Kraków: Smak Francji. Górzyste stoki rodzą winogrona, z których powstaje wytrawne wino. Niezwykła historia Winnicy Czak
Początek długiej drogi do stworzenia Winnicy Czak
Nazywam się Barbara Góra z domu Czak. Winnica nosi moje rodowe nazwisko, bo powstała na ziemi moich rodziców - mówi właścicielka, patrząc na równiutkie rzędy krzewów wijących się ku słońcu.
Winnica Czak została założona w 2004 roku przez Barbarę i Krzysztofa Górów oraz Zdzisława Czaka - brata pani Barbary. To oni posadzili pierwsze krzewy na powierzchni 0,30 hektara, tworząc jedną z pionierskich winnic w Małopolsce.
To wszystko jednak zaczęło się długo wcześniej i daleko stąd, we Francji. Lata 80., dwoje studentów - Barbara i jej przyszły mąż Krzysztof - wędruje po prowansalskich miasteczkach, pijąc wino z karafek w lokalnych tawernach.
Byliśmy zafascynowani kulturą picia wina we Francji. Chcieliśmy promować to w Polsce. Wtedy wino było passe, dziś bez niego nie ma żadnej uroczystości - wspomina.
Na początku lat 2000 rodzina wspólnymi siłami postanowiła stworzyć coś wyjątkowego, na ziemi która do tej pory rodziła zboże i ziemniaki. Sprowadzili pięćset sadzonek z "Winnicy Golesz". Pierwsza zima okazała się bezlitosna - część sadzonek zjadły nornice. Nie poddali się jednak. Podjęli próby samodzielnego rozmnażania winorośli i tak powstały pierwsze sadzonki własnej produkcji.
W kolejnych latach winnica rosła. Betonowe słupy rusztowań, kolejne nasadzenia, a także doświadczenia zdobywane w Burgundii - w rejonie Chablis, gdzie Zdzisław Czak uczył się tradycyjnych metod prowadzenia krzewów - sprawiały, że z małego pola wyłaniała się profesjonalna uprawa. W 2008 roku zabutelkowano pierwsze kilkadziesiąt litrów wina.
Winnica w rytmie natury
Dziś na stokach rośnie ponad trzy tysiące krzewów. Każdy metr to ręczna praca - pielenie, koszenie, przycinanie. Tu nie ma nowoczesnych systemów nawadniania ani nawożenia.
Co urośnie, to urośnie. Świętej pamięci mąż powtarzał, że wino z rośliny, która się trudzi, ma więcej esencji - opowiada Barbara.
o trudna szkoła cierpliwości. Krzewy zmagają się z pogodą i zwierzętami. Bażanty podjadają owoce, ptaki wplątują się w siatki, a nocą pojawiają się borsuki. - Uwielbiają winogrona. Potrafią rozerwać siatkę, żeby się dostać. Wtedy zostają tylko ślady nocnej uczty - mówi właścicielka, która jak przyznaje czuje się bezradna w starciu z łakomymi zwierzętami. Stosuje co prawda naturalne odstraszacze wykonane z psiej sierści, jednak szybko tracą one swoje właściwości.
Winnica ma też swojego lokatora - sarnę o imieniu Pipiś. Zadomowiła się tu na dobre, zjada młode pędy, ale nie gustuje w owocach, nie boi się nawet hałasu kosiarki. - Próbowaliśmy go wyganiać, ale wracał. Pogodziłam się. To jego miejsce tak samo jak moje - mówi Barbara.
Święto winobrania
Najważniejszy moment w życiu winnicy przychodzi we wrześniu - winobranie. To więcej niż praca. To święto.
Winobranie to chwila, kiedy cały roczny trud zmienia się w sok, a potem w wino. To ulga i radość jednocześnie - mówi Barbara.
W piątek rodzina i przyjaciele zaczynają zbierać białe winogrona. Praca trwa do zmroku, a w tłoczni moszcz zamienia się w złocisty płyn. W sobotę od rana rusza dwudziestoosobowa ekipa - czerwone trzeba zebrać w jeden dzień.
Między pracą są przerwy. Kawa, ciasto, potem wspólny obiad. Rozmowy, śmiechy, kieliszki wina z poprzednich roczników. Bo winobranie to także wspólnota - dzień, w którym każdy czuje, że dotyka czegoś większego niż tylko praca przy winorośli.
Od moszczu do wina
W polskiej "tradycji" robienie wina kojarzy się z dymionem bulgoczącym pod stołem. W przypadku winiarni wygląda to nieco inaczej. Kiedy winogrona dojrzeją, trafiają do prasy. Z tłoczonego soku - moszczu - powstaje wino. Tu nie ma miejsca na kompromisy. Żadnego cukru, żadnych owocowych "dodatków", które pamiętamy z domowych win rodziców czy dziadków. Tylko winogrono i drożdże.
Polska nie rozpieszcza winiarzy. Słońca jest mniej niż w Toskanii, a chłodne noce obniżają zawartość cukru. Dlatego w Winnicy Czak dominują wina wytrawne - czasem, w wyjątkowo ciepłe lata, półsłodkie.
Białe są szybkie i lekkie - w grudniu już można spróbować tego, co jeszcze jesienią dojrzewało na krzewach. Czerwone wymagają cierpliwości - miesiące, czasem lata spędzają w piwnicy, nabierając głębi i ciężaru.
Gdzie znaleźć smak Regulic?
Wino z Winnicy Czak nie trafia do sklepów. Żeby go spróbować, trzeba przyjechać do Regulic, na ulicę Brandyska 1. Tam, w małej winiarni, można porozmawiać z właścicielką, obejrzeć krzewy i kupić butelkę.
Cena - około 50 zł - nie jest wygórowana, jeśli policzyć setki godzin ręcznej pracy i podatki. Jak zauważa właścicielka kiedyś więcej osób decydowało się na zakup trunku. Teraz wiele osób przyjeżdża obejrzeć piękną winnicę i wychodzi bez zakupu choćby jednej butelki alkoholu.
Dochód jest znikomy. Za mała skala, żeby mówić o biznesie, a za duża, żeby traktować jak hobby. Ale to mój styl życia "Bogu na chwałę, ludziom na pożytek" - podkreśla Barbara.
Winnica jak życie
Kiedy pytam, czy ma siłę dalej prowadzić winnicę, właścicielka wzrusza ramionami. Mąż, z którym zakładała winnicę, zmarł kilka lat temu. Ale ona wciąż tu jest - między krzewami, z kosą i sekatorem, z sarną Pipisiem, z borsukami i ptakami. Pomaga jej syn Marcin, może przejmie winnicę.
To nie było moje hobby, ale zostałam wkręcona. Dziś żyję rytmem winnicy. To nasze wspólne dzieło i nie potrafiłabym go zostawić - mówi.
Winnica Czak to więcej niż miejsce, w którym powstaje wino. To opowieść o ludziach, którzy postanowili zaszczepić francuski zwyczaj na małopolskiej ziemi. O tradycji, która rodzi się z pasji i trudu. I o tym, że każda butelka niesie w sobie nie tylko smak owoców, ale też historię - ziemi, ludzi i czasu.