Mirosław Ziętarski i Mateusz Biskup mieli sezon jak marzenie
Przed rokiem na IO w Paryżu Ziętarski z Biskupem (oraz Fabianem Barańskim i Dominikiem Czają) zdobyli w czwórce podwójnej upragniony medal olimpijski - brązowy. Sezon poolimpijski miał być rokiem eksperymentów, poszukiwań nowych zestawień zwłaszcza, że Barański postanowił odpocząć od reprezentacyjnego reżimu przygotowań.
- Aleksander Wojciechowski, trener główny wioseł krótkich mając do dyspozycji naszą trójkę z Paryża oraz "młode wilki", złotych medalistów młodzieżowych mistrzostw świata w dwójce i czwórce podwójnej oraz skiffistę Piotra Płomińskiego, miał możliwość rotowania składem poszczególnych osad - wyjawia Biskup. - W pierwszej cześć sezonu zdecydował, że z Mirkiem stworzymy dwójkę podwójną. To nie przypadek, gdyż po igrzyskach w Rio w 2017 też pływaliśmy razem, sięgając po srebrny medal mistrzostw Europy i po wicemistrzostwo świata. Razem płynęliśmy też na igrzyskach olimpijskich w Tokio plasując się na szóstej pozycji.
- Pierwszym sprawdzianem naszej dyspozycji był europejski czempionat w Płowdiw, w którym stoczyliśmy w finale, zacięty, zwycięski bój z dwójką mistrzów olimpijskich z Paryża, osadą Rumunii. Mieliśmy wielką satysfakcję z tej wygranej - wspomina Ziętarski.
To jednak nie oznaczało, że w kolejnych startach mieli zagwarantowane występy w dwójkach. W regatach Pucharu Świata wioślarze AZS UMK Toruń i Lotto-Bydgostii wiosłowali w czwórkach.
- Wyniki też były obiecujące, gdyż plasowaliśmy się zarówno w Varese, jak i Lucernie na drugich miejscach za Włochami i Brytyjczykami, a więc osadami, które zajęły dwie czołowe lokaty w Szanghaju. Na mistrzostwa świata powróciliśmy jednak do dwójki, a pieczę nad nami i czwórką podwójną, która zdobyła brązowy medal sprawowali Robert Sycz i Rafał Dziekoński - dodaje Biskup.
- Aklimatyzacja w Chinach przebiegła bez zakłóceń i mogliśmy z optymizmem przystąpić do rywalizacji o światowe tytuły. Już na treningach było widać, że dwójka pływa bardzo szybko - relacjonuje Sycz. - Potwierdziły to wyniki przedbiegów, w których nasza dwójka uzyskała drugi czas eliminacji. Nieznacznie szybsi okazali się Rumuni. Bardzo ucieszył nas też awans czwórki do półfinału.
- Trochę nerwowości wkradło się przed półfinałami, bo przez awarię maszyny startowej nasze biegi zostały przełożone na kolejny dzień. Traciliśmy w ten sposób jeden dzień przerwy między półfinałem, a finałem. Warunki pogodowe nie były sprzyjające, boczny wiatr, ogromy upał i wysoka wilgotność powietrza, ustaliliśmy z Mateuszem i trenerem Syczem, że najważniejszy nasz cel na półfinał to zajęcie najmniejszym nakładem sił premiowanego awansem do finału miejsca. I tak też się stało. Przypłynęliśmy do mety za Serbami, lecz wiedzieliśmy, że mamy jeszcze spore rezerwy - relacjonuje Ziętarski.
- Tym razem, co do planu na finał, byliśmy z trenerem Robertem zgodni: musimy mocno rozpocząć i wysunąć się na czoło stawki, by później kontrolować poczynania rywali. Obawialiśmy się Rumunów, Irlandczyków, Serbów i Hiszpanów dysponujących mocnym finiszem - wylicza Biskup.
Sycz, tradycyjnie towarzyszył osadzie podczas finałowego biegu jadąc na rowerze.
- Gdy zobaczyłem ich przewagę w połowie dystansu, trochę się przestraszyłem, czy wytrzymają narzucone tempo. Po kolejnej pięćsetce byłem przekonany, że nie dadzą się dogonić.
- Sami się dziwiliśmy, że tak szybko płyniemy, że nasza przewaga z każdym pociągnięciem wioseł się powiększa. Co ciekawe, największą osiągnęliśmy na 1500 metrze, a przecież w Los Angeles będziemy rywalizować na takim właśnie dystansie. To super prognostyk - mówią z dumą obaj wioślarze. Biało-czerwoni wyprzedzili Serbów i Irlandczyków.
Dopiero po minięciu mety można było zauważyć, jakim wysiłkiem został okupiony ten upragniony złoty medal. Niewiele brakowało, aby dzięki Mateuszowi, osada zaliczyła przymusową kąpiel. W roli ratownika doskonale spisał się Mirek. - Szybko zareagowałem wiosłami i łódka, na szczęście, wróciła do poziomu. Mogliśmy nadal celebrować na wodzie nasze zwycięstwo - śmieje się Ziętarski.
Z wielkim wzruszeniem wioślarze wysłuchali Mazurka Dąbrowskiego, ucałowali zdobyte złote medale. - To wielkie osiągnięcie, choć zdobyty przed rokiem w Paryżu brązowy medal olimpijski ma dla nas większą wartość. To medal podsumowujący czterolecie pracy. Zdobyte w tym sezonie trofea: złoto mistrzostw Europy i świata to początek drogi do czwartego naszego występu na igrzyskach w Los Angeles - podkreślają. - Czy będzie to dwójka, czy czwórka o tym zadecyduje sztab szkoleniowy. Mamy nadzieję, że wróci do nas Fabian. My się do tego dostosujemy, gdyż mamy pełne zaufanie do naszych trenerów.
Obecnie nasi mistrzowie świata po licznych spotkaniach okolicznościowych wrócili do swoich rodzin. Biskup przejął obowiązki domowe od żony Ilony, może też wreszcie nacieszyć się dziećmi Rozalią i Antkiem. - Choć to już rok szkolny, mam nadzieję, że nauczyciele to zrozumieją, wybieramy się na krótkie wspólne wakacje, a później wracam do wiosłowania - zdradza Mateusz.
Nieco inaczej jest w przypadku Ziętarskiego. On wraz z żoną Pauliną wspólnie przebywają na zgrupowaniach kadry. Byli też razem w Chinach. Żona Mirka z powodzeniem wiosłowała w ósemce, która w Szanghaju zajęła 9. miejsce.
- Oboje jednak bardzo tęskniliśmy za naszymi latoroślami Mają i Olą, którymi zajmowała się mama żony. Też wyruszymy na krótki urlop, ale w innym kierunku aniżeli mój partner z osady. Też musimy od siebie odpocząć - kończy Ziętarski.