Walizka, listy i Powstanie Warszawskie. Przedmiot znaleziony na śmietniku odkrył losy rodziny Bojarskich
W tym artykule:
"Kochana Mamusiu, pomyśl to moja dwudziesta wiosenka, przecież ja już jestem stara kopa. Jeszcze rok, dwa, a już będę miała wszelakie kwalifikacje na starą pannę. Ciekawa tylko jestem, jaką będę miała manię. Czy będę pracować dobroczynnie i społecznie, czy też poświęcę się badaniom naukowym, czy będę hodować koty lub kanarki? Jak myślisz? Co do mnie jest najbardziej podobne?"
Te słowa pisze w jednym z listów 20-letnia Donata Bojarska do swojej mamy - Katarzyny z Pietrusińskich Bojarskiej. Trzy listy Donaty - pierwszy z dwoma datami 7 i 21 marca 1943 roku, drugi z 4 kwietnia 1943 roku oraz trzeci napisany po upadku Powstania Warszawskiego 2 listopada 1944 roku, zostaną później schowane w brązowej walizce, którą po niemal 80 latach odnajdą na śmietniku na Pradze dzisiejsi mieszkańcy Warszawy.
Walizka, listy i róże biało-czerwone
- Cała historia zaczęła się 31 maja 2023 roku. Dostaliśmy maila od pani, która poinformowała nas, że na jednym ze śmietników na warszawskiej Pradze znajduje się walizka prawdopodobnie wyniesiona z Powstania Warszawskiego - wyjaśnia w rozmowie z naszą redakcją Hanna Zaremba-Ankiersztejn z Działu Głównego Inwentaryzatora Muzeum Powstania Warszawskiego. - Otrzymaliśmy wtedy zdjęcie leżącej na śmietniku walizki z różami biało-czerwonymi w środku.
Na miejsce natychmiast udał się Zespół Działu Zbiorów Muzeum. Okazało się, że przy ulicy Szymanowskiego 8 trwał remont mieszkania. Rzeczy z tego lokalu zostały wyrzucone do śmieci.
- To był dosyć smutny widok, bo wyrzucone było dosłownie wszystko przez przedmioty osobiste, zdjęcia, zeszyty, kieliszki, zastawę, talerze, rysunki dziecięce, po dokumenty czy różańce. Na śmietniku znalazły się nawet rzeczy z lodówki - wylicza przedstawicielka muzeum.
Nie było tam jednak walizki. Jak zostajemy poinformowani, zaledwie kilka godzin później do Muzeum Powstania Warszawskiego zgłosiły się dwie przedstawicielki facebookowej grupy "Uwaga, śmieciarka jedzie", które znalazły i zabezpieczyły walizkę.
- Najprawdopodobniej ich uwagę przykuł napis naniesiony czerwonym flamastrem, znajdujący się wewnątrz walizki: "Walizeczka wyniesiona z Powstania Warszawskiego w dniu 5 sierpnia 1944 roku przez Katarzynę z Pietrusińskich Bojarską" - opowiada nam Joanna Białobrzeska, odpowiedzialna za przyjmowanie pamiątek w MPW. - Walizka jest w bardzo złym stanie, będzie poddawana konserwacji.
Okupacja w Czerwinie
"Kochana Mamusiu, otrzymałam Twój list już tydzień temu, ale nie odpisałam, bo czekałam na przyjazd Zygmunta z Sochaczewa i na wiadomości w Twojej sprawie. Dotychczas jeszcze nie wiem czy otrzymałaś paczkę, były w niej suchary, tłuszcz, cebula, cukier, ale mimo wszystko to znowu postaramy się wysłać drugą odzieżowo-żywnościową. Z odzieżą to jest trudno, bo wszystko bardzo drogie. Zygmunt kupił kawałek flaneli, to wyślę ją w całości, bo Ty najlepiej będziesz wiedziała, co sobie z niej zrobić".
Z odnalezionych listów wynika, że Donata, pochodząca z Warszawy, przebywa w czasie okupacji u dalszej rodziny - najpierw w Czerwinie, w powiecie ostrołęckim - potem w Szymanowie, w powiecie sochaczewskim. Najprawdopodobniej rodzice dziewczyny stwierdzili, że poza miastem będzie bezpieczniejsza i uniknie m.in. łapanek, egzekucji czy wywózek na roboty przymusowe.
Dwudziestolatka w listach opisuje matce swoje rozterki i przemyślenia.
- Dziewczyna pomimo grozy wojny często opisuje przyziemne tematy. Zastanawia się nad swoim życiem, pisze o wydarzeniach w Czerwinie. Oświadcza nawet mamie, że zamierza zmienić imię, bo chce "nazywać się teraz normalnie" i będzie Danusią - mówi Hanna Zaremba-Ankiersztejn. - W listach widoczne jest echo wojny, ale przebija się też zwykła młodość, która niczym się nie różni od dzisiejszej młodości. Pomimo grozy i okupacji jest nadzieja, że to się kiedyś skończy - dodaje.
W liście z 4 kwietnia 1943 roku Donata wspomina o małej walizce, która jest u niej w Czerwinie. Jak przypuszczają nasze rozmówczynie, walizkę tę matka dwudziestolatki - Katarzyna, zabiera ze sobą do Warszawy po jeden z wizyt u córki jeszcze przed wybuchem Powstania.
Karolkowa 45 w Warszawie
Pracownikom Muzeum Powstania Warszawskiego udało się ustalić, że przed okupacją cała rodzina Bojarskich mieszkała w lokalu służbowym przy ulicy Karolkowej 45 na warszawskiej Woli. Stanisław Bojarski - mąż Katarzyny pracował w warsztatach tramwajowych jako majster ślusarski.
Po wybuchu Powstania okupanci rozdzielili małżeństwo Bojarskich. Katarzyna zostaje wypędzona z mieszkania, zabiera ze sobą jedynie brązową walizkę. Kobieta trafia do obozu przejściowego Dulag 121 w Pruszkowie, który staje się w tamtym okresie centralnym punktem ewakuacyjnym.
Pruszkowski obóz składał się z ogromnych hal fabrycznych otoczonych wysokim betonowym murem. W dziewięciu halach stworzono baraki obozowe, które były ogrodzone zasiekami z drutu kolczastego. Tam przeprowadzano selekcję wywiezionych. W barakach panowały bardzo trudne warunki, mowa o braku higieny i głodzie, wyczerpani ludzie spali na betonie. Stamtąd matka Donaty zostaje zabrana na roboty przymusowe do Wrocławia. W zachowanych listach widnieje niemiecka nazwa Breslau.
"Tylko Ciebie tutaj brakuje i Tatusia"
"Widzisz więc Matuś, że z łaski Pana Boga jest nam tak, że lepiej nie trzeba, tylko Ciebie tutaj brakuje i Tatusia, toteż modlimy się bardzo, aby Bóg nam Was zwrócił, ale Ty Matuś musisz ze swojej strony mocno sobie postawić, że do nas jak najprędzej przyjedziesz i zrobić co tylko w Twojej mocy, a broń Boże nie poddawać się, nie rezygnować".
W tym czasie los Stanisława pozostaje nieznany. Córka wspomina o ojcu w liście. - Z ostatniej korespondencji wynika, że pani Katarzyna wraz z córką w tamtym momencie myślały, że ojciec żyje - przyznaje Joanna Białobrzeska.
"O Tatusiu dotychczas nie mamy wiadomości, pewnie nie spodziewa się, że ktokolwiek z nas jest w Szymanowie i dlatego nie pisze".
Z dokumentów Polskiego Czerwonego Krzyża wynika, że Katarzyna do Warszawy wróciła w sierpniu 1945 roku. Kobieta od razu rozpoczyna poszukiwania męża. Nikt wtedy jeszcze nie wie, jak tragiczny los spotkał Stanisława.
Czarna sobota. Strzały i tysiące spalonych ciał
- Po poszukiwaniach w zbiorach Muzeum Powstania Warszawskiego, w Archiwum Państwowym Warszawy, Archiwum Polskiego Czerwonego Krzyża i Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej, udało się odtworzyć losy rodziny Bojarskich. Pana Stanisława mogliśmy połączyć z historią pani Katarzyny właśnie dzięki kartom PCK i informacjom o poszukiwaniach męża - tłumaczy Hanna Zaremba-Ankiersztejn. - Tam były wszystkie szczegółowe informacje, jak nazwisko, data urodzenia, adres.
Z informacji muzeum wynika, że Stanisław wraz z około tysiącem osób z okolicznych domów i pobliskiej Fabryki Obić Papierowych i Papierów Kolorowych został popędzony na teren zajezdni tramwajowej przy ulicy Młynarskiej 2. Tam Niemcy wszystkich rozstrzelali, a ciała podpalili. Stało się to 5 sierpnia 1944 roku podczas Rzezi Woli. Dzień, w którym zginął Stanisław Bojarski, przeszedł do historii jako czarna sobota. Mieszkańców Woli wywlekano z domów i rozstrzeliwano, nie oszczędzano nikogo. Na oczach rodziców ginęły dzieci, zabijano kobiety w ciąży i starców.
Jak przypominają nasze rozmówczynie, skala zbrodni była tak wielka, że w krótkim czasie oprawcom zaczęło brakować amunicji. Nie wiadomo, jaka była dokładna liczba ofiar Rzezi Woli. Szacuje się, że zamordowano wówczas od 30 tys. do 50 tys. mężczyzn, kobiet i dzieci.
"Kończę już Mamusiu i wyślę ten list poleconym. I jeszcze raz proszę, zadzwońcie zaraz po otrzymaniu go, aby Wasze zamysły były mi wiadome. Do zobaczenia".
Zbiorowa mogiła, monolit i ocalanie historii
Na Starych Powązkach w Warszawie znajduje się zbiorowa mogiła, w której spoczywają prochy pracowników Miejskich Zakładów Komunikacyjnych, którzy zostali zamordowani 5 sierpnia 1944 roku. Wśród wymienionych na tablicy 12 ofiar widnieje nazwisko Stanisława Bojarskiego. Zamordowanych upamiętnia również monolit ustawiony na terenie zajezdni tramwajowej przy ulicy Młynarskiej.
- Walizkę najprawdopodobniej posiadał syn Donaty, jedyny spadkobierca rodziny Bojarskich. Po jego śmierci mieszkanie na Pradze zostało opróżnione, a walizka wyrzucona. Wnuczek Katarzyny zachował pieczołowicie tę walizkę. Wyraźnie widać, jego szacunek do tej historii. To on napisał informacje flamastrem, pismo było identyczne, jak w zeszytach wyrzuconych z mieszkania - przyznaje przedstawicielka muzeum, Hanna. - Bardzo dobrze, że ktoś zareagował i nie zlekceważył sprawy, że nie przeszedł obojętnie obok tej walizki - dodaje.
- Anonimowy na początku przedmiot, pozwolił poznać całą historię rodziny. Naszym zadaniem jest ocalanie historii. Zależny nam, aby nikt nie pozostał bezimienny, żadna ofiara Powstania Warszawskiego - dodaje Joanna. W muzeum znajduje się około 120 tysięcy zbiorów. Część z nich można zobaczyć na wystawie stałej oraz corocznych wystawach czasowych. Walizka będzie częścią tegorocznej wystawy czasowej. Wystawę można oglądać od 31 lipca.
Powstanie Warszawskie w liczbach
Historycy szacują, że w Powstaniu Warszawskim zginęło blisko 180 tysięcy osób, w tym około 18 tysięcy żołnierzy. Resztę ofiar stanowiła masowo mordowana ludność cywilna, w tym także kobiety, dzieci i ludzie starsi.
Przybliżona ilość gruzów, które pokrywały Warszawę w 1945 roku, to blisko 20 milionów metrów sześciennych. W czasie Powstania Warszawskiego zniszczono wszystkie stołeczne mosty oraz łącznie ponad 70 proc. zabudowy mieszkalnej, 90 proc. budynków przemysłowych i około 90 proc. warszawskich zabytków.