Białystok: Dlaczego młodzi wstydzą się mówić o problemach?
- Przedwczoraj przyszedł chłopiec, który był dyżurnym i pomógł mi coś przynieść do pokoju - opowiada Ewa Repsz-Korotkich, pedagog szkolny. - "Pierwszy raz tu jestem. Chyba usiądę" - powiedział. Nieświadomie zrobił pierwszy krok, by wejść, bo to nie jest łatwe.
Wstyd z pokolenia na pokolenie
Dlaczego młodzi ludzie boją się prosić o pomoc? Odpowiedź jest złożona. Składają się na nią stereotypy wyniesione z domu, doświadczenia ze szkoły podstawowej i strach przed osądem rówieśników.
- Do liceum przychodzą młodzi ludzie ze szkół podstawowych. Przychodzą z domów, gdzie wciąż pokutuje opinia, że iść do psychologa czy pedagoga to wstyd, bo tam chodzą "wariaci" - wyjaśnia Ewa Repsz-Korotkich. - Myślę, że to echo głęboko zakorzenione w głowach, dziedzictwo PRL-u, gdzie takie przekonanie przekazywane jest z pokolenia na pokolenie.
Do tego dochodzi sposób funkcjonowania gabinetu pedagoga w wielu szkołach podstawowych, o czym wspominają uczniowie, którzy trafiają później do liceum.
- W podstawówkach często bywa tak, że do pedagoga idzie się za karę. Jeśli ktoś rozrabia, to właśnie pedagog rozwiązuje sytuacje trudne. Młodzi ludzie kojarzą więc ten gabinet z karą - że idziesz tam, bo dyrektor czy wychowawca sobie nie daje rady, bo coś przeskrobałeś - tłumaczy pedagog.
Lęk przed rówieśnikami
Maja Żakowicz, uczennica klasy III w IV LO, patrzy na problem z perspektywy swojego pokolenia.
- Wydaje mi się, że wiele osób po prostu boi się reakcji innych - mówi Maja. - Ludzie obawiają się, jak społeczeństwo odbierze ich problemy. Często, gdy ktoś mówi o swoich trudnościach, okazuje emocje czy płacze, nie wszyscy potrafią to zrozumieć. Zdarza się, że zamiast wsparcia spotykają brak wyrozumiałości, a nawet drwiny.
To nie tylko strach przed wizytą u pedagoga. To przede wszystkim lęk przed tym, co pomyślą koleżanki i koledzy.
- Może też nie chcą tej pomocy, bo chcą sobie poradzić sami - zauważa.
Depresja szkolna: "Halo, nie radzę sobie!" - rozmowa z psychoterapeutą o cichym krzyku młodych ludzi | Kurier Poranny
Odczarowanie zawodu
W IV Liceum od dwóch lat dużą rolę odgrywają wyjazdy integracyjne dla pierwszoklasistów.
- Od początku mojej pracy w szkole wraz z koleżankami organizowałyśmy spotkania integracyjne dla uczniów klas pierwszych. Od dwóch lat ważną częścią przyjęcia młodzieży stały się wyjazdy integracyjne nad jezioro Serwy. Podczas tych wyjazdów pokazujemy się uczniom z innej strony - opowiada Ewa Repsz-Korotkich. - Pierwszoklasiści mają okazję poznać nas nie tylko jako nauczycieli, ale po prostu jako ludzi. Widzą mnie w dresach, czasem zmęczoną czy zdenerwowaną. Ale mamy wtedy też czas na rozmowy, wspólne żarty i zajęcia integracyjne. Myślę, że po takim wyjeździe łatwiej im potem podejść, zapukać i porozmawiać.
To jednak proces, który nie dzieje się z dnia na dzień.
- To jest takie oswajanie. A oswajanie zawsze trwa - podkreśla pedagog.
W szkole działa też grupa "Regeneracja".
- Dużą pomocą są dla nas młodzi ludzie, którzy tworzą zespół zajmujący się profilaktyką zdrowia wśród młodzieży. Czasami łatwiej ważną informację o zdrowiu usłyszeć od rówieśnika niż od dorosłego. Młodzież angażuje też swoich kolegów w działania na rzecz szkoły i jej dobrostanu. Myślę, że są takimi łącznikami między nami dorosłymi. Czasem łatwiej porozmawiać z rówieśnikiem niż z dorosłym - dodaje pedagog.
Paradoks maski
Młodzi ludzie przekraczający próg liceum niosą ze sobą paradoks. Z jednej strony chcą być postrzegani jako dorośli i pewni siebie, z drugiej - ta próba bycia kimś innym zamyka ich na autentyczność.
- Osoby, które przychodzą do liceum prosto z podstawówki, często myślą, że w nowej szkole trzeba już być dorosłym - zauważa Maja. - Starają się nie być sobą, udają pewnych siebie i otwartych, jakby niczego się nie bali i nie mieli żadnych problemów. A przecież dzieli ich od poprzedniego etapu zaledwie jedno lato.
Problem pogłębia się, gdy uczniowie trafiają do liceum razem z dotychczasową klasą.
- Po 8 latach nauki w podstawówce bardzo dobrze znamy się z osobami, które nas otaczały do tej pory. Znają już nasze problemy, przyzwyczajenia i zachowania. Kiedy po tak długim czasie nagle idziemy do liceum do zupełnie nowego towarzystwa, gdzie spotykają się ludzie z różnych środowisk, ciężko jest się nam otworzyć i od razu rozmawiać o swoich słabych stronach. Wydaje mi się, że po prostu boimy się oceniania i tego, że ktoś nas nie zrozumie. Wiele osób ukrywa swoje problemy czy zmartwienia pod postacią maski i nikt nie wie, co tak naprawdę odczuwamy w środku.
Rola nauczyciela
Ważnym ogniwem w systemie wsparcia są nauczyciele przedmiotowcy.
- Często na korytarzach widać nauczycieli, którzy rozmawiają z młodzieżą. Do pedagoga czy psychologa głupio wejść na przerwie, gdy wszyscy patrzą, ale po lekcji do pani X czy pana Y łatwiej podejść i porozmawiać - mówi pedagog. - Jeśli nauczyciele nie są w stanie pomóc, proszą nas o wsparcie i wtedy działamy razem.
Maja potwierdza:
- Myślę, że oprócz rówieśników ważna jest relacja z nauczycielem. Nie musi być przyjacielska, ale jeśli się nie rozumiemy, trudniej nam się otworzyć. To też może nas zamykać, nawet w późniejszych latach szkoły.
Depresja wciąż obecna. Pięć miesięcy po konferencji "Podlaskie przeciw depresji" | Kurier Poranny
Depresja szkolna - jest czy jej nie ma?
- Jak usłyszałam "depresja szkolna", to mną wstrząsnęło - wspomina Ewa Repsz-Korotkich. - Chodziłam z takim buntem w głowie, bo to nie depresja szkolna, tylko tu, w szkole, uwypuklają się problemy. Wychodzi to w szkole, bo tu spędzają najwięcej czasu, tu jest najwięcej emocji i dorosłych, którzy wymagają. Tu jest trzydziestka młodych ludzi w tym samym wieku, przez osiem godzin. Mają kolegów, przyjaciół, nieprzyjaciół. Muszą się odnaleźć. Młody człowiek, który niesie bagaż z domu, nie zostawia go w szatni - on idzie z nim wszędzie. I gdy przeważy jedna kropla, to się przelewa - tłumaczy pedagog. - Ale to nie jest depresja szkolna. Młodzież przychodzi już z bagażem doświadczeń i problemów. Dziś wszystko wrzuca się do jednego worka z napisem "depresja" - dodaje. - Tymczasem pod tym pojęciem kryje się wiele różnych stanów: obniżony nastrój, brak energii, zaburzenia lękowe czy choroba afektywna dwubiegunowa. Mówimy o stereotypach, ale też o coraz większej świadomości. Jest coraz więcej rodziców dbających o swoje dzieci. Ta młodzież jest coraz częściej zaopiekowana.
Ukryta twarz problemu
Najtrudniejsze są sytuacje, gdy młody człowiek potrafi skutecznie ukryć swoje emocje.
- Myślę, że wiele osób stara się to ukrywać - mówi Maja. - W szkole są uśmiechnięci, żartują, a w środku czują coś zupełnie innego. Czasem naprawdę trudno dostrzec, że ktoś się zmaga z problemem.
- Mówi się, że depresja ma wiele twarzy - potwierdza pedagog. - Z zewnątrz możesz wyglądać na szczęśliwego: żartujesz, chodzisz na imprezy. Inni mówią, że przesadzasz, że udajesz, bo "widziano cię w klubie". A tymczasem w środku może toczyć się walka, której nikt nie dostrzega.
Co robić?
Gdy nauczyciele lub pedagodzy zauważą niepokojące sygnały, uruchamiana jest procedura pomocy.
- Kiedy pojawiają się pierwsze sygnały problemu, my w szkole nie możemy postawić diagnozy. Mam świadomość tego, co dzieje się z młodym człowiekiem i w jakim kierunku to może zmierzać, ale dopóki specjalista nie przeprowadzi badań, nie mogę niczego stwierdzić - wyjaśnia Ewa Repsz-Korotkich. - Dlatego kierujemy dalej. Rozmawiamy z rodzicami i wychowawcami, organizujemy zespoły, gdy coś się dzieje, a nie wiemy jeszcze, co dokładnie. Zbieramy wtedy informacje i prosimy o przeprowadzenie badań.
Problem? Kolejki
- Istnieją osobne kolejki w poradniach dla dzieci i młodzieży i poradniach dla dorosłych. Nagle młody człowiek przekracza tę granicę wieku i znów staje przed problemem.
W sytuacjach kryzysowych do szkoły wzywana jest karetka.
- Bardzo często jednak zdarza się, że po chwili przyjeżdża rodzic i zabiera dziecko do domu. Nie zostaje ono na oddziale. I tak wracamy do punktu wyjścia - wciąż pokutuje przekonanie, że jeśli potrzebna jest pomoc psychologa, to mamy do czynienia z "wariatem". A przecież nie może chodzić o moje dziecko. Młodzi też to powtarzają: "Przecież ja nie zwariowałem" - mówi z goryczą pedagog.
Wnioski
Stygmatyzacja problemów psychicznych wśród młodzieży to splot stereotypów, lęków i braku edukacji. To dziedzictwo PRL-u, doświadczenia z podstawówki i strach przed oceną rówieśników.
Ale to także walka o zmianę. O pokazanie, że pedagog to nie wróg, że prośba o pomoc to nie słabość, a depresja to nie wstyd.
- Dobra diagnoza to podstawa. Potem terapia, bo bez niej nic się nie zmieni. Tabletki mogą wyciszyć, ale żeby świadomie funkcjonować, potrzebna jest dobra terapia - podsumowuje Ewa Repsz-Korotkich.
Pytanie brzmi: kiedy jako społeczeństwo zdejmiemy własne maski i przestaniemy udawać, że problemu nie ma?