Pomezania Malbork ma 35 lat. Tyle jest z nią związany dyrektor klubu
Od kibica do dyrektora. Całe życie z Pomezanią
Pomezania Malbork (kiedyś Bractwo Piłkarskie, potem Młodzieżowy Ośrodek Piłkarski, a dzisiaj Miejski Klub Sportowy) niedawno, bo 23 lipca 2025 r. obchodziła 35 urodziny. Jedyną osobą, która aktualnie związana jest z klubem od samego początku do dziś, która obserwowała wszystkie wzloty (do II ligi) i upadki, jest jego dyrektor.
- W klubie pojawiłem się 35 lat temu, na krótko przed utworzeniem Pomezanii, bo w marcu 1990 roku, wtedy to był jeszcze Nogat - mówi Paweł Rybarczyk, dyrektor MKS Pomezania. - W trzeciej klasie podstawówki trenerzy w trakcie rozgrywek halowych wybierali zawodników do klubu. Transformacja była w trakcie, a gdy została sfinalizowana, wszystkie drużyny trafiły do Pomezanii. Wiadomo, że się nie spodziewałem, że moje życie tak się potoczy, że praktycznie cały czas będę w klubie. Wszystko zaczęło się w ogóle od tego, że tata zaraził mnie pasją do piłki, zabierał na mecze, bo był wiernym kibicem i pozostał nim aż do śmierci. Potem życie tak się potoczyło, że chyba przeszedłem wszystkie szczeble w Pomezanii. Byłem i kibicem, także takim "wyjazdowiczem", i zawodnikiem, i kierownikiem "od strojów". Nawet jak miałem przerwę, gdy na rok pojechałem do Anglii, to i tak prowadziłem stronę internetową, czyli cały czas byłem na telefonach. Po prostu Pomezania to była i jest dla mnie coś więcej niż klub.
Jako zawodnik w juniorach największy sukces odniósł, zdobywając wicemistrzostwo makroregionu "Pomorze" (województwa gdańskie, słupskie, bydgoskie, toruńskie, elbląskie) ze śp. trenerem Januszem Górskim. W seniorach rozegrał 91 meczów (78 w IV lidze i 13 w regionalnym Pucharze Polski).
- W seniorach parę sezonów spędziłem na ławce, bo był Tadek Świderski, musiałem się uzbroić w cierpliwość. Ale opłaciło się, bo potem trzy sezony grałem regularnie, a później wyjechałem na rok do Anglii. Po powrocie nie wróciłem już do stałego grania, pomagałem przy zespole - aczkolwiek były takie sytuacje, że musiałem wyjść na boisko. Pamiętam sezon, gdy walczyliśmy o utrzymanie w IV lidze, zostały cztery mecze do końca, byliśmy pod kreską. Dwóch bramkarzy doznało kontuzji i po czterech latach właściwie bez treningu musiałem wskoczyć do bramki, i udało się w tych czterech meczach nie stracić gola. Pamiętam, że na koniec wygraliśmy 2:0 w Miastku, utrzymaliśmy się i to było takie moje ukoronowanie, można powiedzieć, tego grania w piłkę - opowiada Paweł Rybarczyk.
Ale jest jeszcze słynna anegdota z Miłoradza, jak Paweł wchodził na boisko prosto z trybun, co wynikało z problemów, które akurat wtedy mieliśmy - wtrąca Radosław Rabenda, prezes Pomezanii.
To było w V lidze.
- Faktycznie byłem na trybunach. W tym meczu jeden bramkarz doznał kontuzji, drugi - czerwona kartka, ale byłem w razie czego wpisany do protokołu. Przeprowadzenie tej zmiany trwało chyba dziesięć minut, musiałem szybko się przebrać w ubrania po drugim bramkarzu - opowiada Paweł Rybarczyk.
Pan dyrektor. Nie mylmy tego z Lechią, Jaguarem, Gedanią...
Wtedy - gdy z trybun wskakiwał do bramki - Paweł Rybarczyk był już od paru lat dyrektorem klubu, bo przejął tę funkcję w 2011 roku po Henryku Pawłowskim.
- Pan Pawłowski widział moje zaangażowanie i zaproponował, żebym przejął po nim obowiązki - w bardzo trudnych czasach. Muszę przyznać, że wcześniej nie doceniałem tej pracy, z boku jej nie widać. W każdym razie to miało być na chwilę, bo szukaliśmy kogoś, ale zostałem. Ta praca polega organizacji wszystkiego, co wiąże się z działalnością klubu. To nie jest praca dyrektora Lechii Gdańsk. Tutaj trzeba się zajmować wszystkim od A do Z - wyjaśnia Paweł Rybarczyk.
Tego jest bardzo dużo. To jest po prostu człowiek-instytucja, człowiek-orkiestra - mówi o dyrektorze Radosław Rabenda.
Lista obowiązków dyrektora rzeczywiście jest długa: sprawozdania do GUS; sprawozdania do Urzędu Miasta; składanie dokumentacji licencyjnej; zgłoszenie wszystkich drużyn do rozgrywek; rejestracja zawodników do każdej z drużyn; układanie planu treningów i terminarza wszystkich drużyn; organizacja transportu na mecze; organizacja opieki medycznej; sporządzenie umów transferowych, pozyskiwanie, wypożyczanie zawodników, trenerów itp.; umowy sponsorskie; kontakt z klubami i PZPN; opłaty związkowe (zgłoszenia zawodników, drużyn, kartki, kary); płatności dla trenerów i zawodników; wystawianie faktur; prowadzenie konta; prowadzenie social mediów; ubezpieczenie zawodników; podstawowa znajomość regulaminów PZPN i śledzenie zmian; obowiązki codzienne (organizacja wody, sprzętu, prania, rozwiązywanie problemów codziennych we wszystkich grupach); nadzór nad trenerami; organizacja dnia meczowego; funkcja spikera meczowego; pisanie wniosków o dofinansowanie.
Kiedyś było mniej obowiązków, teraz jest ich bardzo dużo, bo szkółka się rozrosła. Prezes i dyrektor mówią, że Pomezania stała się "instytucją".
To jest w tej chwili instytucja jak szkoła. W dużych szkółkach jak Jaguar, Gedania są ludzie zatrudnieni na etacie, nas po prostu na to nie stać. Musimy to robić między swoją pracą, po pracy, to jest największy problem, dochodzi zmęczenie. Z funkcją dyrektora łączy się duża odpowiedzialność, ale przez te wszystkie lata nigdy nie zdarzyło się, że nie było wyjazdu na mecz, że nie było transportu. Aczkolwiek muszę przyznać, że jest coraz trudniej sprostać temu wszystkiemu, bo są też obowiązki domowe, rodzinne - mówi Paweł Rybarczyk.
Zobaczył ogłoszenie w gazecie, kilka lat później został prezesem
Radosław Rabenda z Pomezanią jest związany krócej niż dyrektor, ale i tak już pobił rekord prezesowania.
- Bodajże w 2011 roku zapisałem syna do Pomezanii, do rocznika 2004 prowadzonego przez Sebastiana Ratajczyka. Wcześniej jako kibic z wujkiem chodziłem na mecze. Całą drugą ligę "przechodziłem". Potem poszedłem do wojska, założyłem rodzinę, na trybunach bywałem mniej. Ale syn dorósł do wieku 7 lat i pamiętam, jakby to było dzisiaj, ogłoszenie w gazecie, w takiej małej rubryce, że jest nabór do rocznika 2004, trener Sebastian Ratajczyk. Sebastiana się kojarzyło, bo to był człowiek cały czas związany z Pomezanią, pamiętam jego debiut ligowy - opowiada Radosław Rabenda.
Pomagał w roczniku 2004, dodatkowo po przystąpieniu klubu do programu Lotosu dla dzieci i młodzieży wspierał zarząd przy koordynacji tego projektu, a gdy prezes Tomasz Klonowski został radnym i musiał zrezygnować z funkcji, zaproponowano ją Radosławowi Rabendzie.
Podjąłem się tej misji i tak już dziesięć lat minęło. Wykonaliśmy duży wysiłek w różnych obszarach - sponsorskich, organizacyjnych. Przede wszystkim wzięliśmy się bardzo mocno za szkółkę piłkarską. Stwierdziliśmy, że jeśli nie ma dużych pieniędzy, a potencjał szkoleniowy w Malborku jest bardzo duży, to nie może być tak, że taki klub, w takim mieście nie ma ciągłości szkolenia w młodszych rocznikach. W międzyczasie zaczęliśmy myśleć o tym, żeby drużyna seniorów awansowała w końcu do IV ligi, ale cały czas była walka o finanse. Pomału udało nam się zbudować budżet, który pozwalał myśleć o awansie. Pewnie powinniśmy awansować z trzy sezony wcześniej, tylko że zawsze czegoś brakowało - mówi prezes Pomezanii.
Wszystkich zawodników w klubie, z grup młodzieżowych i drużyny seniorów łącznie, obecnie jest około 300.
- Ważne, że mamy ciągłość roczników w szkółce od 5-latków do juniora młodszego, czasami juniora starszego, ale ten w obecnym sezonie nie będzie reaktywowany, młodzież będzie podłączona do drużyny seniorów. Mamy 13-14 trenerów. Warto zaznaczyć, że aktywizujemy też młodych trenerów. Zawodnicy czy trenerzy, którzy byli asystentami w danych rocznikach, robią sobie licencje. Dzięki temu też można się rozwijać. Mówi się, że na tym poziomie piłka chleba ci nie da, ale można iść również w kierunku trenerskim, a roczników młodzieżowych mamy bardzo dużo, potrzebujemy trenerów, asystentów. Fajnie, że to też trzyma przy klubie zawodników, którzy nie zrobią kariery - mówi Radosław Rabenda.
Błoto i nierówne boiska nie przeszkadzały cieszyć się graniem
Warunki do treningu i gry współcześni zawodnicy mają o niebo lepsze niż obecny dyrektor i jego rówieśnicy, gdy zaczynali przygodę z piłką. Akurat rozmawialiśmy przy boisku na polanie w Parku Miejskim, zmodernizowanym w ramach Malborskiego Budżetu Obywatelskiego, czyli z budżetu miasta. A są przecież obiekty przy Toruńskiej.
- Ja czasem się dziwię, że ktoś potrafi jeszcze narzekać, a nie ma pojęcia, że na polanie trochę trawy można było zobaczyć gdzieś na środku boiska. Chodziło się tu z Toruńskiej z ciężkimi palikami, siatkami na bramki, ale nikt nie narzekał. W błocie graliśmy. Tylko że to były inne czasy. Wtedy wszyscy grali w piłkę w szkole, przede wszystkim na podwórku. Z podwórka do klubu przychodzili chłopcy gotowi do grania, co było łatwiejsze dla trenerów, dlatego nabór robiło się w wieku 10 lat i zaczynało się od razu grać ligę. Wiadomo, że jeśli chodzi o infrastrukturę, to były ciężkie czasy, ale wtedy tak naprawdę nikt na to nie zwracał uwagi. Zresztą, wtedy wystarczyło znaleźć dwa drzewa i grać. Taka ciekawostka, że drużyna czwartoligowa, w której grałem, trenowała za trybuną między drzewami i też nikt nie narzekał. Zajmowaliśmy wtedy chyba trzy razy z rzędu 3 miejsce w tej IV lidze, która była rzeczywistym czwartym poziomem, a nie piątym, tak jak teraz - opowiada Paweł Rybarczyk.
Miejską infrastrukturę piłkarską chwali prezes Pomezanii.
Warunki w Malborku są idealne, cieplarniane wręcz. Jeśli chodzi o liczbę boisk treningowych, miasta o wiele większe mają duży problem. W tym sensie jest wizja w Malborku, że miasto stawia na piłkę nożną, bo buduje obiekty i utrzymuje w dobrym stanie. Fajnie by było, gdyby za tym poszły strategiczne decyzje, jeśli chodzi o wsparcie szkolenia młodzieży czy nawet drużyny w IV lidze, bo to jest bardzo dobry pułap do ogrywania młodych chłopaków - mówi prezes Rabenda.
Wyzwaniem na przyszłość będzie dalsza stabilizacja organizacyjna i sportowa.
- Tak jak powtarzam od wielu lat, my nie celujemy gdzieś bardzo wysoko, twardo stąpamy po ziemi. III liga na tę chwilę to dla nas poziom abstrakcji. Skupiamy się na tym, żeby mieć dobrą drużynę w IV lidze, dać możliwość naszym chłopcom ogrywania się w tej lidze. To jest nasz cel. Nie stać nas na płacenie dużych kwot piłkarzom, spełnianie oczekiwań, które są po prostu chore. Kluby tak windują gaże, że zawodnik w wieku 19 lat zaczyna rozmowę od kilku tysięcy złotych. To jest psucie piłki i psucie młodzieży. Zaznaczę, że nie mówimy o IV lidze, bo to się nawet dzieje na niższych poziomach. My podchodzimy do tematu rozsądnie. Wydajemy takie pieniądze, żeby nie zadłużać klubu. Ten sezon to pokaże, na najbliższy sezon musieliśmy postawić na młodzież i to nie tylko z naszej szkółki, bo przychodzą też chłopcy z regionu, którzy na przykład uczyli się tutaj w liceum sportowym. Średnia wieku będzie wynosiła 20 czy 21 lat. Jakie będą rezultaty sportowe w coraz mocniejszej lidze, gdzie drużyny dysponują dużo większymi budżetami od nas - nie wiem. Ale zrobimy wszystko, żeby ta IV liga była w Malborku - zapewnia Radosław Rabenda.
Organizacyjnie prezes chciałby jeszcze podskoczyć "o pół poziomu".
- Pozytywnym aspektem jest to, że my mamy ludzi chętnych do pomocy. Mamy bardzo rozbudowaną kadrę trenerską. Jest Radek Szczuchniak, który chce koordynować, pani Dorota Kocięda - która robi bardzo dużą robotę administracyjną, ale jest przede wszystkim Paweł, który powinien mieć godne wynagrodzenie, a tak nie jest i to musi wybrzmieć, a tyle serducha w każdej chwili zostawił dla Pomezanii - dodaje prezes Rabenda. - Chcemy, żeby klub działał jeszcze lepiej, to my sobie z drużyną seniorów poradzimy. Będziemy szkolić młodzież i jeszcze bardziej wprowadzać do pierwszego zespołu. Jeżeli nie masz pieniędzy, a szkolisz młodzież, musisz z tego korzystać na maksa.
Brat przeciwko bratu. Rodzice zadowoleni z wyniku
Już 9 sierpnia nowy sezon i nowe mecze do zapisania w pamięci. Paweł Rybarczyk, zapytany o jego pamiętne spotkania Pomezanii, wymienia dwa, jedno w roli kibica, drugie - zawodnika.
- W 1991 roku tata zabrał mnie na mecz z Arką w Gdyni - wspomina. Pierwszy sezon w III lidze. Pierwszy raz Pomezania mogła się zmierzyć z takim rywalem, jeszcze wtedy na Ejsmonda. To było takie przeżycie, którego nie zapomnę nigdy. Remis, chyba 0:0, karny obroniony przez naszego bramkarza Woźniaka. Bardzo dużo kibiców, także z Malborka. Wymieniłbym też mecz IV ligi w Sztumie. Ja stałem w bramce Pomezanii, a bramki Olimpii bronił mój brat, który kiedyś zabierał mnie na mecze wyjazdowe Pomezanii. Mecz zakończył się idealnym wynikiem dla naszych rodziców - 0:0.
Paweł Rybarczyk jest znany ze swojego zamiłowania do statystyk. Ostatnio próbował się doliczyć, ile meczów drużyny seniorów Pomezanii obejrzał. Wyszło na to, że zbliża się do tysiąca. Tę granicę przekroczy jako dyrektor-kibic.
Chciałbym podziękować mojej najbliższej rodzinie za cierpliwość, bo zajmowanie się klubem w takim zakresie obowiązków kosztuje wiele wyrzeczeń - podsumowuje Paweł Rybarczyk.