Częstochowa: Polska stolica wózków pod presją Chin. Kolejna branża bije na alarm
Polskie wózki kontra chiński zalew. Branża dziecięca apeluje o reakcję
Produkcja wózków dziecięcych w Unii Europejskiej w dużej mierze opiera się na jednym regionie - okolicach Częstochowy. To właśnie tam, od pokoleń, działa zintegrowany ekosystem kilkudziesięciu firm tworzących zarówno gotowe wózki, jak i wszystkie niezbędne komponenty.
Dziś ten model produkcji znajduje się pod silną presją ze strony Chin nie tylko dla przedsiębiorców z Polski, ale w całej Unii Europejskiej. Organizacja parasolowa Prams from Poland, reprezentująca czołowe marki sektora w kraju, ostrzega przed konsekwencjami braku działań regulacyjnych.
W przygotowanym stanowisku branża przedstawia szereg zagrożeń: od subsydiowanego importu, przez nierówne stawki celne i brak kontroli jakości, po działania wprowadzające konsumentów w błąd.
Wśród sygnatariuszy stanowiska znajdują się uznani producenci tacy jak Limak, Riko, Tako Baby, Junama, Roan, Adamex, Avionaut czy Retrus. Wspólny głos sektora to ostrzeżenie: jeśli nie podejmiemy zdecydowanych działań, Polska może zacząć tracić kolejny strategiczny przemysł.
Częstochowa europejskim centrum produkcji dziecięcej
Region Częstochowy jest dziś jednym z dwóch głównych ośrodków produkcji wózków dziecięcych w Europie - obok Chin. To nie tylko miejsce montażu gotowych produktów, ale również centrum kompetencji, rzemiosła i produkcji podzespołów: od konstrukcji i kółek, po tkaniny, plastikowe elementy i systemy bezpieczeństwa.
Branża wyróżnia się silnymi więzami lokalnymi. Wiele firm ma charakter rodzinny i działa od pokoleń. Ten model pozwolił stworzyć kompletny, lokalny łańcuch dostaw, dający pracę tysiącom osób i zapewniający pełną kontrolę nad jakością.
Chińska przewaga to nie tylko niskie ceny
Głównym zagrożeniem dla polskich firm jest rosnący import tanich wózków z Chin. Produkty te są nie tylko tańsze, ale i hojnie wspierane przez chiński rząd. Subsydia, dopłaty do eksportu i finansowanie obecności na międzynarodowych targach sprawiają, że lokalni producenci nie są w stanie konkurować kosztowo - zwłaszcza w obliczu wysokich cen energii, pracy i materiałów w UE.
Obecne stawki celne nie chronią europejskiego rynku. Importowane z Chin wózki objęte są jedynie 2,7-procentowym cłem, podczas gdy wysyłka produktów z UE do Chin wiąże się z opłatami nawet dziesięciokrotnie wyższymi. Dodatkowo, część firm obchodzi te bariery, sprowadzając komponenty i montując wózki w Europie, zachowując pozory lokalnej produkcji.
To nie wszystko. Zastrzeżenia budzi też jakość produktów spoza UE. W szczególności brak obowiązku niezależnej weryfikacji zgodności z europejskimi normami bezpieczeństwa. W praktyce oznacza to, że część towarów dopuszczanych do sprzedaży opiera się wyłącznie na deklaracjach producentów.
Kupujesz polski wózek? Może się tylko tak nazywać
Problemem jest również brak transparentności. Klienci często nie mają dostępu do rzetelnej informacji o pochodzeniu produktu. Wózki produkowane w Chinach bywają sprzedawane przez firmy określające się jako "niemiecki" czy "polski producent", mimo że całość produkcji odbywa się poza Europą. Jedynym miejscem, gdzie można znaleźć informację o kraju wytworzenia, bywa opakowanie - co dla klientów kupujących online oznacza, że nie mają szans na świadomy wybór.
Reagujmy teraz albo będziemy importować wszystko
Firmy zrzeszone w Prams from Poland - w tym m.in. Limak, Riko, Tako Baby, Roan, Junama, Adamex czy Avionaut - przedstawiają szereg postulatów. Wśród nich znajdują się m.in.:
- złożenie skargi antydumpingowej,
- wezwanie do podniesienia stawek celnych,
- obowiązek weryfikacji jakości produktów importowanych w unijnych laboratoriach,
- czy wprowadzenie przepisów nakazujących wyraźne oznaczanie kraju pochodzenia produktu na etapie zakupu - szczególnie w e-commerce.
Sektor apeluje także o uwzględnienie specyfiki branży wózków dziecięcych w ramach unijnego systemu tzw. Cyfrowego Paszportu Produktu.
Choć Europa zmaga się z kryzysem demograficznym, rynek produktów dziecięcych nadal pozostaje wart miliardy złotych rocznie. Według szacunków branży, tylko wartość sprzedaży nowych wózków dziecięcych w samej Unii Europejskiej może sięgać ponad 5 miliardów złotych rocznie. Tym bardziej warto zadbać o to, by jego znacząca część pozostała w rękach krajowych producentów.
Dodatkowym problemem jest utrata tradycyjnych rynków wschodnich - Rosji, Białorusi, Ukrainy - które były kluczowe dla eksportu. W tej sprawie przedsiębiorcy liczą na stworzenie funduszu łagodzącego skutki tych zmian, analogicznego do tego, jaki powstał po Brexicie.
To nie pierwszy sygnał ostrzegawczy
To kolejny głos ze strony polskich producentów, którzy nie godzą się na nierówną walkę z importem z Chin. Wcześniej podobny apel wystosowali przedstawiciele przemysłu maszynowego, alarmując o utracie kontraktów w przetargach publicznych na rzecz firm powiązanych z Chinami. Wspólny mianownik tych spraw jest jeden: brak skutecznych mechanizmów ochrony lokalnych producentów i bierna postawa instytucji publicznych wobec agresywnych działań rynkowych z Azji.
Co prawda Unia Europejska poczyniła pierwsze kroki ochronne i w czerwcu przyjęła przepisy w ramach tzw. International Procurement Instrument, które pozwalają ograniczać dostęp do przetargów publicznych firmom spoza UE, jeśli stosują one praktyki uznane za nieuczciwe. Na razie jednak instrument ten został uruchomiony w sektorze medycznym i urządzeń strategicznych, ale przedsiębiorcy oczekują rozszerzenia go także na inne branże.
Jeśli nic się nie zmieni, Polska będzie tracić kolejne sektory przemysłu i miejsca pracy, fabryka po fabryce, kontrakt po kontrakcie. W przypadku branży dziecięcej stawką jest nie tylko gospodarka, ale również zaufanie rodziców do jakości produktów dostępnych na rynku.