też rozwiać mit o cenach. Często słyszy się, że w Polsce są one takie jak w Dubaju czy Barcelonie. To nieprawda. W szczycie sezonu ceny w tych miastach są nawet dwa razy wyższe niż w Polsce. Dla przykładu: hotel Hilton w Polsce w sezonie kosztuje około 900 zł za noc - tyle samo co rok temu. Taki sam obiekt w Barcelonie czy Dubaju w tym samym okresie to koszt dwukrotnie wyższy. Ważne, aby porównywać hotele tej samej klasy, wtedy obraz jest jasny.

Tak, uważam, że będzie się wydłużał. Zachęcamy gości do wyjazdów przed sezonem, na jego początku, w drugiej połowie sierpnia lub jeszcze później. Pogoda nadal jest wtedy wakacyjna, a ceny zdecydowanie niższe.

Wybrzeże wciąż wygrywa, ale ostatnio sprawdzałem obłożenie w górach - i tam także jest ono bardzo wysokie.

Myślę, że poziom ruchu z zagranicy jest podobny do tego sprzed konfliktu na wschodzie. Na początku wojny rzeczywiście widać było spadki, zwłaszcza w regionach przygranicznych, ale sytuacja się ustabilizowała. Miasta, które wcześniej przyciągały turystów z zagranicy, wracają do dawnych wyników. Perspektywa jest stabilna.

Zatrudniamy około tysiąca osób i jesteśmy jednym z największych pracodawców w województwie zachodniopomorskim - i największym w branży turystycznej. Do problemów kadrowych przyzwyczailiśmy się już dawno. Nie da się ich rozwiązać bez imigrantów zarobkowych. Polska z tego nie może zrezygnować, ale migracja musi być prowadzona rozsądnie i w sposób zrównoważony, aby nie powodować napięć społecznych.

Bezpośrednio - nie. Ale wprowadza pewną niepewność międzynarodową i może psuć nastroje w biznesie, co pośrednio odbija się także na turystyce międzynarodowej. Takie napięcia nigdy nie są dobre, więc liczę na szybkie rozwiązanie sporów.

Jako duże przedsiębiorstwo nie korzystaliśmy z mrożenia cen. W ramach naszej strategii ESG szeroko podeszliśmy do ekologii i społecznej odpowiedzialności. Jesteśmy jedyną znaną mi siecią hotelową w Polsce, która inwestuje we własne odnawialne źródła energii. Uruchomiliśmy pierwsze farmy fotowoltaiczne, pracujemy nad kolejnymi niskoemisyjnymi źródłami.

Przypomnę, że jako pierwsi w Polsce mieliśmy ładowarki do samochodów elektrycznych we wszystkich obiektach. Kolejny etap strategii to rozwój własnych źródeł energii odnawialnej lub niskoemisyjnej.

Ponadto Zdrojowa Hotels staje się najbardziej ekologiczną siecią w Polsce. Stawia na zieloną i niskoemisyjną energię, otwiera hotele z certyfikacją LEED oraz uczestniczy w akcjach ekologicznych, w tym WWF. Wdraża praktyczne rozwiązania proekologiczne jak odzysk energii i wody, pompy ciepła, czujniki światła, samochody elektryczne, segregacja odpadów w pokojach, biodegradowalne materiały czy "sztuczne mięso".

Niedaleko Świnoujścia odkryto największe w Europie złoża ropy i gazu. Macie tam swoje hotele. Jak to oceniacie?

To dla miasta szansa na rozwój kolejnej gałęzi gospodarki, podobnie jak planowany terminal kontenerowy. Ale są też zagrożenia, w tym środowiskowe. Nie jesteśmy przeciwni takim inwestycjom, pod warunkiem że mieszkańcy i turyści będą w jakiś sposób beneficjentami. Jeśli mają ponosić wyłącznie ryzyko, byłoby to niesprawiedliwe. Przykład terminala LNG pokazuje, że można pogodzić takie przedsięwzięcia z turystyką.

My stoimy na stanowisku, że jako branża nie jesteśmy przeciwni takim inwestycjom, ale musi to być w pewien sposób rekompensowane. Jeżeli mieszkańcy miasta i turyści w żaden sposób nie mają być beneficjentem finansowym tych inwestycji, to znaczyłoby tylko, że będą to tylko zagrożenia po stronie Świnoujścia, co byłoby niesprawiedliwe.

Jeżeli będą zlokalizowane daleko od brzegu, nie wpłyną negatywnie na krajobraz. Mogą wręcz stworzyć nową niszę turystyczną. Poza tym rozwój tego sektora pobudza przemysł portowy i lokalną gospodarkę. Ważne jednak, aby interesy turystyki i mieszkańców były zabezpieczone.

Większość zmian ma charakter ogólnogospodarczy, a same rozwiązania są dość szczegółowe i niewielkie. Na tej fali prowadzimy jednak rozmowy z Ministerstwem Sportu i Turystyki o deregulacji rozporządzenia kategoryzacyjnego dla hoteli.

System kategoryzacji się sprawdził - dzięki niemu mamy w Polsce tak dobry standard hoteli. Ale część wymogów jest archaiczna, jak np. telefon w toalecie w niektórych kategoriach. Chcemy dostosować przepisy do dzisiejszych realiów. Przykładem jest telefon w toalecie w niektórej kategorii hoteli.

Obawiamy się, że Polska Organizacja Turystyczna nie wypełnia swojej roli w promocji kraju - zarówno za granicą, jak i wewnątrz. W mediach często jednego dnia słyszymy, że nad morzem jest pusto, a tego samego wieczora - że plaże są przepełnione. Do tego co roku powracają tematy sinic, "paragonów grozy" czy złej pogody. To przypadki jednostkowe, ale psują wizerunek. POT powinien te mity obalać i kreować pozytywną atmosferę wokół wypoczynku w Polsce.

Pamiętajmy, że krajowa turystyka to ważna gałąź polskiej gospodarki. Generuje 5 proc. naszego PKB, więcej niż rolnictwa. Natomiast efekt mnożnikowy powoduje, że każda złotówka wydana w Polsce daje 4-5 złotych wartości dodanej.