Nowy trener Zastalu Zielona Góra o recepcie na sukces
Pański powrót po latach do Zielonej Góry i objęcie stanowiska pierwszego trenera zostało przyjęte przez środowisko koszykarskie z dużym entuzjazmem. Odczuwa pan to w ten sposób?
- Cieszę się z tego. Znam tutaj bardzo wiele osób i czuję to brzemię odpowiedzialności, bo wcześniej łączyłem to środowisko koszykarskie jako asystent wspaniałych trenerów. Jest ekscytacja, radość i tego mi nikt nie odbierze. Rozmowy dotyczące mojego przyjścia do Zielonej Góry toczyły się już w trakcie sezonu, a rodzina dowiedziała się ostatnia. Wahałem się między Zieloną Górą a Szczecinem i samym Andy’m Mazurczakiem. Ja i Andy podjęliśmy ostateczną decyzję pod koniec maja, by trafić do Zastalu.
„Projekt szczeciński” się wypalił?
- Nie były spełnione moje warunki, ale nie chodziło tu o finanse. Środowisko zielonogórskie było bardziej zdeterminowane i dlatego zdecydowałem się na Zastal.
Gdyby razem z panem do Zastalu nie trafił wspomniany Andy Mazurczak, zdecydowałby się pan na transfer?
- Prawdopodobnie nie. Ja to wiązałem z Andy’m, bo jest świetnym człowiekiem i super zawodnikiem. Do tego uważam, że jest bardzo niedoceniany przez środowisko jako ważny element przy budowie zespołu, rozumiejący mentalność Polaków i Amerykanów. Potrafi to połączyć i wydobyć z zawodników to, co najlepsze.
Jak pan sądzi, czy ten związek pana z Mazurczakiem nie jest zbyt silny w kontekście budowania drużyny i ściągania innych graczy?
- Jak ktoś pozna jego i mnie, łatwiej będzie to zrozumieć. Ta relacja bardzo dobrze oddziałuje na cały zespół i może być magnesem dla innych.
Pojawiały się plotki, że relacje z Filipem Matczakiem nie są najlepsze. Zdementuje je pan?
- Jest wszystko OK między nami. Nie trzeba się lubić, by ze sobą współpracować. Odbyłem rozmowę z Filipem, wszystko sobie wyjaśniliśmy. Mam nadzieję, że pozostanie w Zielonej Górze. Nie mogę się doczekać tej współpracy, zwłaszcza, że on i Andy mają ze sobą super kontakt. Cieszę się, że będę mógł z nimi współpracować.
Kogo, z polskich koszykarzy, chciałby pan szczególnie widzieć w zespole?
- Nie ukrywam, że przyjście do Zastalu Szymona Wójcika pokazało, że jest super zawodnikiem. Klub i ja jesteśmy zainteresowani dalszą współpracą, choć nie wiem, jak potoczą się te rozmowy. Z pozostałych Polaków każdy ma szanse pozostania. Ważne kontrakty mają Michał Kołodziej, Michał Sitnik, Marcin Woroniecki i Michał Pluta. Nie jest to równoznaczne z tym, że zostaną w Zielonej Górze, ale też nie są przekreślani. Rynek polskich zawodników nie jest przebogaty.
A z zagranicznej rotacji?
- Jak do tej pory tylko Velijko Brkiciem byłbym zainteresowany. Jest ciekawym zawodnikiem, jeśli chodzi o styl gry. Może ktoś jeszcze z tych graczy, którzy na początku sezonu byli w Zastalu.
Czy Walter Hodge ponownie zagra w Zastalu?
- Wiemy, kim Walter jest dla zielonogórskiej koszykówki. Jeśli tylko wyrazi taką wolę, a wiem, że ma, to z mojej strony jest zielone światło. To też jest temat, który jest bliżej niż pozostałych obcokrajowców. Jest na to duża szansa. Oczywiście, nie ma innej opcji niż jego przyjście w trakcie sezonu, czyli będzie podobny model, jak ostatnio. Nie jest to układ idealny, ale zdało to egzamin w minionym sezonie, więc na to byśmy się zdecydowali.
Jaki cel postawiono przed panem?
- Moja praca ma być długofalowa. Przedstawiono mi trzyletni plan. Zespół chce wrócić na salony i walczyć o najwyższe cele, przechodząc przez kolejne etapy. W przyszłym roku mają być play offy, później gra o coś więcej, następnie walka o najwyższe cele.
Sporo w ostatnim czasie mówiło się o współpracy „dorosłego” Zastalu ze środowiskiem koszykówki młodzieżowej, konkretnie z SKM-em Zastalem. Jak ta współpraca powinna wyglądać?
- Jestem z czasów, gdy klub zielonogórski był jednym ciałem. Młodzi zawodnicy wiedzieli, że mogą trafić do seniorskiego zespołu. Dziś są stowarzyszenia, spółki akcyjne i funkcjonuje to inaczej. Taka współpraca musi być jednak bardzo zacieśniona, do tego kontakty z zawodnikami, trenerami. To jest jedno środowisko i przyszłość seniorskiej koszykówki. Trudniej będziemy pozyskiwać dobrych zawodników w rozsądnych pieniądzach. Trzeba szkolić i czerpać z tego. Bez tego będzie trudno. Pracowałem w młodzieżowej koszykówce i zawsze będę chętnie patrzył w stronę młodych. Pamiętajmy jednak o jakości, bo w ekstraklasie nie ma przebacz. Zrobię wszystko, by w pierwszej drużynie pojawił się wychowanek.
Jaki jest plan działań pierwszej drużyny?
- Najpierw musimy podpisać kontrakty z polskimi koszykarzami, później zatrudnienie kolejnego asystenta, oprócz Grzegorza Kukiełki, i kompletowanie obcokrajowców. To nie będzie łatwe i wymaga czasu. 11 sierpnia spotykamy się na pierwszym treningu i do roboty.