Przeżyła Ravensbrück. Po wojnie namalowała cykl obrazów
Najstraszniejsze przeżycia człowieka czasem nie dają się opowiedzieć słowami. Potrzeba czegoś więcej niż relacji. Tak było z Josette Molland, która jako młoda kobieta wstąpiła do konspiracji przeciwko hitlerowskim okupantom. Wkrótce znalazła się za drutami obozu koncentracyjnego. Gdy wojna się skończyła i wróciła do domu, odkryła, że nie potrafi przekazać całej prawdy o swoich doświadczeniach za pomocą zwykłych słów. Wtedy wzięła do ręki pędzel.
Bourges, Lyon i początek walki
Josette Molland urodziła się 14 maja 1923 roku w Bourges. Gdy dorosła wybrała studia artystyczne i przeniosła się do Lyonu. Tam zajmowała się projektowaniem wzorów dla miejscowych fabryk jedwabiu. Lyon słynął z tej branży od wieków, a lokalni rzemieślnicy potrzebowali świeżych, nowoczesnych projektów.
Wszystko zmieniło się wraz z niemiecką inwazją na Francję w 1940 roku. Kraj podzielono na strefę okupowaną i marionetkowe państwo Vichy. Josette, podobnie jak tysiące innych młodych Francuzów, nie mogła pogodzić się z upokorzeniem ojczyzny. Hitlerowcy traktowali Francuzów jak naród drugiej kategorii. Wprowadzili system kartkowy, rekwizycje, wywózki na roboty do Niemiec. Młodzi ludzie masowo wstępowali do ruchu oporu.
Josette dołączyła do siatki Dutch-Paris. Ta organizacja specjalizowała się w ratowaniu ludzi zagrożonych przez reżim nazistowski. Członkowie sieci pomagali uciekinierom przedostać się przez granice, dostarczali fałszywe dokumenty, organizowali kryjówki. Josette zajmowała się głównie dystrybucją podrabianych papierów.
Gestapo i droga do piekła
Niemieccy agenci w końcu wpadli na trop Josette. Gestapo aresztowało ją, zanim skończyła dwadzieścia lat. Była jeszcze bardzo młodą kobietą, gdy znalazła się w rękach bezwzględnej machiny represji.
Pierwszą stacją jej męczeństwa stał się obóz koncentracyjny Ravensbrück. To miejsce przeznaczono głównie dla kobiet z całej okupowanej Europy. Znajdowały się tam Polki, Francuzki, Rosjanki, Holenderki oraz Niemki uznane za wrogów reżimu.
Z Ravensbrück Josette trafiła do Holleischen. Ten podobóz specjalizował się w wykorzystywaniu więźniarek jako darmowej siły roboczej. Kobiety pracowały po kilkanaście godzin dziennie, wykonując najcięższe prace fizyczne. Esesmanki biły więźniarki za najmniejsze przewinienie. Nawet całkowite wycieńczenie nie chroniło przed karą.
Głód w obozie sięgał granic ludzkiej wytrzymałości. Josette później wspominała, że jadła wszystko, co mogło dostarczyć, choć odrobinę kalorii. Łapała owady, obgryzała korę z drzew, szukała resztek jedzenia wszędzie, gdzie mogła.
Widziała egzekucje, obserwowała, jak więźniarki umierają z wycieńczenia. Przetrwanie wymagało nie tylko siły fizycznej, lecz także niezwykłej siły psychicznej. Trzeba było zachować człowieczeństwo w miejscu, które systematycznie je niszczyło.
Powrót do życia i odkrycie powołania
Josette odzyskała wolność dzięki polskim żołnierzom. To polskie oddziały dotarły jako pierwsze do jej obozu i uwolniły więźniarki. Po powrocie do Francji musiała odbudować swoje życie od podstaw. Przez następne dziesięciolecia regularnie odwiedzała szkoły, opowiadając uczniom o swoich doświadczeniach. Chciała przekazać młodym ludziom prawdę o wojnie i okupacji.
Z czasem Josette zrozumiała, że słowa nie wystarczą. Młodzież nie potrafiła w pełni wyobrazić sobie okrucieństwa, o którym opowiadała. Potrzebowała czegoś bardziej bezpośredniego, bardziej konkretnego. W latach osiemdziesiątych postanowiła sięgnąć po sztukę. Stworzyła serię piętnastu obrazów przedstawiających życie w obozie koncentracyjnym.
Jej obrazy nie przypominają dzieł profesjonalnych malarzy. Josette malowała w stylu naiwnym, prostym, bezpośrednim. Każdy obraz opowiadał konkretną historię z obozowego życia. Przedstawiała przymusową pracę więźniarek, przemoc niemieckich strażniczek, wizytę u obozowego dentysty, który wyrywał złote zęby żywym kobietom. Malowała próby buntu i ucieczek, codzienne upokorzenia, walkę o przetrwanie.
Prostota tych obrazów działała silniej niż skomplikowane dzieła sztuki wysokiej. Każdy, kto je zobaczył, natychmiast rozumiał, co przedstawiają. Groza była namacalna, prawdziwa, niepodważalna. Josette udało się przekazać doświadczenie, które wcześniej wydawało się niemożliwe do opisania.
Świadectwo, które nie może zniknąć
Francuskie władze doceniły zasługi Josette Molland dla ojczyzny. Otrzymała oficjalny medal ruchu oporu. Z pierwotnych 65 tysięcy osób wyróżnionych tym odznaczeniem większość już nie żyje. Josette należała do ostatniego pokolenia żywych świadków tamtych wydarzeń.
W 2016 roku opublikowała autobiografię pod tytułem "Soif de Vivre", co oznacza "Pragnienie życia". Książka była jednocześnie osobistym wyznaniem i przestrogą dla przyszłych pokoleń. Josette wielokrotnie podkreślała, że jej celem nie jest wywoływanie współczucia. Chciała ostrzec przed powrotem totalitaryzmu w jakiejkolwiek formie.
"Tworzę obrazy, żeby młodzi ludzie zrozumieli, jak daleko może sięgnąć ludzkie okrucieństwo" mówiła w wywiadach. "Mam nadzieję, że dzięki mojej historii będą potrafili przeciwstawić się złu, zanim znowu narodzi się jakaś katastrofa". Jej słowa brzmią dziś szczególnie aktualnie, gdy w różnych częściach świata ponownie pojawiają się ruchy nacjonalistyczne i autorytarne.
Josette Molland zmarła 17 lutego 2024 roku w Nicei. Miała sto lat. Jej pogrzeb miał charakter ceremonii wojskowej.