Zginął, bo nie chciał strzelać. Historia żołnierza Wehrmachtu
Latem 1941 roku na przedmieściach Belgradu pluton egzekucyjny Wehrmachtu rozstrzelał szesnastu jugosłowiańskich partyzantów. Fotografie z egzekucji, które pojawiły się dekady później w prasie, wywołały burzliwą debatę – jeden z mężczyzn na zdjęciach był bez hełmu i zdawał się nie należeć do katów. Przez dziesięciolecia spekulowano, czy niemiecki żołnierz odmówił rozkazu i zginął wraz z ofiarami.
Kapral z Wuppertalu
Josef Schulz przyszedł na świat w 1909 roku w Barmen, dzielnicy przemysłowego Wuppertalu w zachodniej części Niemiec. Pochodził z regionu o silnych tradycjach robotniczych, gdzie lewicowe podziemie aktywnie działało jeszcze przed przejęciem władzy przez nazistów. W momencie wybuchu wojny służył jako kapral w 714 Dywizji Piechoty – jednostce, która w 1941 roku została skierowana na Bałkany w ramach operacji przeciwko ruchowi oporu.
Agnieszka Żulewska o swoich rolach i serialu "Na Wspólnej". Jest szansa, że do niego powróci?
Jugosławia po kampanii kwietniowej 1941 roku stała się terenem chaotycznej okupacji. Niemcy kontrolowali kluczowe miasta, ale na prowincji rozwijał się partyzancki opór. Wehrmacht odpowiadał brutalnymi akcjami odwetowymi – za każdego zabitego niemieckiego żołnierza rozstrzeliwano dziesiątki cywilów i schwytanych partyzantów. To była standardowa praktyka, którą niemieckie dowództwo traktowało jako metodę pacyfikacji.
Według oficjalnych zapisów Schulz zginął 19 lipca 1941 roku podczas starcia z partyzantami w okolicach Smederevskiej Palanki, na południowy wschód od Belgradu. Raport z jego jednostki, złożony 20 lipca o drugiej w nocy, klasyfikował śmierć jako poległy w walce. W tamtych miesiącach takie doniesienia były częste – straty wśród okupantów rosły, mimo że Wehrmacht miał zdecydowaną przewagę militarną.
Nikt wtedy nie przypuszczał, że nazwisko kaprala z Wuppertalu wywoła kontrowersje trwające przez pół wieku. Schulz miał być jednym z tysięcy anonimowych żołnierzy poległych na Bałkanach, ale okoliczności jego śmierci okazały się znacznie bardziej skomplikowane.
Zdjęcia, które zadały pytania
W nocy z 19 na 20 lipca 1941 roku w Smederevskiej Palance rozstrzelano szesnastu mężczyzn oskarżonych o działalność partyzancką. Ktoś zrobił fotografie – prawdopodobnie dla celów propagandowych lub jako dokumentacja działań odwetowych. Po wojnie miejscowi mieszkańcy ekshumowali zwłoki i odkryli coś dziwnego: przy jednym z ciał znaleziono niemiecki sprzęt wojskowy, ale nie było tabliczki identyfikacyjnej. W 1947 roku na pomniku ku czci ofiar umieszczono imię "Marcel Masel" – zniekształconą wersję nazwiska jednego z partyzantów.
Fotografie z egzekucji pojawiły się w zachodnioniemieckich tygodnikach dopiero w latach sześćdziesiątych. Jedno ze zdjęć przedstawiało mężczyznę w mundurze Wehrmachtu, ale bez hełmu i pasa – stał w szeregu razem z partyzantami tuż przed egzekucją. Obraz ten natychmiast wywołał pytania. Czy to był Niemiec schwytany przez partyzantów? A może żołnierz, który odmówił udziału w egzekucji i został stracony przez własnych towarzyszy?
W 1972 roku Wilderich Freiherr Ostman von der Leye, poseł do Bundestagu, odnalazł w dzienniku dowódcy 714 Dywizji wpis sugerujący, że Schulz zginął właśnie tego dnia. Brat kaprala, Walter Schulz, rok później odwiedził Jugosławię i miał potwierdzić, że na fotografii rozpoznaje swojego brata. To wystarczyło, by historia nabrała rozgłosu.
Jugosłowiańskie źródła dodały kolejne detale. Świadek Zvonimir Janković zeznał, że widział niemieckiego żołnierza bez odznak, który gorączkowo kłócił się z oficerem tuż przed rozpoczęciem egzekucji. Według relacji Schulz miał się odmówić strzelać do bezbronnych ludzi i został dodany do grupy skazańców. To opowieść, która idealnie pasowała do powojennej narracji o "dobrych Niemcach" walczących przeciwko nazistowskiej machinie.
Dowody kontra legenda
Nie wszyscy kupili tę wersję wydarzeń. Centralne Biuro Stanowych Urzędów Sprawiedliwości w Ludwigsburgu przeprowadziło w 1972 roku śledztwo i doszło do wniosku, że Schulz zginął w starciu z partyzantami, a nie został stracony. Archiwa wojskowe w Freiburgu potwierdziły, że raport o jego śmierci złożono zaledwie kilka godzin po zdarzeniu, co sugerowało śmierć w akcji bojowej, nie egzekucję.
Byli towarzysze broni Schulza odrzucali twierdzenie, że to on znajduje się na fotografiach. Wskazywali na niezgodności w opisach – Schulz miał inną budowę ciała, inne rysy twarzy. Wielu z nich podkreślało, że w warunkach surowej dyscypliny wojskowej odmowa rozkazu skutkowałaby natychmiastowym aresztem i procesem, nie spontaniczną egzekucją w terenie.
Jednak w Jugosławii historia nabrała własnego życia. W 1980 roku na nowym pomniku w Smederevskiej Palance dodano imię Josefa Schulza jako siedemnastej ofiary. Ambasadorzy RFN uczestniczyli w uroczystościach upamiętniających go w 1981 i 1997 roku, co sankcjonowało narrację o niemieckim żołnierzu, który wybrał słuszną stronę. Schulz stał się symbolem – dowodem, że nawet w szeregach Wehrmachtu znajdowali się ludzie zdolni do moralnego oporu.
Problem w tym, że symbolizm nie zastępuje faktów. Żadne dokumenty nie potwierdzają jednoznacznie, że mężczyzna na zdjęciach to Schulz. Identyfikacja opierała się na zeznaniach brata, który oglądał rozmyte fotografie po trzydziestu latach od śmierci kaprala. Świadkowie jugosłowiańscy podawali sprzeczne relacje, a niemieccy dowódcy nigdy oficjalnie nie przyznali, by którykolwiek z ich żołnierzy został stracony za odmowę wykonania rozkazu.
Film, który utrwalił mit
W 1973 roku jugosłowiańscy reżyserzy Danko Popović i Predrag Golubović nakręcili trzynastominutowy film Joseph Schultz. Krótkometrażówka łączyła oryginalne fotografie w sepii z inscenizowanymi scenami, prezentując wersję wydarzeń, w której niemiecki żołnierz odmawia udziału w egzekucji i zostaje dołączony do grupy partyzantów przed rozstrzelaniem. Film powstał na taśmie 16 mm i trafił na rynek edukacyjny – dystrybuowała go nowojorska firma Wombat Productions.
Educational Film Library Association zaleciła film jako materiał dydaktyczny do nauczania o Holokauście i moralnych wyborach w czasie wojny. Znalazł się również w przewodniku Teaching the Holocaust wydanym przez Torah Aura Productions. Dla milionów widzów na Zachodzie film stał się jedynym źródłem wiedzy o Josefie Schulzu – i utrwalił legendę jako fakt historyczny.
Problem z takim podejściem polega na tym, że spłaszcza skomplikowaną rzeczywistość. Historia Schulza, niezależnie od tego, czy jest prawdziwa, stała się wygodną narracją – pozwalała Niemcom z czasów powojennych wierzyć, że opór wewnątrz Wehrmachtu był możliwy, a Jugosławii pokazywać, że nawet wrogowie potrafili uznać słuszność partyzanckiej walki.
Wielu historyków traktuje dzisiaj opowieść o Schulzu jako legendę – prawdopodobnie opartą na ziarnku prawdy, ale rozbudowaną przez polityczne i społeczne potrzeby lat siedemdziesiątych. Nie oznacza to, że odmowa wykonania niemoralnych rozkazów nie była możliwa, ale konkretny przypadek Schulza pozostaje udokumentowany zbyt słabo, by przyjąć go za pewnik.