Władysławowo: Sesja Nadzwyczajna Rady Miejskiej. Gorące starcia na linii burmistrz - mieszkańcy. Dyskutują o zakładzie przetwarzania odpadów
Referendum w gminie Władysławowo
Sesję nadzwyczajną zwołano na wniosek burmistrza Władysławowa, który chce powołać komisję do spraw referendum lokalnego. Publicznego głosu w sprawie decyzji o budowie instalacji przetwarzania odpadów w gminie Władysławowo domagają się sami mieszkańcy, którzy głośno protestują przeciwko inwestycji.
Wyliczają też szereg minusów, które ewentualna inwestycja przyniesie turystycznemu miastu w powiecie puckim. Co jasno widzieli samorządowcy, którym mieszkańcy przynieśli m.in. plakat z wymownym hasłem "Żwirowa mówi NIE" - Żwirowa to jedna z dzielnic Władysławowa, która będzie "sąsiadować" z instalacją przetwarzania odpadów.
- Na poziomie gminy Władysławowo nie chciałbym, aby taka instalacja się pojawiła - mówił Szymon Redlin, radny pomorskiego Sejmiku Wojewódzkiego z Jastrzębiej Góry. - Może być każda inna, ale, tak jak mówiliśmy, kawałek dalej.
Piotr Dudziński, mieszkaniec i przedsiębiorca z Władysławowa zwrócił uwagę na smród.
- Czy wierzycie, że 40 ciężarówek dziennie, wjeżdżających ze śmieciami, wyładowując się nawet w hangarze, który otwiera się, zamyka, nie będzie generował smrodu? - pytał mieszkaniec i precyzyjnie wyliczał, skąd wziął liczbę tylu właśnie samochodów, które mają do Władysławowa przywieźć 150 tysięcy ton odpadów w ciągu roku. - Co gorsze, nikt nie będzie patrzył, co do nas przyjechało. Ani jedna osoba z tej firmy nie spojrzy, co leci do tego autoklawu.
Piotr Dudziński punktował też Bioelektrę - spółkę, która może postawić "instalację śmieciową" we Władysławowie za brak przejrzystości. Jak wskazywał, firma od 2022 roku nie złożyła ani jednego sprawozdania finansowego.
- Będę pierwszą firmą, która wystąpi z pozwem sądowym za stratę wartości mojej nieruchomości - przekonywał Piotr Dudziński. - I wszyscy inni tak samo pójdą. (...) Jeśli ta inwestycja dojdzie do skutku, jeśli przegłosujecie to mimo wszystko, to będę pierwszą osobą, która, deklaruję to osobiście, usiądę na drodze przed ciężarówką, która będzie jechała po to, żeby to zbudować.
Sąsiedzi też protestują przeciwko inwestycji we Władysławowie
Arkadiusz Dettlaff, radny z gminy Puck w imieniu swoich mieszkańców zaprotestował przeciwko lokalizacji nowego zakładu. Między ich domami a firmą będzie ok. 500 metrów.
- Czy naprawdę musimy stawiać przemysłowy zakład przetwarzania odpadów w niewielkiej odległości od morza, zatoki i zaledwie kilkuset metrów od domów? - pytał radny ze Swarzewa i przekonywał, że protest mieszkańców jego wsi, a także Łebcza to nie kaprys czy wojna z technologią. - Protestujemy, bo nikt nie udowodnił i nie może dać 100 procent gwarancji, że lokalizacja w jednym z najcenniejszych ekologicznie i krajobrazowo miejsc Polski, i blisko naszych domów w sercu Kaszub, jest bezpieczna, przemyślana i zgodna z naszym wspólnym interesem.
Samorządowiec zaproponował też rozmowy na temat innej lokalizacji, z dala od prywatnych domów.
Jakub Krzysztofik z Władysławowa zwrócił uwagę, że burmistrz chce, by w sercu turystycznego miasta, które pretenduje do miana uzdrowiska, stawić infrastrukturę zajmującą się przetwarzania śmieciami.
- Kto przyjedzie do takiego kurortu? Kto przywiezie tu rodzinę, dzieci, by odpocząć nad morzem? Nikt - argumentował i nawiązał do potencjalnych zysków, które z nowej firmy może mieć Władysławowo: - Miliardy złotych mogą popłynąć, ale nie do naszych kieszeni. My stracimy wszystko. Nasze domy stracą na wartości, nasze pensjonaty zbankrutują, restauracje opustoszeją, a Władysławowo zamieni się z powrotem w wioskę, z której kiedyś tak dumnie się wydźwignęliśmy. (...) Nie pozwólmy na to. Władysławowo to nie jest wysypisko, to jest nasz dom, nasza duma, nasza przyszłość.
- Wszyscy radni, ze mną na czele, od początku mówimy, że jeśli wystąpi jakakolwiek wątpliwość dotycząca uciążliwości tego zakładu, czy mieszkańcy będą przeciwni takiej inwestycji, wyrażą to w referendum, nikt z nas nie podniesie ręki za tą inwestycją - deklarował Adam Białas, przewodniczący Rady Miasta Władysławowa. - Nikt nie wystąpi przeciwko mieszkańcom. To jest moja deklaracja, jak i wszystkich radnych, których mamy w składzie rady.
Dariusz Kowalski z Kancelarii Leśny i Wspólnicy na wstępnym etapie analizował projekt instalacji do przetwarzania odpadów z ramienia spółki Abruko z Władysławowa. Gdy zaczął przedstawiać swoje argumenty i fakty m.in. na temat procesu przetwarzania odpadów, zakładu w Różankach, mieszkańcy często przerywali mu, skandując "NIE CHCEMY!".
- Podejmiecie decyzję, jaką podejmiecie. Chodzi mi o to, by nie zarzucać burmistrzowi, że ad hoc podjął decyzję dotyczącą budowania zakładu komunalnego w zakresie przetwarzania odpadów z uwagi na to, że miał takie widzimisię - podkreślał Dariusz Kowalski.
Burmistrz Roman Kużel podkreślał, że nie będzie zakładu, gdy nie zechcą go mieszkańcy. I przypomniał, że gmina ma coraz więcej problemów ze śmieciami. A to problem, z którym trzeba się zmierzyć.
- Mieszkańców mamy kilkanaście tysięcy w naszej gminie - mówił burmistrz Roman Kużel. - Mam świadomość, jakie macie poglądy. Zostały one dzisiaj i na czwartkowym spotkaniu wyartykułowane bardzo mocno. Ale jest grupa mieszkańców, którzy nie przesądzają "czy chcę, czy nie chcę" tego rodzaju instalacji na terenie gminy. Chce się spotkać, żeby o tym merytorycznie podyskutować. I po to jest inicjatywa referendum: żeby dać możliwość wypowiedzi, żeby odnieść się do drugiej strony i na końcu powiedzieć "może nie".
Mieszkańcy dopytywali burmistrza, czy do czasu referendum może zawiesić prace dotyczące zmiany zapisów w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego. A te, jak podkreślają we Władysławowie, rzekomo mają otworzyć furtkę do budowy zakładu przetwarzania odpadów z funkcją spalania.
- Do czasu, kiedy nie będzie referendum, nie będzie decyzji. Ja to publicznie oświadczam. Nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej - odparł Roman Kużel.
Wątpliwości we Władysławowie
Na facebookowych grupach i forach poświęconych Władysławowu wrze. Mieszkańcy przerzucają się wizjami dość ponurej przyszłości miasta bez turystyki, budowy spalarni śmieci, cichaczem wprowadzanych zmian itp. Nie wszystko ma pokrycie w prawdzie.
- Skąd to zamieszanie w internecie. Jest, bo ktoś je wywołał - zwracała uwagę radna Małgorzata Parylak.