Bitwa pod Konstantynowem. Taktyczny majstersztyk Wiśniowieckiego
26 lipca 1648 roku rozpoczął się trzydniowym starciem pod Konstantynowem między wojskami księcia Jeremiego Wiśniowieckiego a armią kozacką atamana Maksyma Krzywonosa. Polscy dowódcy dysponowali siłami liczącymi około dziewięć tysięcy żołnierzy, podczas gdy przeciwnik zgromadził pod murami miasta sześćdziesiąt tysięcy Kozaków i Tatarów. Mimo przytłaczającej przewagi liczebnej nieprzyjaciela książę Jeremi zastosował genialną taktykę, która doprowadziła go do zwycięstwa.
Położenie strategiczne Konstantynowa
Miasto Konstantynów znajdowało się u ujścia rzeki Ikopot do Słuczy, która opływała miasteczko od południa, tworząc naturalną przeszkodę wodną. Od północy płynęła jeszcze mniejsza rzeczka Szychówka, co czyniło z tego miejsca strategiczny punkt kontrolujący przeprawy przez główną arterię wodną regionu.
Dowództwo polskie uznało płaski teren przed miastem za szczególnie dogodny dla działań jazdy, podczas gdy wzniesienia na obu brzegach Słuczy mogły ukryć obóz kozacki przed obserwacją nieprzyjaciela.
W pobliżu miejscowości znajdował się bród umożliwiający przekraczanie rzeki przez większe oddziały wojsk wraz z artylerią i taborem. Ta lokalizacja sprawiała, że Konstantynów stanowił kluczowy punkt na drodze prowadzącej z Ukrainy w głąb ziem polskich. Kontrola nad przeprawami przez Słucz oznaczała możliwość powstrzymania lub przyspieszenia marszu wojsk kozackich na Wołyń i Podole.
Książę Jeremi świadomie wybrał to miejsce na konfrontację z armią Krzywonosa, licząc na wykorzystanie naturalnych przeszkód terenowych do zneutralizowania przewagi liczebnej przeciwnika. Rzeka stanowiła doskonałą linię obrony, a okoliczne wzgórza pozwalały na ukrycie części sił i przeprowadzenie manewrów oskrzydlających.
Siły i dowódcy stron walczących
Armia polska pod Konstantynowem składała się z oddziałów kilku dowódców, którzy połączyli swoje siły w obliczu zagrożenia kozackiego. Główne korpusy stanowiły wojska księcia Jeremiego Wiśniowieckiego liczące około czterech tysięcy żołnierzy oraz oddziały wojewody kijowskiego Janusza Tyszkiewicza w sile tysiąca dwustu ludzi. Do nich dołączyły formacje wojewody sandomierskiego Władysława Dominika Zasławskiego pod komendą Krzysztofa Koryckiego, liczące tysiąc dwieście jazdy ordynackiej i dragonii.
Szczególnie wartościowy okazał się regiment gwardii królewskiej dowodzony przez pułkownika Samuela Osińskiego, składający się z ośmiuset muszkieterów i czterystu dragonów wyposażonych w nowoczesną broń palną. Ten wysoko wyszkolony oddział dysponował także artylerią polową, która odegrała kluczową rolę w odparciu pierwszych ataków kozackich. Całkowita liczebność sił polskich wynosiła około dziewięciu tysięcy żołnierzy, z przewagą doświadczonej jazdy pancernej i husarskiej.
Po stronie kozackiej dowództwo sprawował ataman Maksym Krzywonos, jeden z najbardziej doświadczonych współpracowników Bohdana Chmielnickiego. Jego armia liczyła początkowo około pięćdziesięciu tysięcy ludzi, głównie Kozaków zaporoskich i rejestrowych oraz sojuszniczych Tatarów. W trakcie bitwy siły te zostały wzmocnione dodatkowymi oddziałami, osiągając liczbę sześćdziesięciu tysięcy wojowników.
Pierwszy dzień bitwy 26 lipca
Walki rozpoczęły się rankiem 26 lipca od potyczki pomiędzy polskim podjazdem a wywiadowczymi oddziałami kozackimi. Krzywonos, ufny w swoją przytłaczającą przewagę liczebną, zdecydował się na frontalne natarcie na polskie pozycje obejmujące lewy brzeg rzeki Słucz. Na przedzie uderzył pułk jazdy białocerkiewskiej pod wodzą Iwana Hiry, który początkowo zdołał wypchnąć Polaków za rzekę i zająć przeprawę.
Obrony brodu podjął się Samuel Osiński z kompanią muszkieterów wspieraną przez kilka działek regimentowych oraz baterię ciężkiej artylerii księcia Wiśniowieckiego. Skoncentrowany ogień artyleryjski i muszkietów okazał się tak intensywny, że atakujący Kozacy zostali zmuszeni do odwrotu w całkowitym nieładzie.
Widząc zamęt w szeregach przeciwnika, kilka chorągwi polskiej jazdy przypuściło pościg, ścigając uciekających aż do kozackiego taboru oddalonego o półtorej mili.
Jeździe udało się opanować okoliczne wzgórza, gdzie czekała na nadejście piechoty i artylerii niezbędnych do szturmu na umocniony obóz nieprzyjacielski. Jednak zapadający zmierzch i znaczna przewaga liczebna armii kozackiej skłoniły dowódców polskich do rezygnacji ze zdobywania taboru. Tego dnia wojska Krzywonosa straciły około trzech tysięcy ludzi zabitych, nie licząc jeńców, wśród których znalazł się ataman Połujan.
Decydujący atak 28 lipca
Po dniu przerwy Krzywonos wzmocnił swoje siły do sześćdziesięciu tysięcy ludzi i przystąpił do generalnego natarcia na polskie pozycje. Główne uderzenie skierował lewym skrzydłem na odcinku bronionym przez księcia Jeremiego, który świadomie odesłał wcześniej tabory z piechotą, zachowując jedynie jazdę i dragonie. Plan kozacki zakładał sforsowanie rzeki i rozbicie polskiej armii przed nadejściem głównych sił Chmielnickiego.
Wiśniowiecki zastosował wyrafinowaną taktykę pozorowanego odwrotu, pozwalając kilkunastu tysiącom kozackiej jazdy na przeprawę przez Słucz. Gdy znaczna część przeciwnika znalazła się na lewym brzegu rzeki, Polacy przypuścili zmasowany atak, odcinając przeprawione oddziały od reszty armii i systematycznie je niszcząc. Manewr ten książę powtórzył jeszcze dwukrotnie z podobnym rezultatem, za każdym razem wabiąc nieprzyjaciela w śmiertelną pułapkę.
Za trzecim razem sam Wiśniowiecki poprowadził atak jazdy, sforsował rzekę i uderzył bezpośrednio na kozacką artylerię, zdobywając dziewięć dział oraz liczne sztandary nieprzyjaciela. Polacy odzyskali także wiele własnych chorągwi utraconych wcześniej podczas klęsk pod Żółtymi Wodami i Korsuniem.
Mimo spektakularnego sukcesu taktycznego książę nie podjął próby zdobycia głównego taboru kozackiego z powodu braku piechoty i przewagi liczebnej przeciwnika.
Skutki i znaczenie starcia
Bitwa pod Konstantynowem zakończyła się strategicznym zwycięstwem Kozaków, którzy ostatecznie zajęli miasto i kontynuowali marsz na Podole, jednak z taktycznego punktu widzenia triumf przypadł wojskom polskim.
Straty armii Krzywonosa szacowane są na dziesięć do piętnastu tysięcy zabitych, podczas gdy Polacy stracili jedynie dwieście do trzystu ludzi. Ta dysproporcja świadczyła o mistrzowskim zastosowaniu taktyki i wykorzystaniu przewagi technicznej oraz wyszkolenia wojsk koronnych.
Wiśniowiecki wycofał się następnie na Kolczyn, zachowując nienaruszone główne siły swojej armii, które mogły kontynuować walkę przeciwko powstańcom. Krzywonos wprawdzie przedostał się na drugi brzeg Słuczy i zajął Konstantynów, ale poniesione straty znacznie osłabiły jego zdolności bojowe. Najważniejsze jednak było to, że nie zdołał związać polskich sił do momentu nadejścia głównej armii Chmielnickiego, który 30 lipca przebywał jeszcze w odległej Pawołoczy.