Wielkie nadzieje i stracone złudzenia. „Najlepsze miasto świata. Opera o Warszawie”
W polskiej literaturze muzycznej zasadniczo brak artystycznych hołdów składanych miastom. Warto w tym kontekście przywołać „Człowieka z Manufaktury”, z muzyką Rafała Janiaka i librettem Bernadetty Sikorskiej-Matuszczak, dzieło opowiadające o Łodzi – tej samej „Ziemi Obiecanej” znanej z powieści Reymonta.
Niezwykła inicjatywa stworzenia opery o Warszawie nie ma swojego precedensu w historii muzyki polskiej. Przygotowania trwały kilka lat, a od początku postanowiono nadać przedsięwzięciu formę operową. Jak zauważył Jarosław Trybuś, kierownik i pomysłodawca projektu: gatunek opery jest znakomitym medium pozwalającym na wystawienie żywego pomnika odbudowie Warszawy. Dużo mówi się o zniszczeniu, żyjemy w jego cieniu, a mało o cudzie odbudowy. Tymczasem był to proces bez precedensu, który połączył wiele środowisk we wspólnej nadziei budowania lepszej rzeczywistości – „najlepszego miasta świata” dla siebie i przyszłych pokoleń.
Podobnie jak wówczas, także powstawanie zamówionego dzieła przebiegało w ścisłej symbiozie, przy zaangażowaniu ważnych warszawskich instytucji. Organizatorem projektu była Sinfonia Varsovia, współpracująca z Teatrem Wielkim – Operą Narodową, Międzynarodowym Festiwalem Muzyki Współczesnej „Warszawska Jesień” oraz Muzeum Warszawy. To niezwykle ambitne przedsięwzięcie miało jednocześnie głęboko wzruszający wymiar.
Autorów muzyki, libretta i reżyserii wyłoniono w drodze konkursów. Jury muzycznemu przewodniczył dyrektor „Warszawskiej Jesieni”, kompozytor Jerzy Kornowicz, a literackiemu dramaturg Piotr Gruszczyński. W tym gremium znalazł się także autor książki „Najlepsze miasto świata. Warszawa w odbudowie 1945–1949”, Grzegorz Piątek. Do obrad zaproszono tak znakomite osobowości, jak Elżbieta Sikora, Krzysztof Knittel i Szymon Bywalec. Patronat nad konkursem objął prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski.
Zwycięzcą konkursu kompozytorskiego został Cezary Duchnowski, którego muzyka – jak zapisano w uzasadnieniu – cechuje się wybitnym warsztatem, umiejętnym operowaniem różnorodnymi środkami wyrazu, w tym elektroniką, orkiestracją i chórem, a także wnosi pierwiastek emocjonalny i jakości subiektywne. Autorem libretta został Beniamin M. Bukowski (wybraliśmy autora, który, naszym zdaniem, daje obietnicę dramaturgicznie silnego i pasjonującego libretta – mówił Piotr Gruszczyński). Reżyserię powierzono Barbarze Wiśniewskiej, młodej artystce, która w ostatnich realizacjach (m.in. „Pasja” Krzysztofa Pendereckiego podczas III Baltic Opera Festival) dowiodła nie tylko wyczucia scenicznego i wizjonerstwa, ale przede wszystkim ogromnego talentu.
Zamówione dzieło miało upamiętnić 80-lecie zakończenia wojny. Zniszczenie stolicy było przede wszystkim karą za Powstanie Warszawskie, którego echo rozbrzmiewa w pierwszej części opery z choreografią Maćko Prusaka – być może nieco przerysowaną i karykaturalną, choć wokół samego Powstania wciąż narastają kontrowersje. Spektakl opowiada jednak o czymś innym. Odbudowa Warszawy trwała bardzo długo – początkowo rozważano nawet przeniesienie stolicy do Łodzi, miasta ocalałego z wojennych zniszczeń. Ponad 20 lat odbudowywano Teatr Wielki, a jeszcze dłużej Zamek Królewski.
Wielu z nas zastanawia się, jak wyglądało to dawne miasto, zwane niegdyś „Paryżem Wschodu”. Popularna była anegdota o dwóch podróżnych – Francuzie, który pragnął odwiedzić Moskwę, i Rosjaninie, marzącym o Paryżu. Podróżując linią Paryż–Moskwa i Moskwa–Paryż, przez pomyłkę wysiedli w połowie drogi, właśnie w Warszawie. Każdy z nich był przekonany, że dotarł do celu…
Przedwojenne albumy ukazują ulice pełne architektonicznego przepychu, a ocalałe „ostańce” – kamienice, które przetrwały – świadczą, jak cudowne musiało być to miasto. Piękna jest także warszawska Praga, która nie została zburzona, ale długo pozostawała peryferiami – tym bardziej świadczy to o tym, jak niezwykłe musiało być serce stolicy, choć – jak większość dawnych metropolii – przeludnione i ciasne. Jedna z bohaterek opery marzy zresztą o tym, by Warszawę odbudować, ale najpierw ją zburzyć. Jej wizja ziściła się w sposób przerażający.
Odbudowa stolicy budziła spory. Warszawa została odtworzona, ale i stworzona na nowo. Zrekonstruowano kilka kluczowych historycznie miejsc (np. Starówkę), jednak wiele budynków, które nadawały się do odbudowy, zdecydowano wyburzyć, by nadać miastu bardziej nowoczesny kształt. W samym centrum wyrasta Pałac Kultury. Można zaryzykować stwierdzenie, że Warszawa wciąż się odbudowuje – nawet w Śródmieściu są rozległe, niezagospodarowane przestrzenie. A jednak jest to miasto fascynujące i wspaniałe, pełne niepowtarzalnej atmosfery, choć tajemnicze i wciąż pełne bólu. Warszawa jest piękna pomimo codziennego pośpiechu – to miasto, w którym zawsze gdzieś się biegnie. A jednak jest też miastem-przyjacielem i każdy może odnaleźć własne miejsce.
Entuzjazm towarzyszący odbudowie był niezwykły – powstawały książki i filmy (np. słynna „Przygoda na Mariensztacie” Leonarda Buczkowskiego z 1953 roku, pierwszy polski film barwny po wojnie). Nigdy wcześniej jednak nie powstała opera o odbudowie. Prapremiera nowego dzieła niosła więc ogromne nadzieje – i w dużej mierze można ją uznać za sukces.
Cezary Duchnowski skomponował muzykę pełną intensywności i blasku, w której umiejętnie i nastrojowo wplótł elementy elektroniczne. Ogromne wrażenie wywiera scena burzenia miasta – genialnie rozegrana również pod względem teatralnym. „Najlepsze miasto świata. Opera o Warszawie” jest dziełem gęstym, o zwartej fakturze; szczególnie ujmują hipnotyczne powtórzenia i swoista onomatopeja. Partytura nie jest pozbawiona śpiewności i melodyjności. To muzyka, której naprawdę można słuchać – nie trzeba obawiać się współczesności. Bassem Akiki poprowadził orkiestrę brawurowo i energetycznie, wydobywając z Sinfonii Varsovii niepokój, ale także lirykę nadziei – chwilami brzmienie nabierało wręcz paradoksalnie belcantowej pełni.
Sceniczna wizja Barbary Wiśniewskiej olśniewała i poruszała dzięki dramatycznym obrazom. W każdej odsłonie istniał wyraźny pomysł – choć w pierwszej części dominował ciężar zadymionej tragedii gruzów, mogący przytłaczać. Inscenizatorka znakomicie wykorzystała ogromną przestrzeń sceny. W pamięci pozostanie scena pracy architektów w biurze odbudowy, a także obraz spotkania partyjnego. Mniej trafny był zjazd z nieba Dziennikarki w białym futrze Śnieżynki – ta postać zafascynowana komunizmem w tym ujęciu stała się nazbyt dosłowna. Szarość i przygnębienie epoki oddały kostiumy Emila Wysockiego, zaś scenografia Natalii Kimikado ukazała pył, ruinę i niezwyciężonego ducha miasta.
W zapowiedziach odwoływano się do słynnej książki Grzegorza Piątka „Najlepsze miasto świata. Warszawa w odbudowie 1944–1949”. Z dokumentalnej pracy wybrano jednak niezbyt przekonujący wątek fabularny spotkania – czy raczej konfrontacji – dwóch kobiet: Architektki i Dziennikarki. Obie przechodzą przemiany wewnętrzne, które łatwiej odczytać w streszczeniu niż w muzyce. W rzeczywistości Helena Syrkus i Ann Louise Strong nigdy się nie spotkały.
Libretto i język to najsłabsze ogniwa całego przedsięwzięcia. Brakuje tu spójnej historii i klarownej narracji – zamiast tego otrzymujemy szereg oderwanych obrazów, nużących przez brak dramaturgii. Solistki – Agata Zubel jako Architektka i Joanna Freszel jako Dziennikarka – to znakomite artystki od lat związane z muzyką współczesną, najlepsze w tym gatunku w Polsce. Choć śpiewają pięknie, nie mają wiele do zagrania; nie są w stanie ocalić linearnej pustki libretta. Trudno przejąć się ich dramatem – niejasny pozostaje cel i sens ich konfrontacji.
„Najlepsze miasto świata. Opera o Warszawie” swoją formą bardziej przypominała oratorium niż operę – głównie z powodu wszechobecności chórów (w tym świetnie przygotowanego chóru dziecięcego pod kierunkiem Danuty Chmurskiej, pełnego młodych osobowości scenicznych i znakomitej dykcji), ale też z powodu obecności Narratora. W tę rolę wcielił się Filip Kosior, któremu przypadły najciekawsze literacko frazy. Jego finałowa wypowiedź stanowiła klamrę dla całej opowieści bez opowieści: Nie twierdzę, że żyjemy w doskonałym mieście. Ani nawet, że to miasto bliskie ideału. A jednak, jeżeli mogło zaistnieć, to właśnie dlatego, że kiedyś, w naprawdę straszliwych czasach, marzono w tym miejscu o najlepszym mieście świata.
Pod względem muzycznym i scenicznym spektakl można uznać za udany. A jednak – pomimo wielu elementów sukcesu, takich jak imponująca inscenizacja, świetne wykonanie, znakomite chóry i orkiestra – „Najlepsze miasto świata. Opera o Warszawie” nie spełniła wszystkich pokładanych nadziei. Nie było przejmującej opowieści – i dlatego iluzje prysły.