Wołyńskie losy rodziny Hermaszewskich. Przyszły kosmonauta ocalał z rzezi wołyńskiej
Dziadek Mirosława – Sylwester Hermaszewski – był potomkiem dawnej szlachty zagrodowej herbu Zaremba. Od podupadającego hrabiego Emanuela Małyńskiego zakupił on kilkadziesiąt hektarów zalesionych gruntów, które znajdowały się w Policach, kolonii przyległej do wsi Lipniki. Po wykarczowaniu lasów powstał znaczny majątek, w skład którego wchodził duży dom, zabudowania gospodarcze oraz pola, sady i pasieka.
Roman Hermaszewski, ojciec Mirosława, brał udział w walkach z bolszewikami w latach 1918–1920. W 1925 r. ukończył szkołę rolniczą w Leduchowie, a następnie został gospodarzem w majątku w Policach. Gospodarstwo prowadził z dużą znajomością rzeczy, wprowadzając w nim hodowlę koni rasowych. Tam też ożenił się z Kamilą z Bielawskich. W małżeństwie przyszło na świat siedmioro dzieci, w tym Mirosław i Władysław – obydwaj późniejsi piloci oraz generałowie brygady Wojska Polskiego. W domu w Policach słuchano radia kryształkowego, czytano lokalne gazety, a także „Rycerza Niepokalanej”. Roman Hermaszewski, podobnie jak jego ojciec Sylwester, oddawał się pasji łowiectwa. Polował na zające, przepiórki, kuropatwy i cietrzewie. Pasję tę zaszczepił swojemu synowi Władysławowi (W. Hermaszewski, Echa Wołynia, Warszawa 1998, s. 33).
Dzieci Romana i Kamili Hermaszewskich edukację rozpoczynały w trzyklasowej szkole powszechnej w Lipnikach, a kontynuowały ją w klasztorze sióstr benedyktynek w Bereznem. Wraz z wybuchem wojny i przekroczeniem 17 września 1939 r. granicy II Rzeczypospolitej przez wojska sowieckie nauka u sióstr benedyktynek została przerwana – zakonnice wysiedlono, a klasztor zajęli
czerwonoarmiści. Troje najstarszych dzieci Hermaszewskich – z braku innych możliwości – zaczęło uczęszczać do otwartej w Bereznem sowieckiej szkoły średniej.
Wkrótce Hermaszewskim – jako kułakom (bogatym chłopom) – zaczęła grozić utrata ziemi i majątku oraz wywózka na Sybir lub do Kazachstanu. Rodzinie udało się uniknąć tego losu dzięki zaradności ojca, który rozpisał majątek na rodziców i rodzeństwo. Na majątek nałożono jednak wysoką kontrybucję w mięsie i zbożu, zarekwirowano też część koni.
Gdy w czerwcu 1941 r. Niemcy zaatakowali ZSRS, w Lipnikach wkrótce pojawili się żołnierze Wehrmachtu. 15 września tego roku w rodzinie Hermaszewskich przyszło na świat siódme i ostatnie dziecko – Mirosław.
W tym czasie na Wołyniu uaktywnili się nacjonaliści ukraińscy. Weszli oni w szeregi formującej się wówczas policji ukraińskiej, która pozostawała na usługach niemieckich. W październiku 1941 r. policjanci ukraińscy pod nadzorem Gestapo zgromadzili w getcie w Bereznem wszystkich Żydów z miasta oraz z okolicznych wsi. 25 sierpnia 1942 r. nastąpiła likwidacja getta. Niemcy wymordowali co najmniej 2500 Żydów, w czym pomagali im ukraińscy nacjonaliści.
Mieszkający w tym czasie na stancji w Bereznie Władysław Hermaszewski dokonał znaczącego czynu. Z warsztatu rusznikarskiego prowadzonego przez niemieckiego podoficera żandarmerii udało mu się wynieść kilka sztuk broni (m.in. rewolwer Nagant, karabin maszynowy Diegtiariowa) i amunicję. Ten arsenał – bez niczyjej wiedzy – 13-latek przetransportował do Lipnik, gdzie od początku 1943 r. przeniosła się i zamieszkała rodzina Romana i Kamili Hermaszewskich.
Wraz z narastającą wrogością Ukraińców wobec Polaków na początku 1943 r. w Lipnikach powołano polską samoobronę, która liczyła 21 mężczyzn (E. i W. Siemaszko, Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939–1945, t. 1, Warszawa 2000, s. 205). Równocześnie do wioski zaczęli ściągać okoliczni Polacy, terroryzowani przez bandy UPA. Wobec niedostatku uzbrojenia samoobrony Władysław Hermaszewski wsparł ją zdobytą przez siebie bronią, co przyjęto z wdzięcznością, ale i ogromnym zdumieniem.
Po północy z 25 na 26 marca 1943 r. rozpoczął się napad band UPA na Lipniki. Ukraińcy otoczyli wieś. Na jej krańcach zaczynała się rzeź dokonywana
gospodarskimi narzędziami. Roman Hermaszewski nakazał najstarszym dzieciom zgromadzić rodzinę (wraz z dziadkiem Sylwestrem i babcią Marią) pod rosnącą we wsi topolą. Po niedługim czasie sam przybył we wskazane miejsce wraz z kilkoma uzbrojonymi obrońcami. Za mężczyznami podążał tłum przerażonych lipniczan. Rozpoczęła się ewakuacja ok. 500 osób do majątku Zurne i Bereznego. Nad ranem ocalali dotarli do Zurnego. Po jakimś czasie dotarła tam również ranna Kamila Hermaszewska, ale bez 1,5-rocznego Mirosława. Kobieta miała zakrwawioną twarz i rozerwane od banderowskiej kuli ucho. W wyniku postrzału straciła przytomność, a gdy się ocknęła, na rękach nie miała dziecka. Zaczęła je szukać, ale bez skutku. Dziecko po jakimś czasie odnalazł starszy brat Władysław, który przekazał je ojcu. Chłopiec nie dawał oznak życia. Dopiero rozcieranie oraz ogrzewanie przy pogorzelisku w Lipnikach przywróciło chłopca do życia. Malec, choć spędził noc na śniegu, nawet się nie przeziębił.
W trakcie napadu UPA na Lipniki zginęły 182 osoby. Hermaszewscy stracili 83-letniego dziadka Sylwestra, który otrzymał siedem uderzeń bagnetem w pierś, zginęło także pięciu innych członków rodziny. Dla ocalałych Hermaszewskich rozpoczął się czas tułaczki i głodu. Początkowo zatrzymali się oni w Zurnem, a potem w Bereznem. Jedyną żywicielką 9-osobowej rodziny stała się ocalona z pożaru krowa. Po kilku miesiącach narastający głód zmusił Romana Hermaszewskiego i kilku innych mężczyzn do wyprawy do Polic, by zebrać dojrzałe żyto. Niestety, w trakcie powrotu Roman został trafiony skrytobójczą kulą wystrzeloną przez banderowca. Rana okazała się śmiertelna. Utrzymanie rodziny spadło teraz na barki Kamili. Matka wraz z najstarszą córką Aliną zaczęła świadczyć w Bereznem usługi krawieckie, w zamian za co otrzymywała żywność.
Jesienią 1943 r. Hermaszewscy opuścili Berezne i udali się do Kostopola. Tam przetrwali zimę w wilgotnych pomieszczeniach nieczynnej masarni. Gdy na początku 1944 r. w Kostopolu pojawiły się oddziały Armii Czerwonej, Hermaszewscy powrócili do Bereznego. Z pomocą przyszedł im wówczas ks. Mieczysław Rossowski, który zaproponował ocalałym pokój na plebanii. Hermaszewscy spędzili tam ok. 1,5 roku. W czerwcu 1945 r. zdecydowali się opuścić Wołyń i udali się na tzw. ziemie odzyskane.