O podziemiach Głogowa krąży wiele legend i domysłów. Od lat wzbudzają ciekawość nie tylko lokalnych miłośników historii. Niewątpliwie są też wielką atrakcją turystyczną Głogowa, jako spuścizna burzliwej, naznaczonej wieloma wojnami historii miasta. Wiele podziemnych przejść wciąż zasypanych i niedostępnych, jednak do niektórych, jak np. do podziemi kościoła Bożego Ciała, dawnego, podziemnego szpitala czy tzw. tunelu kontrminowego w fosie miejskiej można wejść przy okazji cyklicznych imprez turystycznych.
O tym, jak niebezpieczne mogą być podziemia mówi dramatyczna historia, która wydarzyła się kilka dekad temu.
W rocznicę tragedii, która wydarzyła się 7 grudnia 1984 roku, przypominamy przebieg zdarzeń i relacje świadków.
7 grudnia 1984 roku. Fosa Miejska
Kontrminowe tunele są pozostałością po elementach obronnych twierdzy. Całkowita długość tych ślepych korytarzy wraz z odnogami wynosiła ok 500 m. Na końcach rozgałęzień znajdowały się tzw. piece, czyli miejsca, w których zakładano ładunki wybuchowe. W razie dokonywania podkopu przez nieprzyjaciela były wysadzane. To właśnie w takim tunelu, jedynym dostępnym z kilkunastu, które powstały w XVIII w., 40 lat temu doszło do tragedii.
Zdarzenie zostało opisane m.in. w "Sztandarze Młodych", a stronę z gazety wydanej pod koniec 1984 r. zachował do jeden z uczestników tamtych wydarzeń - Jan Krzemiński, emerytowany policjant.
Agnieszka Kaczorowska po raz pierwszy o rozwodzie. "Cieszę się, że nie trwał latami, tylko skończyło się na pierwszej rozprawie" (WIDEO)
Dramat rozegrał się 7 grudnia 1984 r. ok godziny 9. Jak zeznał dzień później 11-letni wówczas Wojciech, uczeń klasy 5 D, Szkoły Podstawowej nr 9 w Głogowie:
"...wraz z kolegami z mojej klasy, Piotrem i Markiem udaliśmy się do fosy (...). Chodzili tam wcześniej z innymi kolegami. Ja nigdy z nimi nie wchodziłem. Zawsze czekałem na zewnątrz lub wchodziłem tylko troszeczkę. (...) Piotrek miał ze sobą dużą latarkę, Marek dwie mniejsze latarki i młotek (...) powiedzieli, że będą zwiedzać i poszerzać przejście. Pierwszy wszedł Piotrek, za nim ja z Markiem, bo on bał się iść ostatni. Był z nami pies Miś - przybłęda podwórkowy. Doszliśmy do bardzo niskiego przejścia w tunelu, gdzie trzeba się przeczołgać. Dalej znów szliśmy normalnie, aż do dziury znajdującej się w drugim rozgałęzieniu tunelu głównego ok. 160 m od wejścia. (...) Piotr kopał młotkiem piasek, a Marek odgarniał go rękami. Gdy już trochę wykopali, to obydwaj weszli do tej wnęki.
(...). Zajrzałem jedynie z ciekawości. To była mała dziura, tylko dla nich dwóch. Kopali dalej. Po pewnym czasie powiedziałem, żebyśmy przestali kopać i wyszli na zewnątrz. Nie słuchali mnie. A Piotrek powiedział, że musi to zrobić abym i ja zobaczył. Wykopali dla mnie wejście, lecz ja się uparłem żeby nie wchodzić (...). Zaczęli poszerzać dziurę bijąc młotkiem w mur. W pewnym momencie osunął się piasek i usłyszałem tylko jak Piotrek krzyknął: Ma! Chyba chciał powiedzieć Marek, lecz już nie zdążył. Piasek obsunął się całkowicie i już ich nie widziałem. Zacząłem wołać i kopać w piasku, ale on osypywał się dalej. Rozpłakałem się. Zostałem tylko z psem i miałem ze sobą latarkę. Pociągnąłem ze sobą psa na pasku i ile tylko miałem sił, udałem się prosto do Straży Pożarnej, gdzie powiedziałem o całym zdarzeniu..."
Pierwsi do fosy dotarli strażacy
Pierwsi na miejscu wypadku byli strażacy, do nich dołączył pan Jan Krzemiński wraz z kolegą z RUSW, Romanem Główczyńskim, który tak opisywał te wydarzenia:
Trudno się było do nich dostać. Strażacy kuli mur toporkami. Bo widzieliśmy chłopaków, ale nie można ich było wyciągnąć. Dziura była malutka. Oni się wcisnęli, bo byli drobni. Ja jestem z zawodu górnikiem. Widziałem, że strażacy robili to ryzykownie, bez żadnego ubezpieczenia, byle szybciej. Kiedy dokopaliśmy się do nich, poprosiliśmy lekarza, żeby sprawdził, czy dają oznaki życia. Ale on stwierdził, że to jest zgon.
Chłopców znalazł młodszy chorąży pożarnictwa Tadeusz Sadowski
Tunel miał wymiary mniej więcej 1,40 m na 1,20 m. Nie można było użyć żadnego sprzętu. W przodzie mogło pracować tylko dwóch ludzi obok siebie. Zmienialiśmy się często. W półtorej godziny odrzuciliśmy dobre 20 ton tego piachu. A on się ciągle z góry sypał. (...) Ten pierwszy siedział tak dziwnie na murku. Zrobił jakby siad płotkarski. Jedną nogę miał opuszczoną. Chcieliśmy jak górnicy wbijać deski nad jego głową. Dobrze, że tego nie zrobiliśmy, bo akurat trafiłoby w pierś drugiego, który stał obok. (...). Jeszcze byli ciepli. Ciało nie zdążyło ostygnąć. - czytamy w materiale sprzed 40 lat.
Głogowskie tunele były atrakcją dla wielu dzieci
Na przestrzeni lat poprzedzających feralne wydarzenia wlot do tunelu bywał kilkukrotnie zamurowywany i rozbijany. Okazało się, że wiele razy głogowskie dzieci wchodziły tam już wcześniej. Niestety, musiało dojść do tragedii, żeby odpowiednie służby zajęły się tym problemem i porządnie zabezpieczyły wejście do tunelu.
W latach 90' za sprawą działań prezesa Towarzystwa Miłośników Ziemi Głogowskiej (poprzednika TZG) Jerzego Sadowskiego tunel kontrminowy został przystosowany dla zwiedzających. Wejście zabezpieczono solidnymi drzwiami.
Tunel jest dostępny do zwiedzania
Przy okazji cyklicznych wydarzeń typu Lato w Twierdzy czy obchodów majówki, można dziś wraz z przewodnikiem wejść do środka. Jest to nie lada gratka, zwłaszcza dla dzieci, które zaopatrzone w hełmy i latarki penetrują korytarz. Z ekscytacją maszerują w ciemność by zaspokoić swoją dziecięcą ciekawość. Ciekawość, jaką mieli w sobie dwaj chłopcy, którzy zginęli feralnego dnia, zimą 1984 roku. Ciekawość, którą mieliśmy my wszyscy, niejednokrotnie wchodząc w podobne miejsca, mimo iż nie powinniśmy.
Z pewnością wiele osób w tamtych latach chodziło po gruzach, wspinało się na zrujnowaną wieżę kościoła św. Mikołaja czy wślizgiwało się do ruin teatru. Miały jedynie więcej szczęścia niż Marek i Piotr, dwaj koledzy, którzy spoczęli obok siebie na cmentarzu przy ul. Legnickiej.
Centrum Informacji Turystycznej w Głogowie
Źródła: Sztandar Młodych, Extra Express, GFH, glogow.pl, T. Maciesza, M. Goździewicz, W. Najgebauer