King Szczecin powalczy o przedłużenie ćwierćfinałowej serii z Treflem Sopot
Pierwszy mecz dla Trefla rozstrzygnęły ostatnie dwie akcje. Nick Johnson trafił za trzy, a po chwili sopocianie powstrzymali Aleksandra Dziewę. Czy czysto? Można mieć wątpliwości, ale sytuacja nie była analizowana. 85:84 dla Trefla. Po dwóch dniach znów zacięta rywalizacja, minutę przed końcem był remis, ale lepiej finiszował Trefl i wygrał 72:66.
- Mecz walki. Sytuacja z dyskwalifikacją Kuby Schenka nie pomagała nam na parkiecie, ale zmobilizowała do jeszcze mocniejszego zaangażowania - mówił podkoszowy Trefla Mikołaj Witliński.
- Grają dwa mocne zespoły o podobnych potencjałach. W obu spotkaniach w Sopocie decydowały o wynikach detale, niestety z korzyścią dla Trefla. Ale się nie poddajemy. Wierzę, że możemy wrócić do Sopotu, że możemy wygrać dwa najbliższe mecze w Szczecinie. W szatni część zawodników mocno w to wierzyła, a część mniej. Wszystkich zarazimy pozytywnym nastawieniem - stwierdził Arkadiusz Miłoszewski, trener Kinga.
- Rok temu w finale King prowadził 3:1 i był blisko mistrzostwa. Nam udało się to odwrócić, choć mało kto na nas stawiał. Teraz my prowadzimy 2:0 i musimy walczyć, by szybko zamknąć tę rywalizację - zauważył Żan Tabak, trener Trefla.
Trzeci mecz ćwierćfinałowy w poniedziałek o godz. 17.30 w Netto Arenie. Jeśli King wygra - w środę zespoły znów zagrają w Szczecinie.