Barbara Stuhr – kobieta, której świat nie widział, ale bez niej Jerzy Stuhr by nie istniał
W tym artykule:
Rok po śmierci Jerzego Stuhra warto przyjrzeć się bliżej tej, która przez dekady żyła u jego boku – w ciszy, z klasą i z ogromną siłą. Barbara Stuhr – skrzypaczka, filantropka, matka, ale przede wszystkim kobieta, bez której ten wybitny aktor nie zrealizowałby wielu ze swoich marzeń. Jej własna historia to opowieść o miłości, oddaniu, poświęceniu i pasji, która nie potrzebuje blichtru ani fleszy. To ona była kotwicą, oparciem i niewidzialną siłą napędową tej artystycznej rodziny. Dziś oddajemy jej głos i miejsce w centrum sceny.
Piękna skrzypaczka, która żyła w cieniu męża. Barbara Stuhr to artystka, a w jej sercu gra muzyka
Jerzego Stuhra nikomu nie trzeba przedstawiać – był legendą za życia. Z kolei o jego żonie nigdy nie mówiło się głośno. Zawsze stała w cieniu swojego męża (trochę z wyboru, trochę z konieczności, ale nigdy z przymusu), to jednak nie przeszkadzało jej, aby spełniać się życiowo i zawodowo. Jest wybitną skrzypaczką, która występowała m.in. w Filharmonii Krakowskiej, a także Capelli Cracoviensis i Muzyce Centrum. To jednak niejedyne jej zajęcie. Barbara Stuhr jest jedną ze współzałożycielek stowarzyszenia Unicorn, które pomaga osobom chorym na raka oraz ich bliskim. Działalność charytatywna jest jej siłą napędową:
Działalność charytatywna jest zastrzykiem energii i sprawia jej czystą satysfakcję. Ona nie musi, ona chce – mówiła córka Marianna Stuhr w Onet.pl.
Nie miała łatwego życia u boku Jerzego Stuhra – praktycznie wszystkie obowiązki domowe i ciężar wychowywania dwójki dzieci spadły na nią, ale jak to powiedziała w wywiadzie w serwisie naTemat.pl „widziały gały co brały”:
Nie było mi lekko, ale to jest jakaś cena, niczego w życiu nie ma za darmo. To nie jest tak, że byłam nieszczęśliwą kobietką, która usiadła na kanapie i płacze, że sobie nie radzi. Widziały gały, co brały. A czy dzisiaj się ktokolwiek pyta marynarza, himalaisty czy tirowca, co jego żona myśli o tym, że ukochanego nie ma cały czas w domu? Przecież wiedziała, że sobie bierze mężczyznę z takim zawodem i co się z tym wiąże. A u nas to było jeszcze inaczej, bo to, że jego nie było coraz częściej w domu, to był proces. Nie stało się to z dnia na dzień.
Barbarę Stuhr lepiej można poznać dzięki książce „Basia. Szczęśliwą się bywa” to autobiografia, która rzuca nowe światło na historię rodziny Stuhrów, prezentując ją z perspektywy dotąd nieznanej szerszej publiczności. Głos w niej zabierają nie tylko dzieci Maciej Stuhr i Marianna Stuhr – ale również bliscy przyjaciele rodziny. Ich zgodne świadectwo ukazuje Barbarę Stuhr jako fundamentalny filar sukcesu Stuhrów – kobietę o niezwykłej sile, a jednocześnie ujmującej delikatności. Ta opowieść to intymne spojrzenie na osobę, która z determinacją i wrażliwością kształtowała życie jednej z najbardziej rozpoznawalnych polskich rodzin artystycznych.
Basia może strasznie zwieść ludzi, bo jest taka cichutka, stoi skromnie z boku. Łatwo można się na to nabrać. Ona nie lubi się eksponować. Znakomicie jej wychodzi kierowanie z drugiego rzędu, ale nie dlatego trzyma się z boku, że taka pozycja jest wygodniejsza do kierowania. Ona po prostu taka jest: nienarzucająca się, nieafiszująca się – mówiła przyjaciółka i dziennikarka Teresa Czerniejewska-Herzig.
W jej życiu było sporo przeciwności losu, które ją tylko umocniły i sprawiły, że jest kobietą silną, zdeterminowaną i tylko ona mogła poskromić takiego człowieka, jakim był Jerzy Stuhr.
Znali się całe życie i całe życie się kochali. Historia miłości Jerzego i Barbary Stuhr
Historia Barbary i Jerzego to piękna opowieść – nieco bajkowa, przygodowa, ale i dramatyczna. Poznali się w przedszkolu w rodzinnym Bielsku. Ich bliższe spotkanie zaowocowało raczej niechęcią do niezgrabnego małego Jurka, który zdeptał stopy Basi podczas krakowiaka. Po przedszkolu każdy poszedł w inną stronę i znali się raczej z widzenia i z lekcji religii w salce katechetycznej. Ich drogi zeszły się podczas studiów.
Nie widzieli się ponad rok, odkąd Jerzy pierwszy wyjechał z Bielska na studia do Krakowa. Nie poznał Basi. Zmieniła się, wydoroślała, wypiękniała. Stanęli w kącie na korytarzu, żeby porozmawiać. Tak to się zaczęło - czytamy na łamach książki „Basia. Szczęśliwą się bywa”.
Zaczęli spędzać więcej czasu ze sobą, a to za sprawą wspólnych pasji – muzyki, teatru i sztuki. Może i nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, ale z pewnością na całe życie. Pobrali się w październiku 1971 – najpierw był to ślub cywilny, a w Boże Narodzenie ceremonia odbyła się w kościele. Żyli skromnie, ale pięknie:
Długo nie zastanawiałam się, gdzie będziemy mieszkać, z czego będziemy żyć i jak. Klepaliśmy biedę, jedliśmy jeden studencki obiad na spółkę, bo nie mieliśmy pieniędzy, ale czuliśmy się wolni. Żyliśmy w jakimś sensie z dnia na dzień, sztuką, liczył się spektakl, w którym Jurek wystąpi, film, w którym zagra, przedstawienie przyjaciół, na które pójdziemy, jakieś moje koncerty, wspólne wieczory w SPATi- F-ie nazywanym wylęgarnią talentów - mówiła Barbara Stuhr na łamach książki „Basia. Szczęśliwą się bywa”.
Kryzysy małżeńskie, które ich umocniły. Barbara i Jerzy Stuhr byli ze sobą ponad 50 lat
Kariera zawodowa Jerzego Stuhra na dobre się rozkręciła, co sprawiło, że rzadko bywał w domu. Para się oddalała od siebie. Wtedy Barbara napisała list do męża i poprosiła go, aby zastanowił się, co jest dla niego ważne w życiu. Czy to pomogło? Nie wiadomo, bo Stuhr był coraz bardziej zajęty i dostawał więcej ról. Barbara wzięła na siebie trud wychowania dzieci i obowiązków domowych, ale nie zapomniała o swojej pasji, jaką była muzyka. Aktor wiedział, że jego życie nie byłoby takie, gdyby nie ona. Wielokrotnie podkreślał, jak bardzo ceni swoją żonę:
Miłość najbardziej kojarzy mi się z olbrzymią tęsknotą do żony, do dzieci. To był dla mnie naturalny stan. Mam poczucie, że zawód zabrał mi coś z domowego szczęścia. Ale nie zamieniłbym tego. Moje szczęście polegało na tym, że żona to rozumiała. Nie walczyła z tym. Dała mi wolność bycia zrealizowanym - opowiadał w jednym z wywiadów.
Życie nie oszczędzało Jerzego i Barbary Stuhrów, jednak w obliczu kolejnych wyzwań – zawału serca Jerzego, a następnie kolejnej druzgocącej diagnozy – zawsze byli dla siebie niezachwianym wsparciem.
U aktora w 2011 roku zdiagnozowano raka krtani. Lekarze nie dawali mu większych szans na pokonanie choroby, ale Barbara walczyła o swojego męża, jak lwica! Stała się jego podporą, opiekunką, psychiatrą, a nawet dietetykiem i oczywiście zawsze wspierającą żoną.
Determinacja Basi się opłaciła i dzięki temu w 2020 roku para szczęśliwie obchodziła swoją 50. rocznicę ślubu. Mieli wybrać się z tej okazji w podróż, ale plany pokrzyżowała im pandemia.
Przez te wszystkie lata, które ze sobą byli nauczyli się ze sobą być, kochać i że ta miłość będzie do grobowej deski. Niestety, ale w 2023 u aktora nastąpiła wznowa nowotworu - przeszedł wówczas zabieg usunięcia krtani. Operacja nie pomogła, aktor zmarł 9 lipca 2024 roku.
Barbara Stuhr przez lata nie potrzebowała braw ani wywiadów, by być kimś wyjątkowym. Jej historia to dowód na to, że wielkość nie zawsze wymaga sceny, a siła nie zawsze krzyczy. To ona była latarnią, kiedy Jerzy tracił grunt pod nogami. To ona uczyła dzieci samodzielności, będąc jednocześnie podporą męża. To ona – z pasją i łagodnością – pokazała, że życie w cieniu może być wyborem, a nie porażką. Dziś, gdy wspominamy Jerzego Stuhra, nie możemy zapomnieć o Barbarze. Bo czasem największym bohaterem opowieści jest ten, kto nie miał w niej głównej roli – a mimo to był wszystkim.