Koniec lata pod znakiem komarów. Małe i uparte owady atakują przez cały dzień, nawet w samo południe
Z czterdziestu chyba gatunków komara brzęczącego wyroił się ten najmniejszy i najbardziej zajadły. Nie wiem i nie chcę wiedzieć, jak się nazywa. Najważniejsze, że są malutkie, wścibskie, uparte. I przeraźliwie skuteczne. Drobniutkie owady potrafią wejść w rękaw, za kołnierz, w nogawki spodni. Żadnego ostrzegawczego brzęczenia. Skóra nagle zaczyna swędzieć i po sprawie. Choć to połowa września kąsają niczym w środku lata.
Co gorsze nie przestrzegają reguł gry. Porządny krwiopijca wychodzi na żer tuż przed i po zachodzie słońca. Teraz natrętnie atakują przez cały dzień. W zacienionych fragmentach lasu kłują nawet w samo południe. Nieładnie. Bardzo nieładnie. Z drugiej strony wcale się im nie dziwię. To chyba ostatnia generacja komarów, a lato było suche. Nadrabiają straty i w każdej większej kałuży toń wody pełna jest larw komarów. To te podczepione tuż pod lustrem wody podłużne twory. Chwilowo spokojni zjadacze planktonu.
Czy możemy urodzić się z lękiem? Lekarz zabrał głos
Po wylęgu owady płci żeńskiej będą szukać krwistych dań, samce albo będą pościć albo poszukają pyłku z ostatnich kwiatów. Nim ostatnie pokolenie uda się na zimowisko musi najeść się do syta. Czyli kłuć, kłuć i kłuć.