Julia Wieniawa o trasie "Światłocienie" w Gdańsku: "Chciałam, aby koncert był opowieścią pełną napięć"
Jak czujesz się tu, w Gdańsku, podczas tej trasy?
Gdańsk jest dla mnie wyjątkowy. Tu dwa lata temu miałam swoją pierwszą dużą trasę z "Omamami". Obecnie atmosfera jest zupełnie inna, bo mocniej odczuwam bliskość z publicznością, a także większą pewność siebie. To miasto przyjmowało mnie zawsze ciepło i liczyłam, że teraz będzie jeszcze lepiej.
Skąd pomysł na tytuł, który łączy kontrasty - światło i cień?
To metafora moich emocji, momentów, w których chcę pokazać światło, radość, energię, ale i te chwile trudniejsze, bardziej introspekcyjne.
W piosenkach staram się balansować między tym, co jasne i ciemne, między ekstrawersją a wyciszeniem. Chciałam, aby koncert nie był tylko ładną oprawą, ale także opowieścią pełną napięć, zwrotów i chwil refleksji.
Opowiedz o przygotowaniach scenicznych: tańcu, wizualizacjach, choreografiach
To koncert, gdzie taniec jest równie istotny jak muzyka. Współpracowałam z choreografami, aby każdy ruch miał sens i wspierał przekaz piosenek. Na scenie mam tancerzy, wizualizacje, zmienne światła - wszystko po to, żeby widz nie miał momentu nudy. Starałam się, by kontakt z publicznością był naturalny; zagadywać i reagować na energię w klubie.
Jak wygląda balans między piosenkami z nowego albumu a wcześniejszymi hitami?
Przede wszystkim prezentuję nowe utwory - "Kocham", "Od nowa", "Skoki w bok" i inne. Jednocześnie wplecione są starsze kawałki, które fani znają i kochają, jak "Rozkosz" czy "Zabierz tę miłość". Czasem zmieniam kolejność setlisty w zależności od energii publiki. Chcę, żeby ludzie czuli, że są częścią budowania show.
Co dla Ciebie oznacza ta trasa w kontekście Twojej kariery?
To kamień milowy, pierwszy większy solo tour, gdzie nie mam póki co podporządkowanych ról aktorskich, tylko moja muzyka i emocje.
To odpowiedzialność, ale i ekscytacja, każdego wieczoru spotykam się z fanami w nowym miejscu, czuję tę niepewność, ale i siłę. Reakcje w Gdańsku przerosły moje oczekiwania, ludzie śpiewali ze mną od pierwszego do ostatniego utworu.
Czy są momenty, w których czujesz presję? Związane głosem, techniką?
Oczywiście, czasem przed wyjściem na scenę czuję tremę. Dbanie o głos, kondycję, dobór repertuaru, to wszystko wymaga balansowania. Ale patrząc na uśmiechy, na to, że publiczność śpiewa, to daje ogromny zastrzyk energii.
Co dalej po trasie? Jakie są Twoje plany artystyczne?
Chcę ruszyć w kolejne edycje trasy, może do mniejszych miast, by dotrzeć do tych, którzy nie widzieli mnie jeszcze na żywo. Myślę o nowych piosenkach, może eksperymentach muzycznych, ale nie chcę tracić tego, co już buduję: autentyczności. Prawdopodobnie będę łączyć projekty, muzykę z aktorstwem, ale z większą świadomością, co chcę przekazać.