Klasyczny „Fidelio”. Nieśmiertelna inscenizacja Otto Schenka w Wiener Staatsoper
"Fidelio" Ludwiga van Beethovena w inscenizacji Otto Schenka pozostaje w repertuarze Wiener Staatsoper nieprzerwanie od 1970 roku. Mimo upływu lat spektakl nie traci na atrakcyjności za sprawą dopracowanej w detalach reżyserii, a dodatkowym walorem są każdorazowo interesująco dobierane obsady solistów.
Wiener Staatsoper wyróżnia się specyficzną polityką repertuarową. Podczas gdy niemieckie opery prześcigają się w coraz to nowszych odmianach Regietheater, inne renomowane teatry promują nazwiska kolejnych reżyserów, Opera Wiedeńska stara się pozyskiwać gwiazdorskie obsady, mniejszą wagę przywiązując do samych inscenizacji.
Najstarsza produkcja pozostająca w repertuarze wiedeńskiego teatru to "Tosca" Pucciniego w reżyserii Margarete Wallmann, austriackiej przedwojennej tancerki baletowej i choreografki, po II Wojnie Światowej parającej się również reżyserią operową. Uwielbiany przez Wiedeńczyków klasyczny spektakl z 1958 roku jest dość oszczędny inscenizacyjnie jak na dzisiejsze standardy. W premierowej obsadzie przed ponad pięćdziesięcioma laty znaleźli się Renata Tebaldi, Giuseppe Zampieri i Titto Gobbi, dyrygował Herbert von Karajan. Od tamtego czasu Staatsoper zagrała 653 spektakle tej inscenizacji, a w ostatnich sezonach w Wiedniu triumfy w roli Cavaradossiego święci Piotr Beczała.
Nawet jeżeli jedna z klasycznych produkcji zostanie decyzją dyrekcji teatru zastąpiona nowszą inscenizacją, to nierzadko spotyka się to z niezadowoleniem. Głośne protesty buczącej publiczności towarzyszyły jesiennej premierze "Don Carlosa" Verdiego w reżyserii Kirilla Serebrennikova. Z falą krytyki spotkała się premiera "Carmen" Bizeta w reżyserii Calixto Bieito, inscenizacji zastępującej graną nieprzerwanie od 1978 roku klasyczną produkcję Franca Zeffirellego. Czasami teatr powraca też do poprzednich inscenizacji – wystawiona cztery lata temu realizacja "Cyrulika sewilskiego" Rossiniego w reżyserii Herberta Fritscha (krytycznie odebrana przez prasę) w lutym 2025 roku z powodu… brzydkiego zapachu scenografii została zastąpiona pochodzącym z 1966 roku klasycznym spektaklem Günthera Rennerta.
Absolutnym rekordzistą pod względem obecności swoich spektakli na afiszu Opery Wiedeńskiej pozostaje Otto Schenk. Zmarły w styczniu 2025 roku austriacki aktor i reżyser przez całe życie związany był z wiedeńskimi teatrami – tu ukończył studia aktorskie, stawiał pierwsze kroki na scenach dramatycznych, a u kresu życia zagrał pożegnalne spektakle.
Najwięcej jego spektakli powstało właśnie dla Wiener Staatsoper – aż 30 inscenizacji oper w latach 1964-1988, by wspomnieć chociażby granego po dziś dzień „Fidelia” Ludwiga van Beethovena, „Kawalera z różą” Richarda Straussa, "Andrea Chénier" Umberta Giordana, "Napój miłosny" Gaetana Donizettiego i "Zemstę nietoperza" Johanna II Straussa, w której sam reżyser wielokrotnie rozbawiał publiczność do łez wcielając się w postać strażnika więziennego Froscha.
Premiera wspominanego już "Fidelia" Ludwiga van Bethovena w reżyserii Otto Schenka odbyła się w 1970 roku pod batutą Leonarda Bernsteina, a śpiewali wówczas James King (Florestan), Gwyneth Jones (Leonora) i Lucia Popp (Marcelina). Na przestrzeni lat obsady zmieniały się wielokrotnie. Na zrealizowanym w 1978 roku nagraniu wideo obejrzeć możemy Gundulę Janowitz, René Kollo, Lucię Popp i Hansa Sotina, a w kolejnych latach w inscenizacji występowali m. in. Anja Kampe, Waltraud Meier, Ricarda Merbeth, Camilla Nylund, Nina Stemme, Peter Seiffert, czy też Thomas Johannes Mayer.
To klasyczny spektakl, zrealizowany z ogromną dbałością o detale kostiumograficzne (Leo Bei) i scenograficzne (Günther Schneider-Siemssen). Jego atutem jest wyraźne nakreślenie osobowości bohaterów, ich motywacji i wyreżyserowanie interakcji pomiędzy postaciami poprzez odpowiednie gesty, rekwizyty, czy też intonację tekstu mówionego – umiejętność, której bardzo często brakuje współczesnym reżyserom.
W obecnej obsadzie równych sobie nie miał amerykański tenor Michael Spyres. Niesamowita aria Florestana rozpoczynająca II akt opery została przez niego tak zniuansowana, jak tylko można sobie to wymarzyć. Trzymający w napięciu recytatyw, nie pozostający bez związku z poprzedzającym go tajemniczym orkiestrowym wstępem, środkowa część wrażliwie frazowana jak najlepsze niemieckie Lieder, a w finale pewnie osadzona góra skali. Na wszystko to pozwala artyście specyficzna technika wokalna. Jego głos ma bardzo indywidualną barwę, świetnie brzmi nie tylko we fragmentach wymagających wyczucia intymnego nastroju, ale osiąga również stalowy tembr w scenach zbiorowych (na przykład w pompatycznym finale opery).
Simone Schneider, wcielająca się w Leonorę przebraną za tytułowego młodzieńca Fidelia, dobrze poradziła sobie z aktorskimi wyzwaniami tej spodenkowej roli, ale śpiewała niezbyt ciekawym w barwie głosem o niewielkiej sprawności, a z biegiem spektaklu tylko coraz bardziej uwidoczniały się kondycyjne słabości sopranistki.
W nie najlepszej dyspozycji wokalnej zdawał się być skądinąd znakomity niemiecki bas Georg Zeppenfeld, który jesienią zachwycił mnie w Berlinie jako fenomenalny Król Marek w "Tristanie i Izoldzie". Wyrazistości wokalnej, a co gorsza aktorskiej zabrakło hawajskiemu barytonowi Jordanowi Shanahanowi. Jego niewielki głos nie ma niestety odpowiednich możliwości, aby zobrazować okrutny charakter dyrektora więzienia Don Pizarra. Znakomicie za to śpiewał chór.
Myślę, że podobnie dużo przyjemności sprawiła muzykom orkiestry współpraca z Axelem Koberem, co mnie słuchanie jej efektów. Dyrygent ogrom uwagi poświęcił dokładnemu realizowaniu artykulacji, ilustrowaniu scenicznej akcji dzięki inteligentnemu doborowi temp i dynamiki. W części muzycznych numerów podkreślił ich marszową rytmikę, co świetnie korespondowało z wolnościową wymową dzieła.
Mistrzowskie eksponowanie różnorodnych faktur i umiejętne prowadzenie równoległych planów brzmieniowych sprawiły, że dramatycznie zadyrygowana uwertura Leonora III w połowie II aktu nagrodzona została frenetyczną owacją.
Oglądałem spektakl w czwartek 20 lutego 2025 roku.