Strażak z Czarnobyla. Jego ciało dosłownie się rozpadło
Nocą 26 kwietnia 1986 roku wybuch w elektrowni jądrowej w Czarnobylu na zawsze zmienił losy Europy. Wśród pierwszych, którzy stawili czoła niewidzialnemu wrogowi, był młody strażak Wasilij Ignatenko, który stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli tej katastrofy.
Pierwsze chwile po wybuchu
Wasilij Ignatenko miał zaledwie 25 lat, gdy w nocy z 25 na 26 kwietnia 1986 roku został wezwany do akcji ratowniczej w elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Był członkiem zmiany strażaków z Prypeci, którzy jako pierwsi dotarli na miejsce katastrofy. Nikt z nich nie zdawał sobie sprawy z prawdziwego zagrożenia – pożaru wywołanego przez rozrzucone, silnie radioaktywne fragmenty rdzenia reaktora nr 4. Ignatenko wraz z kolegami walczył z ogniem na dachu sąsiadującego bloku i w pobliżu wentylatorów, próbując powstrzymać rozprzestrzenianie się płomieni na sąsiedni, nadal działający reaktor.
Strażacy pracowali bez specjalistycznych ubrań ochronnych, nieświadomi, że każda minuta spędzona w epicentrum katastrofy oznaczała wchłanianie śmiertelnych dawek promieniowania. Wasilij był jednym z tych, którzy weszli na dach jako pierwsi, pomagając nie tylko w gaszeniu pożaru, ale także w ewakuacji osłabionych kolegów.
Już po kilkudziesięciu minutach pojawiły się u niego pierwsze objawy ostrej choroby popromiennej – wymioty, zawroty głowy, osłabienie. Został przewieziony do szpitala w Prypeci, a stamtąd, wraz z innymi ciężko rannymi, przetransportowano go do specjalistycznego szpitala w Moskwie.
Choroba popromienna i walka w szpitalu
Stan Ignatenki gwałtownie się pogarszał. W szpitalu lekarze zdiagnozowali u niego ciężką postać zespołu popromiennego – promieniowanie zniszczyło jego szpik kostny, narządy wewnętrzne i układ odpornościowy. Jego żona, Ludmiła, która była wtedy w ciąży, przez wiele dni czuwała przy jego łóżku, nieświadoma, że kontakt z mężem może być niebezpieczny także dla niej i nienarodzonego dziecka.
Objawy choroby były wstrząsające: skóra Ignatenki pokryła się bąblami, puchła i ciemniała, a ciało stopniowo ulegało rozkładowi. Lekarze próbowali ratować go przeszczepem szpiku kostnego, jednak organizm nie był w stanie zwalczyć skutków napromieniowania. Wasilij prosił żonę o lustro – gdy zobaczył swoje odbicie, krzyknął z przerażenia.
Jego stan był tak poważny, że nawet ubranie pogrzebowe musiało zostać rozcięte, by można było je założyć na spuchnięte ciało. Stopy były tak opuchnięte, że nie dało się założyć butów.
Smutne chwile
Ignatenko zmarł po 18 dniach walki, 13 maja 1986 roku, stając się jedną z pierwszych ofiar śmiertelnych katastrofy. Ze względu na wysoką radioaktywność jego szczątków, został pochowany w cynkowej trumnie, którą następnie zalano betonem na moskiewskim cmentarzu Mitinskoje. Pogrzeb odbył się w warunkach ścisłych środków bezpieczeństwa, by nie narażać innych na kontakt z promieniowaniem.
Tragedia dotknęła także rodzinę Ignatenki. Ludmiła, mimo ostrzeżeń lekarzy, spędzała przy mężu długie godziny. Kilka miesięcy później urodziła córkę, która zmarła cztery godziny po narodzinach z powodu wrodzonej wady serca. Dziewczynka została pochowana obok ojca.
Przez następne lata Ludmiła zmagała się z żałobą i traumą, ale ostatecznie udało jej się odbudować życie – urodziła zdrowego syna, który dziś mieszka w Kijowie.