Jan Suzin za życia został okrzyknięty legendą telewizji. Jego głos o niezwykłej barwie zawładnął sercami widzów i wielu kobiet
W tym artykule:
Nie planował zostać spikerem. Chciał projektować domy. Ale pewnego dnia z ciekawości zgłosił się na konkurs i… w ciągu kilku lat stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych głosów w Polsce. Jan Suzin – twarz i głos Telewizji Polskiej przez ponad 40 lat – odszedł po cichu, tak jak sam chciał. Jednak echo jego słów wciąż brzmi w pamięci wielu pokoleń.
Jan Suzin miał być architektem, a stał się głosem TV
Jan Suzin urodził się 12 kwietnia 1930 roku w Warszawie. Jego ojciec architekt zaszczepił mu miłość do tego zawodu do tego stopnia, że młody Janek ukończył Politechnikę Warszawską na wydziale Architektura. Na początku lat 50. XX wieku był członkiem zespołu projektującego warszawski MDM. W 1956 roku, we współpracy z ojcem, opracował projekt rekonstrukcji i odbudowy stołecznego kościoła garnizonowego przy ulicy Długiej.
Jan Suzin, czyli najbardziej znany spiker w TVP
Do telewizji poszedł z ciekawości. Pewnego dnia zobaczył ogłoszenie/konkurs w „Expresie Wieczornym” na spikera telewizyjnego. Poszedł, aby zobaczyć, jak wygląda praca w telewizji od kuchni – okazało się, że poznał ją dokładnie i robił to przez 40 lat. Dzięki zwycięstwu w tych eliminacjach Jan Suzin został pierwszym prezenterem TVP wyłonionym w drodze konkursu. Trójetapowy konkurs oceniał kandydatów nie tylko pod kątem aparycji, ale także biegłości językowej, kultury słowa, poziomu intelektualnego oraz szybkości reakcji. Zwyciężył dzięki odpowiedzi, jakiej udzielił Adamowi Hanuszkiewiczowi, gdy ten zaproponował wypełnienie ewentualnej dziury w programie:
Mam dla państwa dobrą wiadomość - zagaił. - Po przerwie szykujemy rzecz, która na pewno się państwu spodoba. Otóż Telewizja Polska kupiła w Paryżu serię filmów specjalnie dla panów, które będziemy nadawać codziennie w godzinach wieczornych.
Zrezygnował z pracy w rodzinnym biurze projektowym, całkowicie poświęcając się nowej drodze zawodowej. W krótkim czasie jego nazwisko stało się znane w całym kraju.
Pierwszy dyżur spikerski miał 26 listopada 1955, a ostatni – dokładnie 41 lat później, 26 listopada 1996, po czym przeszedł na emeryturę:
Pierwszy dyżur miałem 26 listopada 1955 roku, a ostatni 26 listopada 1996 r. Edyta, odchodząc, zrobiła wieczór pożegnalny, ja zdecydowałem, że wyjdę po cichu. Na zakończenie dyżuru powiedziałem jak zwykle „życzę państwu dobrej nocy”, wyszedłem ze studia i już nie wróciłem – mówił Jan Suzin.
Rozpoznawalny dzięki charakterystycznej, niskiej barwie głosu, Jan Suzin na trwałe zapisał się w historii polskiej telewizji. W latach 70. jako spiker prowadził „Dziennik Telewizyjny”, współtworzył program „Turniej Miast”, a także kierował do widzów świąteczne i noworoczne życzenia.
Starałem się mówić do jednego człowieka. Siedząc przed mikrofonem, ani na chwilę nie wolno sobie wyobrażać, że mówi się do milionów. Tylko w ten sposób przechodzi się przez ekran - Jan Suzin.
Jednak jego prawdziwą telewizyjną drugą duszą było lektorstwo. Wraz z Eugeniuszem Pachem tworzył pionierski duet pierwszych lektorów Telewizji Polskiej. Jego aksamitny głos – ciepły i pełny głębi – stał się nieodłącznym elementem westernów oraz programów popularnonaukowych, tworząc niepowtarzalny klimat tamtych telewizyjnych lat.
Zasłynął również z duetu, jaki stworzył z Edytą Wojtczak - na 40-lecie TVP zostali wybrani parą najbardziej lubianych postaci z ekranu. Przez wiele lat składali noworoczne życzenia widzom TVP.
Występował też w polskich filmach, głównie grając role samego siebie.
Poważny, ale z poczuciem humoru. Zdystansowany, a jednoczył wokół siebie ludzi
Jan Suzin był legendą telewizji. W pracy był zawsze świetnie przygotowany, ceniono go za profesjonalizm. Wieloletni dyrektor TVP2 Zbigniew Napierała mówił tak:
Był człowiekiem dystyngowanym. Miał miłą powierzchowność, piękny głos, imponował wysoką kulturą osobistą, ale zawsze pozostawiał między sobą a rozmówcą odrobinę dystansu.
Choć przed kamerami Suzin emanował oficjalną powagą, tak charakterystyczną dla ówczesnej telewizji publicznej, jego koledzy z branży filmowej wspominali go zupełnie inaczej. W prywatnych rozmowach i na planach zdjęciowych był zupełnie innym człowiekiem - pełnym luzu, poczucia humoru i dalekim od sztywnego wizerunku, który znali widzowie.
Lubiłem Suzina za poczucie humoru i za dystans do wszystkiego. Można było z nim konie kraść. Obiecywaliśmy sobie później jakieś większe zbliżenie towarzyskie, ale, niestety, nigdy do niego nie doszło - mówił o nim reżyser Stefan Szlachtycz.
Ta dysproporcja między publicznym wizerunkiem a prywatną osobowością stanowiła fascynujący kontrast i pokazywała, jak bardzo telewizja tamtych lat kształtowała artystyczne persona. Suzin potrafił błyskawicznie przełączać się między tymi rolami - od statecznego prezentera w studiu do dowcipnego kompana na filmowych planach. Co świetnie obrazują słowa Krzysztofa Kowalewskiego o Janie Suzinie, który go zapamiętał jako wielkiego kawalarza:
Opowiadał najbardziej wyuzdane i perwersyjne żarty, jakie kiedykolwiek słyszałem.
Jego niski charakterystyczny głos uwiódł niejedno kobiece serce
Jan Suzin miał wszystko – inteligencję, aparycję, świetną pracę i głos, który pozostał w pamięci widzów. Nikogo nie dziwiło, że łamał kobiece serca, a jednym z nich było to należące do Ireny Dziedzic. To właśnie ona zasiadała w komisji konkursowej, która zrobiła z Suzina wielką gwiazdę telewizyjną i już wtedy zwróciła na niego uwagę. Para nawiązała najpierw płomienny romans, zamieszkali ze sobą, planowali wspólną przyszłość. Do ślubu jednak nie doszło. Dziedzic wystawiła walizki Suzina za drzwi ich wspólnego mieszkania. Powodem rozstania było pojawienie się innej kobiety. Dziedzic w akcie zemsty zatrzymała dla siebie kluczyki do samochodu, który spłacić musiał Suzin... Okazało się, że nową miłością prezentera była aktorka Alicja Pawlicka i nie była to chwilowa fascynacja. Historia ich miłości rozpoczęła się w 1958 roku na planie Teatru Telewizji. Po siedmiu latach znajomości, w 1965 roku para wzięła ślub i osiedliła się w malowniczej części Warszawy - na Saskiej Kępie. Byli ze sobą do końca. Suzin zmarł w 2012 roku, trzymając swoją żonę za rękę.
Jan Suzin odszedł z telewizji po cichu po ponad 40 latach!
Ostatni występ Jana Suzina w studiu TVP przy Woronicza miał miejsce 26 listopada 1996 roku - w symboliczną rocznicę 41-lecia jego telewizyjnej kariery, licząc od pierwszego spikerskiego dyżuru w 1955 roku.
Edyta Wojtczak, odchodząc, zrobiła wieczór pożegnalny, ja zdecydowałem, że wyjdę po cichu. Na zakończenie dyżuru powiedziałem jak zwykle „Życzę państwu dobrej nocy", wyszedłem ze studia i już nie wróciłem - wspominał później Suzin.
Po latach żona Suzina wyjawiła powód odejścia mężczyzny z telewizji. Okazuje się, że Suzin przestał czuć się potrzebny:
Nikt nie miał pomysłu na Suzina. Osobowości nie były w cenie – powiedziała Alicja Pawlicka.
Jan Suzin nie musiał krzyczeć, by być słyszanym. Wystarczył jego głos – ciepły, spokojny, prawdziwy. Takich ludzi już dziś nie ma. Ale pamięć o nich trwa.