Grilla nie będzie. Błonia? Za trudne. Kosze? Za drogie. Mieszkańcy? Poczekają
W Gorzowie od wielu lat można legalnie grillować. Ale nikt tego nie czuje, bo nie ma gdzie, na czym ani z kim. Nie ma wyznaczonego miejsca, nie ma infrastruktury. Masz grilla – rozkładasz się w krzakach. Masz pecha – ktoś dzwoni po strażników. Radne Anna Kozak i Paulina Szymotowicz chciały to zmienić. Napisały do prezydenta.
Pomysł? Prosty jak ketchup do karkówki
- Betonowe pojemniki na żar
- Ławki, stoły, kosze
- Tablice z regulaminem
- Jedno miejsce, które integruje, a nie dzieli
- Jak w Poznaniu. Jak w Zielonej Górze. Jak w normalnym mieście.
Prezydent nie odpisał osobiście. Zrobił to zastępca – Jacek Szymankiewicz. I nie napisał „nie”. Napisał „Nie teraz”.
Powód?
Brzmi absurdalnie? Jeszcze nie skończyliśmy.
Co trzeba, żeby wbić grilla w ziemię?
Miasto musi:
- przygotować operat wodnoprawny z mapami, szkicami i analizą wpływu na środowisko
- złożyć wniosek do Wód Polskich
- zapłacić opłatę urzędową
- dołączyć wypis z planu zagospodarowania
- poczekać. Teoretycznie 30 dni. W praktyce? Różnie.
A wszystko po to, żeby postawić kosz na popiół.
Radne? Wróciły mocniej
Nie odpuściły. W nowej interpelacji rozłożyły temat na części.
Chcą:
- szczegółowego kosztorysu: infrastruktura, utrzymanie, ubezpieczenie
- ankiety lub konsultacji: ilu mieszkańców faktycznie chce takiej strefy
- pełnej procedury pozwolenia wodnoprawnego: krok po kroku, z kosztami i odpowiedzialnymi osobami
I cytat, który został w głowie:
Mocne? To dalej:
I jeszcze raz: nie chodzi o kiełbasę
To nie jest wojna o grill. To test: czy w tym mieście można coś zrobić, zanim się powie „nie da się”? Radne mówią: jak nie teraz, to w 2026. Miasto milczy. A mieszkańcy… grillują byle gdzie.
Albo nie grillują wcale.