Kwiaty za życia czy kwiaty po śmierci? - Refleksja po Święcie Zmarłych
Za nami Święto Zmarłych. Jak co roku tysiące, jak nie miliony ludzi ruszyło na cmentarze - z naręczami chryzantem, torbami zniczy i powagą wypisaną na twarzach. Groby rozbłysły tysiącem świateł, a alejki wypełnił cichy szelest kroków i rozmów, które dziwnie nie pasują do tego miejsca. Bo oto wszyscy - jakby na komendę - przypominamy sobie, że kiedyś ktoś odszedł, że byli tacy, którym zawdzięczamy miłość, dzieciństwo, wspomnienia, albo choćby tylko obecność. Przychodzą, zapalają znicze, chwilę stoją. I... wracają do swojego życia.
Tylko czy naprawdę chodzi o pamięć? A może o spokój sumienia?
Wstydliwy zakątek w polskim mieście. Zdjęli szpecące ogrodzenie, a tam niespodzianka
To święto ma w sobie coś z paradoksu. W ciągu jednego dnia ludzie starają się nadrobić wszystko, co przez lata zaniedbali. Kupują najpiękniejsze kwiaty, polerują pomniki, stawiają znicze w równe rzędy - jakby ilość świateł miała moc rozświetlenia dawnych przemilczanych chwil. Czy nie byłoby jednak lepiej, gdyby te kwiaty, zamiast na marmurze, trafiły wcześniej w czyjeś dłonie? Gdyby zamiast wspomnienia rozmowy, była rozmowa?
Zadziwiające, jak często mówimy o zmarłych piękniej, niż mówiliśmy o nich za życia. Wspominamy ich dobroć, mądrość, poświęcenie - i może to dobrze. Ale czy oni o tym wiedzieli, zanim odeszli? Czy słyszeli te słowa wtedy, gdy jeszcze mogli się uśmiechnąć, podziękować, poczuć, że są potrzebni?
Wydawane są dziś setki złotych na znicze i chryzantemy. A gdyby ktoś policzył, ile w ciągu życia przeznaczamy na kwiaty dla żyjących - może rachunek wyszedłby dużo skromniejszy. Cmentarz jest miejscem zadumy, ale też miejscem spóźnionych gestów. Gestów, które nic już nie zmienią, choćby były najpiękniejsze.
Nie chodzi o to, by krytykować tradycję. To potrzeba pamięci, wspólnoty, symbolu. Ale może warto, by dzień zadumy był również dniem pytania o nasze relacje z żywymi. Czy naprawdę pamiętamy o tych, którzy są obok? Czy dziękujemy im, zanim stanie się za późno? Czy nasze serca nie zamieniają się w znicze, które zapalamy tylko raz w roku?
Biblia mówi wprost:
"Umarli o niczym nie wiedzą" (Księga Koheleta 9:5).
To żywi potrzebują tych świateł, by rozjaśnić własne sumienia. By choć przez chwilę uwierzyć, że pamiętamy.
Ale może prawdziwa pamięć zaczyna się nie na cmentarzu, lecz przy kuchennym stole, w codziennym "jak się czujesz?", w telefonie do mamy, w odwiedzinach u samotnego sąsiada. Bo póki żyjemy - to jest czas na kwiaty, słowa, obecność. Potem zostaje już tylko światło, które nie grzeje nikogo.
Może więc tegoroczne Święto Zmarłych powinno się stać nie tyle dniem pamięci o zmarłych, co przypomnieniem o żyjących.