Ogień nad Berlinem. Katastrofa sterowca L2 w 1913 roku
Berlin, 17 października 1913. Nowy cud techniki – duma niemieckiej marynarki i symbol potęgi Zeppelina – unosi się w niebo. Kilka minut później niebo nad berlińską dzielnicą Johannisthal rozdziera potężna eksplozja.
Sterowiec LZ 18, znany też jako L2, był gigantem – 158 metrów długości, cztery silniki Maybacha, 27 tysięcy metrów sześciennych wodoru. Miał być dumą niemieckiej floty powietrznej i dowodem, że Cesarstwo Niemieckie potrafi panować także nad niebem.
Był to jego drugi lot próbny. Na pokładzie znajdowało się 28 osób, wśród nich oficerowie marynarki, inżynierowie, konstruktorzy, obserwatorzy.
Rosjanie nad Bałtykiem. Ten samolot przechwycili polscy piloci
Ogień z nieba
Sterowiec wystartował tuż po godzinie 10:00. Wznosił się powoli nad lotniskiem Johannisthal, aż osiągnął wysokość około 200 metrów. Nagle świadkowie zauważyli błysk ognia między gondolą silnikową a kadłubem. Sekundy później potężna eksplozja rozerwała powietrze – a po niej dwie kolejne, jeszcze silniejsze.
Niebo nad Berlinem zasnuł czarny dym, a z płonącego kolosa zaczęły spadać fragmenty konstrukcji. Uderzenie było tak potężne, że w pobliskich domach powybijało szyby.
Z wraku udało się wydobyć trzech ludzi, lecz dwóch zmarło niemal od razu. Ocalał tylko porucznik baron von Bleuel, który jednak zmarł w szpitalu tego samego wieczora.
Co doprowadziło do tragedii
Śledczy szybko ustalili, że przyczyną eksplozji był uchodzący wodór, który wydostał się z zaworów bezpieczeństwa w dolnej części zbiorników. W porannym słońcu powłoka sterowca mocno się nagrzała, ciśnienie gazu wzrosło, a podczas gwałtownego wznoszenia zawory zaczęły wypuszczać jego nadmiar.
Niestety, konstrukcja Zeppelina nie miała wtedy przewodów odprowadzających wodór ku górze. Gaz zmieszał się z powietrzem, tworząc mieszankę wybuchową, którą zasysał wiatr w okolice gondoli silnikowej. Tam wystarczyła iskra z zapłonu, by w jednej chwili zamienić cały statek w ognistą pułapkę.
Pogrzeb z honorami
Katastrofa wstrząsnęła całymi Niemcami. Na pogrzebie ofiar pojawili się członkowie rodziny cesarskiej, najwyżsi oficerowie marynarki i sam hrabia Zeppelin. Przemowy pełne były słów o odwadze i postępie, ale w tle już wrzała dyskusja: kto zawinił?
Jedni mówili o błędach konstrukcyjnych, inni – o pośpiechu i ryzykownych ambicjach. Hrabia Zeppelin i admirał Tirpitz publicznie obwiniali się nawzajem, lecz mimo tragedii nikt nie zatrzymał programu budowy sterowców. Postanowiono, że ofiary nie zginęły na darmo – a Niemcy dalej będą zdobywać niebo.
Ciekawostka na koniec
W ciągu nieco ponad miesiąca Cesarstwo Niemieckie straciło dwa sterowce – L1 i L2. W obu katastrofach zginęli prawie wszyscy specjaliści marynarki powietrznej. Mimo to władze uznały, że tragedie to "koszt postępu" – i już kilka lat później Zeppeliny stały się symbolem niemieckiej potęgi w czasie I wojny światowej.