Kryzys zmusił go do morderstwa rodziny. Tą historią żył międzywojenny Krotoszyn
"Żyje się tylko raz!" - tak mawiał Stanisław Krawczyk, gdy żył ponad stan, jednak gdy bieda zaczęła mu doskwierać zdecydował się na straszliwy czyn. Zamordował żonę, córkę oraz sąsiada, a sam na końcu popełnił samobójstwo.
Stanisław Krawczyk był swego czasu kierownikiem małej elektrowni w Osiecznej. Tam poznał swoją przyszłą żonę Pietschównę. W posagu otrzymał sporo pieniędzy. Nowości technologiczne przyniosły Krawczykowi wiele pomysłów. Jednym z nich był taki, iż namówił on teścia do spieniężenia swojego całego gospodarstwa i razem z nim założył w Krotoszynie zakład przyborów radiotechnicznych. Był to pierwszy taki zakład w tej części kraju w latach 20-tych XX w. Krawczyk stawał się coraz bogatszy...
–W tym czasie Krawczyk, nie troszcząc się o jutro wydawał pieniądze. Każdy dzień był dla Krawczyków świętem, które spędzali w kinie lub w teatrze. Każdy dzień przynosił jakąś niespodziankę, jakąś kosztowną zabawkę dla żony i dziecka małej Hildy, która w międzyczasie urodziła się Krawczykom. Krawczykowa przyzwyczajona od dzieciństwa do dobrobytu, również beztrosko żyła bieżącą chwilą. Kiedy teść Krawczyka, który zamieszkał przy córce ostrzegał ich i wzywał do oszczędności na czarną godzinę, dla ostrzeżenia mieli zawsze jednaką odpowiedź: „Żyje się tylko raz!" – donosi czasopismo kryminalne „Tajny Detektyw"
Kryzys zniszczył im życie
W 1929 r. nastąpił światowy kryzys, który do Polski przybył na początku lat. 30-tych XX w. Wówczas pensje malały, więc radio jako symbol luksusu było mniej sprzedawane. Krawczyk był zmuszony zawrzeć spółkę z niejakim Wierczakiem. Spółka nie przynosiła zysków, a później zaczęła przynosić coraz większe straty.
–Do domu zaczęła zaglądać nędza. Krawczyk nie płacił już od kilku miesięcy czynszu, co w końcu doprowadziło do zerwania stosunków między nim, a właścicielem domu Staniszewskim, z którym Krawczyk za dobrych czasów pozostawał w zażyłej przyjaźni – donosił „Tajny Detektyw".
Staniszewski został zmuszony do wyeksmitowania dzikich lokatorów. I gdy wszystkie metody nie powiodły się Krawczyk zakupił rewolwer celem zabicia rodziny wraz ze sobą. Wtajemniczył ļonę w szczegóły.
–Nie wzbraniała się. Przywykła we wszystkim kierować się zdaniem męża – pisał „Tajny Detektyw".
Jak światełko w tunelu pojawiła się nadzieja. Krawczyk otrzymał wiadomość, ļe w Katowicach jest dla niego posada.
Wielka tragedia w Krotoszynie...
O godz. 17.00 nadzieja nagle zniknęła. Bankrut nie powiadomił o tym żony. Zabrał rodzinę na wycieczkę, po czym o zmroku wrócili do domu. Krawczyk wyszedł, jednak z niego już sam. Gdy ok. godz. 22.00 wracał do domu spotkał w bramie parę Staniszewskich, którzy szli na spacer. Żona właściciela wyszła na ulicę. Wtedy Krawczyk dobył broni i zabił właściciela oddając dwa strzały. Potem pobiegł do domu, zawołał żonę by ta wzięła dziecko i udała się do drugiego pokoju.
– Ojciec Krawczykowej z przerażeniem, przeczuwając jakiś tragiczny konflikt, dopadł drzwi. Już było za późno. Staruszek, drżąc z niepokoju usłyszał słowa córki: „Zabij naprzód dziecko, chcę się przekonać, że nie żyje – pisał „Tajny Detektyw".
Następnie usłyszał trzy strzały z rewolweru. Sąsiedzi wezwani przez Pietsha wyważyli drzwi i zobaczyli trzy ciała w kałuży krwi. Okazało się, że przeżył tylko Stanisław Krawczyk, jednak zmarł on po przebytej operacji kilka godzin później.
Do wydarzenia doszło 19 lutego 1932 r. Krawczyk miał na sumieniu swoje życie oraz córki i żony, a także przyjaciela, który był również właścicielem fabryki „Extra".