Kaiser Brücke czy most Grunwaldzki we Wrocławiu? Prof. Czechowicz o kontrowersjach
Nie wiem, jaki dokładnie planowany jest zakres rekonstrukcji (czy dotyczy też zwieńczeń pylonów, których dziś nie ma?), ale w przekazie medialnym pojawiła się kwestia inskrypcji z pierwotną nazwą mostu. W moim przekonaniu dyskusyjne jest tylko jedno - czy po 80 latach istnienia okaleczonego zabytku możemy przywracać mu jego pierwotny wygląd. Czy nie jest to działanie zbyt mocno ingerujące w przeszłość obiektu, z której owych 80 lat wymazać się nie da? Ale spójrzmy na drugą stronę medalu.
Na wadze mamy to, czy ważniejsze jest pierwotne zamierzenie twórców i integralność estetyczno-ideowa dzieła, czyli mostu Cesarskiego sławiącego cesarza Niemiec, czy też przewagę ma prawda czasu, w tym czasu jego (mostu) degradacji.
Świadek podniósł alarm. Spójrzcie na nagranie ze Śląska
Nie bez wątpliwości skłaniam się ku temu pierwszemu, wychodząc z założenia, że - obok wszystkiego innego - most ten jest dziełem architektury, dziełem sztuki, które winno z definicji raczej cieszyć oko, niż skłaniać do jego zamknięcia. Ale są i inne kwestie, które bardziej rozgrzewają emocje.
Po pierwsze, w jednym z doniesień medialnych przeczytałem, że nie zgłaszano propozycji zmiany nazwy mostu. Otóż zgłaszano. W stosownym haśle w „Atlasie architektury Wrocławia” sprzed blisko 30 lat pisałem z ambiwalencją o sensie gloryfikowania bitwy grunwaldzkiej we Wrocławiu, bo z dziejami Śląska nie ma ona wiele (właściwie nic) wspólnego, dodając, że zawsze aktualna będzie druga nazwa tego mostu wprowadzona po upadku cesarstwa w 1918 roku: most Wolności (Freiheitsbrücke). Nazwa obowiązywała do 1933 roku. Wtedy moja propozycja brzmiała chyba bardzo zaskakująco, toteż redaktor atlasu, prof. Jan Harasimowicz osłabił jej "siłę rażenia", formułując ją tak, jakby gdzieś ktoś coś zgłaszał. Przymknąłem oko na ów akt "cenzury", uznając, że mniejsza o to, kto co zgłasza; ważniejsze, by się nad tym zastanowić. Sprawa, niestety, popadła w zapomnienie.
Dziś powraca kwestia mostu Cesarskiego - Kaiser Brücke. A dlaczego by nie? Skoro nie most Wolności, to może Cesarski. W czym ta cesarskość niektórym Polakom przeszkadza, nie sposób pojąć, jeśli uwzględnić fakt zgoła elementarny, o którym w skrojonych na endecko-gomółkowską miarę programach szkolnych wciąż się nie uczy: polska niepodległość w 1918 roku zakotwiczone jest w cesarskim Berlinie i ma następującą „genealogię”: cesarz Wilhelm II – Rada Regencyjna – Naczelnik Państwa – Rzeczpospolita Polska. Tak, Rada Regencyjna została powołana 5 listopada 1916 roku "z najwyższego rozkazu Jego Cesarskiej Mości Cesarza Niemieckiego”. Ta sama Rada stała u narodzin polskiej niepodległości u schyłku pierwszej wojny światowej. Jeśli fakty nie pasują do koncepcji, tym gorzej dla faktów?
Do zmiany nazwy mostu chyba jeszcze daleka droga, głównie poprzez odstąpienie od mało zgodnych z faktami narracji o polskich dziejach, ale na pewno jest czas na przywrócenie inskrypcji „Kaiser Brücke”, także po to, by drążyła „umysły zniewolone” przesycone absurdalną – delikatnie rzecz ujmując - niechęcią do wszystkiego co niemieckie.