35-lecie samorządu terytorialnego w powiecie malborskim. Rozmowa z Janem Michalskim
35-lecie samorządu gminnego w Polsce. Rozmowa z wójtem Lichnów
W Malborku mamy radną, która ma prawdopodobnie najdłuższy staż w powiecie (od drugiej kadencji), burmistrz Nowego Stawu jest włodarzem z najdłuższym stażem, a Pan łączy jedno z drugim, będąc w samorządzie nieprzerwanie od drugiej kadencji.
Jan Michalski: Właściwie to nawet od pierwszej, bo chociaż wtedy nie byłem radnym, to dzięki wójtowi Waldemarowi Lamkowskiemu pracowałem w Komisji Rozwoju Gospodarczego. Wtedy funkcjonowało to trochę inaczej – był wójt, Rada Gminy i dodatkowo komisje składające się z osób spoza rady. Więc już wtedy mogłem działać i przyglądać się, o co chodzi. Były to normalne, duże posiedzenia tych komisji, zapraszali nas też na sesje. Wszyscy się wtedy uczyli samorządu, ale się dogadywaliśmy. Nie byliśmy bogatą gminą, więc zawsze myśleliśmy, żeby iść do przodu małymi krokami.
W drugiej kadencji został Pan już radnym.
Namówiły mnie sąsiadki, które przyszły do mojej mamy i powiedziały: „Michalska, to nie jest tylko syn Michalskiej, ale syn tej ulicy”. Spróbowałem, kontrkandydatkę miałem mocną, bo znaną i jedyną wtedy w całej gminie pielęgniarkę, panią Teresę, obecnie już na emeryturze. Ludzie wtedy mi zaufali, zostałem radnym i do dzisiaj jestem w samorządzie. W tej mojej pierwszej kadencji byłem wiceprzewodniczącym rady, w kolejnej zasiadałem w Zarządzie Gminy i miałem nieetatową funkcję zastępcy wójta. W kolejnych kadencjach znowu byłem wice- i przewodniczącym rady. W 2010 roku z powodzeniem wystartowałem w wyborach wójta.
Jak to było zmienić perspektywę z krzesła radnego na fotel wójta?
Wiadomo, że zawsze początki bywają trudne, ale ja byłem w komfortowej sytuacji, bo jestem z tej gminy, od 20 lat praktycznie działałem w samorządzie, znałem załogę Urzędu Gminy, zresztą wiele osób pracuje do dzisiaj od tamtej pory i każdemu wójtowi życzę takiej załogi, jaką ja mam. Na pewno różnica między byciem radnym a byciem wójtem, burmistrzem itd. to jest kwestia decyzji, odwagi, żeby myśleć o inwestowaniu, skąd brać wkłady własne, czy żyć na kredyt, czyli zwiększać zadłużenie na te wkłady, a wtedy już płynęły środki unijne.
Szkoły i drogi – to były nasze podstawowe cele i rzeczywiście w tym kierunku to poszło, w remonty i rozbudowy szkół, budowę świetlic. Niestety, teraz mamy problemy z niżem demograficznym, ale te obiekty służą i będą służyć mieszkańcom. To oczywiście jest moja ocena, ale wydaje mi się, że przez te 35 lat udało się zrobić bardzo dużo, jeżeli chodzi o rozwój gminy, ale wiadomo, że zawsze tak jest, że oczekiwania mieszkańców są dużo większe.
Jakie są największe wyzwania gminy na przyszłość?
Na pewno wyzwaniem będzie szukanie środków. Rządowy program Polski Ład się kończy, a w nim dofinansowanie wynosiło 90-95 proc. Na tę chwilę jako gminy możemy ubiegać się o dofinansowanie rzędu 75, może 80 proc., ale VAT jest niekwalifikowany, co oznacza, że realnie taka dotacja stanowi około 60 proc. całkowitych kosztów zadania. Dlatego w przyszłości nie tylko małe gminy będą miały problem z wkładami własnymi do realizowanych zadań, a przecież nie jest sztuką się zadłużyć i sprowadzać zagrożenie zarządu komisarycznego.
Pozyskiwanie środków to na pewno będzie wyzwanie dla przyszłej rady i wójta, a jak powiedziałem – z jednej strony oczekiwania mieszkańców są bardzo duże, a z drugiej mamy coraz więcej obciążeń. Tak jak w oświacie, do której dokładamy drugie tyle z naszego budżetu do środków otrzymywanych z budżetu państwa, aby utrzymywać wszystkie trzy szkoły, mimo że dzieci jest coraz mniej.
Dlatego też moim zdaniem szansą jest to, o czym tyle mówi się w ostatnich miesiącach, a przeciwko którym część mieszkańców protestuje. Elektrownie wiatrowe, które mają powstać na naszym terenie, to jest przyszłość. Jeśli turbiny będą się kręciły u nas, to te „wykręcone” pieniądze wrócą do mieszkańców w postaci różnego rodzaju inwestycji, dzięki temu, że w budżecie gminy będą środki na wkłady własne. Jesteśmy małą gminą, nie mamy zakładów pracy, nie mamy kopalń, a chcemy się rozwijać, mieszkańcy też tego chcą i myślę, że w miarę możliwości rozwijamy się.
Na tę chwilę, zgodnie z obowiązującym prawem, będzie to Pana ostatnia kadencja, ale Związek Miast Polskich domaga się zniesienia dwukadencyjności wójtów, burmistrzów i prezydentów. Gdyby tak się stało – kandydowałby na kolejną kadencję?
W polityce nigdy nie mówi się „nigdy”, a co by nie mówić, samorząd to jednak jest mała polityka. Dlatego powiem, że na 99 procent nie będę kandydował, jeśli dwukadencyjność zostanie zniesiona. Osiągnę już wiek emerytalny, przez tyle lat następuje jakieś wypalenie, więc na 99 procent bym nie startował. Mimo wszystko, nie wydaje mi się, żeby dwukadencyjność została zniesiona, ale zgadzam się i jestem zdania, że to jest niesprawiedliwe dla samorządowców. Przepis powinien dotyczyć wszystkich władz – skoro obejmuje samorząd, to powinien też dotyczyć Sejmu i Senatu. Jeżeli jakiś poseł czy senator jest taki dobry w tym, co robi, to przecież bez problemu po dwóch kadencjach znajdzie pracę, a niektórzy parlamentarzyści to normalnie jakby „się urodzili” w Sejmie, tak długo są. Nie mówię tego ze złośliwości, obecna sytuacja jest po prostu krzywdząca. Jeśli dwie kadencje, to dla wszystkich.
Dziękuję za rozmowę.