Uwięzieni pod wodą. Zapomniana tragedia Pearl Harbor
7 grudnia 1941 roku Pearl Harbor zamieniło się w piekło. Wśród eksplozji i ognia, na pokładzie USS West Virginia rozegrał się jeden z najbardziej przejmujących dramatów II wojny światowej. O czym właściwie mowa?
Atak na Pearl Harbor – początek tragedii
7 grudnia 1941 roku o godzinie 7:55 rano japońskie samoloty rozpoczęły niespodziewany atak na amerykańską bazę morską w Pearl Harbor na Hawajach. USS West Virginia, nowoczesny pancernik typu Colorado, znajdował się wówczas na słynnej Battleship Row, zacumowany obok USS Tennessee. W ciągu kilku minut okręt został trafiony aż dziewięcioma torpedami oraz dwoma bombami lotniczymi, które wywołały potężne eksplozje i pożary w rejonie śródokręcia i rufy.
Załoga podjęła desperacką walkę o uratowanie jednostki. Dzięki szybkim decyzjom oficera Claude’a Rickettsa przeprowadzono tzw. "set zed" – procedurę kontrafloodingu, która zapobiegła przewróceniu się okrętu i pozwoliła mu osiąść na dnie portu w pozycji wyprostowanej.
Mimo to, w wyniku ataku zginęło 106 marynarzy i dwóch oficerów. Wśród poległych byli głównie młodzi członkowie załogi, którzy nie zdążyli wydostać się z zalewanych przedziałów.
Dramat trzech marynarzy
Podczas tego ataku, gdy kolejne przedziały były zamykane w celu ratowania okrętu, trzech marynarzy znalazło się w pułapce w szczelnym pomieszczeniu na dziobie statku. Byli to: Clifford Olds (20 lat), Ronald Endicott (18 lat) oraz Louis "Buddy" Costin (21 lat).
Zamknięci 12 metrów pod wodą nie mieli żadnej możliwości kontaktu ze światem zewnętrznym. Wokół nich panowała całkowita ciemność, a jedynym źródłem światła były latarki, których baterie szybko się wyczerpywały.
Mimo to, marynarze zachowali zimną krew – korzystali z awaryjnych racji żywnościowych, a wodę czerpali z otwartych zbiorników świeżej wody technicznej.
W kolejnych dniach inni członkowie załogi słyszeli stukanie w kadłubie, ale ratunek był niemożliwy – każda próba przedarcia się przez pancerz groziła zalaniem całego przedziału. Dla uwięzionych liczenie dni stało się jedynym sposobem na zachowanie nadziei.
Kalendarz śmierci
Gdy w czerwcu 1942 roku, po ponad sześciu miesiącach od ataku, USS West Virginia został podniesiony i wypompowano wodę z zalanych przedziałów, ekipy ratunkowe natrafiły na poruszający widok. W suchym pomieszczeniu, na półce, leżały ciała trzech marynarzy.
Obok znaleziono zużyte baterie, puste opakowania po racjach żywnościowych, otwarty właz do zbiornika wody oraz kalendarz ścienny z zaznaczonymi czerwonymi krzyżykami kolejnymi dniami – od 7 do 23 grudnia.
Odkrycie kalendarza było szokiem dla wszystkich. Marynarze przeżyli aż 16 dni po ataku, licząc na ratunek, zanim skończył się tlen.
Odbudowa USS West Virginia
Podniesienie i oczyszczenie USS West Virginia było jednym z największych wyzwań technicznych w historii amerykańskiej marynarki. Prace rozpoczęły się w maju 1942 roku. Uszczelniono kadłub przy użyciu ponad 650 ton specjalnego betonu, wypompowano 800 000 galonów paliwa i wyciągnięto dziesiątki ton amunicji oraz wyposażenia.
W trakcie prac odnaleziono łącznie 66 ciał poległych marynarzy, z których większość zginęła w pierwszych minutach ataku. Szczególny szacunek i wzruszenie budził jednak los trzech młodych ludzi.
Po gruntownym remoncie i modernizacji, USS West Virginia powrócił do służby w lipcu 1944 roku, biorąc udział w najważniejszych operacjach na Pacyfiku, aż do kapitulacji Japonii w 1945 roku.