Wielka walka, wielki sezon. Koszykarze PGE Startu Lublin wicemistrzami Polski
PGE Start Lublin – Legia Warszawa 82:92 (18:23, 19:19, 24:22, 21:28)
Start: Lecomte 25, Ramey 23, Lattibeaudiere 14, Brown 10, Drame 5, Krasuski 3, Put 2, Williams. Trener: Wojciech Kamiński
Legia: McGusty 30, Vucić 22, Pluta 10, Radanov 10, Silins 8, Sykes 4, Onu 3, Kolenda 3, Wilczek 2. Trener: Heiko Rannula
Sędziowali: Piotr Pastusiak, Łukasz Jankowski, Tomasz Langowski
W siódmym meczu finału nie ma już miejsca na margines błędu. Większe emocje więc towarzyszyły zapewne nie tylko kibicom, którzy szczelnie wypełnili trybuny hali Globus, ale również samym bohaterom spektaklu.
Więcej spokoju i pewności siebie w pierwszych minutach zyskali koszykarze ze stolicy. Mimo, że gracze Startu mieli pozycje do rzutów, to razili nieskutecznością. Gospodarze spudłowali cztery pierwsze próby i dopiero w 3. minucie zza łuku celnie przymierzył Michał Krasuski.
W następnych minutach wciąż jednak nie mogli wyregulować swoich celowników. Efekt? Po czterech minutach gry Legia odskoczyła na 10 punktów (15:5). Na szczęście w porę odpowiedzialność za wynik wziął na siebie Emmanuel Lecomte. Jego punkty pozwoliły gospodarzom odrobić połowę strat.
Co ciekawe, chociaż zespół z Warszawy cały czas trafiał na ponad 50-proc. skuteczności, to właśnie trener Legii, Heiko Rannula, pierwszy poprosił o czas.
Obraz gry w pierwszej kwarcie już się nie zmienił i ta część meczu zakończyła się wygraną gości 23:18. Start w tym okresie miał zaledwie 30-proc. Skuteczność z gry w tym 3/10 w rzutach za trzy punkty.
Na początku drugiej kwarty Legia po raz drugi odskoczyła na 10 punktów (32:22). Nastąpiło to po zespołowej akcji, przy której obrona Startu tylko patrzyła, jak piłka krąży z rąk do rąk graczy gości. Atak wykończył rzutem Mate Vucić, który był przy tym jeszcze faulowany i zanotował akcję 2+1.
W ekipie czerwono-czarnych liderem był Lecomte, który w tej części dołożył dziewięć punktów. Po drugiej stronie szalał najlepszy strzelec Orlen Basket Ligi, Kameron Mcgusty. Amerykanin w pierwszej połowie zdobył 16 punktów i głównie dzięki jego skuteczności lublinianie nie potrafili zniwelować straty.
Tuż przed przerwą gospodarze zbliżyli się już na cztery oczka, ale finalnie po dwóch kwartach przegrywali 37:42. Ta strata wynikała głównie ze słabszą nieco skutecznością w rzutach z półdystansu. Fatalnie wyglądał Cj Williams, który nie trafił żadnej z pięciu swoich prób (w sezonie notował skuteczność 42-proc.), natomiast Ousmane Drame zmarnował wszystkie trzy próby (w sezonie 52-proc. z gry).
Przed drugą połową pewne było, że w ekipie Startu są jeszcze duże rezerwy. I nadzieję szybko dał Courtney Ramey, którego dwie akcje doprowadziły do remisu 42:42. Legia jednak odpowiedziała serią 9-0 i gospodarze wciąż musieli ciężko walczyć o pierwsze w tym meczu prowadzeniu.
26-letni Ramey rozgrywał świetną kwartę. Nie tylko zdobywał punkty (w tej części meczu 12 oczek), ale także wymuszał faule. W 29. minucie Start znowu zbliżył się na jedno posiadanie, ale nie potrafił przełamać Legii, w której znakomite minuty rozgrywał Vucić.
Ostatnia kwarta, to już była walka resztką sił. Mniej liczyły się taktyczne ustalenia, a bardziej cechy wolicjonalne. W Starcie wciąż fantastycznie prezentował się Lecomte. Ale to Ramey, indywidualną akcją pod kosz, dał gospodarzom pierwsze prowadzenie na 2,5 minuty przed końcem spotkania.
Kibice szaleli, jednak Legia w swoich szeregach miała niesamowitego Mcgusty’ego. Najpierw wykonał akcję 2+1, a potem trafił rzut za trzy z faulem i przypieczętował mistrzostwo Polski dla klubu ze stolicy.
Natomiast dla niesamowicie zmęczonego zespołu Startu ogromne brawa za drugie w historii wicemistrzostwo kraju!