Bartosz Dominik, laureat Grand Prix Silesia Press: "W środowisku uchodziłem za dziwaka. Niby operator, a tu jakieś autorskie rzeczy robię."

To jest opowieść o Romach. Albo po prostu: o Cyganach. I nie, nie będziemy tutaj udawać tzw. poprawności etnicznej, bo to słowo nie musi mieć pejoratywnego znaczenia. Oni sami o tym mówią. I dlatego nie jest pejoratywne dla Bartosza Dominika, operatora i dziennikarza TVP Katowice, autora filmu „Ptaki w klatkach”, który zdobył Grand Prix w konkursie dziennikarskim Silesia Press 2025. I nie jest też negatywne dla Arka Goli, fotoreportera, który od 30 lat dokumentuje codzienność romskiej społeczności z Orzegowa – dzielnicy Rudy Śląskiej.
07.07.2025 KATOWICE
 BARTOSZ DOMINIK OPERATOR KAMERY
 FOT. MARZENA BUGALA-ASTASZOW/ /DZIENNIK ZACHODNI/ POLSKA PRESS07.07.2025 KATOWICE BARTOSZ DOMINIK OPERATOR KAMERY FOT. MARZENA BUGALA-ASTASZOW/ /DZIENNIK ZACHODNI/ POLSKA PRESS
Źródło zdjęć: © Polska Press Grupa | MARZENA BUGALA-ASTASZOW POLSKA PRESS
Magdalena Nowacka-Goik
  • Ptaki w klatkach
  • Ptaki w klatkach
  • Ptaki w klatkach
  • Ptaki w klatkach
[1/4] Ptaki w klatkach Źródło zdjęć: Polska Press Grupa | Arkadiusz Gola

A oni sami, ta społeczność, mówią też o sobie: Ślązacy. I jest to też opowieść o relacjach, o przemianach i przyjaźni między innymi, ale nie obcymi. Ale też opowieść o marzeniu pewnego operatora o byciu dostrzeżonym i docenionym - od innej strony.

Arek Gola spiritus photos i spiritus movens

- Wszystko zaczęło się od Arka Goli, on był spiritus movens tego projektu, reportażu – mówi Bartosz Dominik. - Poznaliśmy się przy okazji cyklu TVP Katowice „Dej pozór” Izlody Czmok. W ramach tego cyklu przygotowywałem nagrania pod hasłem „Tukej”, w których prezentowaliśmy osoby ze Śląska, mocno i w różny sposób związane z regionem. I tak przy tej okazji poznałem Arka. Jakoś od razu poczuli dobry vibe. Ostatni felieton, przy którym wspólnie pracowali, to była opowieść o Izoldzie Kwiek, romskiej poetce, jednej z głównych bohaterek późniejszego reportażu „Ptaki w klatkach”. - Kiedy pojechałem do niej z Arkiem, byłem pod ogromnym wrażeniem jej charyzmy i od razu powiedziałem Arkowi, że marzy mi się reportaż z jej udziałem. Usłyszałem wtedy: spalisz mi temat. Okazało się, że Arek przygotowuje wystawę fotograficzną o Romach na Śląsku, na podstawie zdjęć, które robił, dokumentując ich życie przez 30 lat. Powiedziałem, że w tej sytuacji spokojnie mogę poczekać i wrócić do tego za jakiś czas. Arek się zgodził.

Po kilku miesiącach Arkadiusz zadzwonił do Bartosza z informacją, że Ars Cameralis Silesiae Superioris chce przygotować jego filmową monografię do wspomnianej wystawy, która ma być zaprezentowana w Pałacu Schoena w Sosnowcu. - Poprosił mnie, abym pilotował ten film od strony realizatorskiej. Punktem wyjścia stała się więc monografia artysty-fotoreportera. I najważniejsza w niej - opowieść Arka o rodzinie Kwieków.

Notując w kamerze, pijąc herbatę. Obserwacja relacji

Z każdą kolejną wizytą w Orzegowie (jeździli tam wiele, wiele razy – przez cały rok) dochodzili do wniosku, że materiał się rozrasta, a im zwyczajnie szkoda rezygnować z wielu wątków, ujęć, potraktować to tylko jako element monografii. Bartosz już nie wiedział, czy bardziej fascynuje go rodzina, którą poznał dzięki Arkowi, czy może relacja, jaką z nią zbudował fotoreporter. Obaj uznali, że spróbują zrobić coś z bardziej rozszerzoną perspektywą. Arek wziął na siebie rolę komentatora, narratora. Bartek był obserwatorem, zapisującym historie w kamerze.

Oczywiście przygotowana była koncepcja, ale dla zwolennika obserwacji ważna jest elastyczność, przyzwolenie na pewien strumień snujących się historii.

Koncepcja też ewoluowała. Obserwacje wymagają czasu. I cierpliwości. – Czasem byliśmy umówieni, przyjeżdżaliśmy, a tu nasi bohaterowie nam mówię, że to nie jest dobry dzień, nie są w nastroju. Kończyło się na wspólnym wypiciu herbaty. I tyle.

A czasem wszystko było takie dynamiczne. Jak przy tej scenie z wróżbami. Izolda nie miała nastroju, zaczęła coś opowiadać, potem stwierdziła, że nie ma czasu. Bartek wyłączył kamerę, mieli się już zbierać. Ale rozmowa trwała, więc po pewnej chwili, za zgodą, włączył ją ponownie. Aż nagle Izolda stanowczo powiedziała, że czas już z tym skończyć. I najlepiej, żeby już sobie poszli.

Czasem więc na kilkanaście wizyt zaledwie kilka było takich, podczas których włączył kamerę. Ale to też był cenny czas, który pozwolił nadać głębi dziennikarskiego spojrzenia.

Nowe życie, (nie)kradzione kurczaki i Cygan lepszy od Roma?

Symbolicznym fragmentem, kulminacją, był chrzest najmłodszego członka rodziny Kwieków. Takie uroczystości są tu zawsze wyjątkową celebracją, specyficzną w charakterze, inną niż w przeciętnej polskiej rodzinie. – Było uroczyście, ale też zabawnie, z humorem i dystansem. Miałem ten komfort, że jako wprowadzony przez Arka, zostałem przez nich kupiony. Zachowywali się nie tylko swobodnie, ale też pokazali, jaki mają do siebie dystans, ogrywali na przykład romskie stereotypy – opowiada Bartosz.

Proszę o konkretne przykłady.

- Siedzimy przy stole. Pytam się czy to perliczka, wskazując na mięso, które leży na półmisku. W odpowiedzi słyszę:- Nie, to kurczaki. Niestety kupione, kradzione lepiej smakują. Na to kolejna z osób wtrąca, że nie jest w stanie kraść kurczaków, bo boi się drobiu. I wszyscy się z tego śmieją.

Podobnie było ze słowem „Cygan”, które często pada w tym filmie. Bartek przyznaje, że tak jak większość osób, uległ pewnej presji poprawności językowo-etnicznej, zgodnie z którą, nie powinno się go używać, bo ma negatywne znaczenie. Pilnował się więc, aby jednak operować określeniem Romowie. - I dopiero Arek uświadomił mi, że słowo Cygan wcale nie musi mieć negatywnych konotacji. To wszystko zależy od kontekstu. I ta delikatność, uważność słowa, polega właśnie na tym. Nie na hiperpoprawności, która bywa sztuczna. Oni sami mówią o sobie Cyganie, Izolda też tak pisze w swoich wierszach.

Najlepsze tytuły wymyślają sami bohaterowie

Na początku film zatytułowali „Nasi z Orzegowa”. I pod takim też tytułem był zaprezentowany podczas wystawy Arka w Pałacu Schoena. Nie było w nim jednak kluczowej sceny chrztu małego Enzo. Termin premiery wystawy zbliżał się nieubłaganie, a chrzest był przesuwany. Ostatecznie jednak Bartek z Arkiem, już po premierze, przyjechali na chrzest i dokręcili tę scenę. A tytuł do tej pełnej wersji wymyśliła sama Izolda. - To ona powiedziała nam, że Romowie dostali domy, ciepłe bambosze, bezpieczeństwo, edukację, ale...stracili wolność i stali się „ptakami w klatkach” – mówi Bartek. Przyznaje, że często najlepszy tytuł to zasługa bohaterów. To oni tworzą sentencje, rdzeń opowieści. – Najbardziej fascynujące w tej obserwacji jest przemiana. Arek widział to bezpośrednio dokumentując ich życie przez trzydzieści lat, ja natomiast bazowałem na tych fotografiach. I przyszła taka refleksja, że ich inność, różnorodność, taka pozytywna odrębność uległa zmianie. To już nie jest tak kolorowe społeczeństwo jak jeszcze w latach 90.

Oni są nasi, ze Śląska

A oni sami, między sobą, bardzo się różnią?

- Różnią się, oczywiście. Mocni indywidualiści, silne charaktery. Z Izoldą każdy się liczy, jest cenioną poetką. Tak samo autorytetem cieszy się pan Jura. To taka starszyzna, traktowana z szacunkiem. Nie zmieniło się chyba tylko jedno, solidarność, więzy rodzinne. To nadal jest tu widoczne – wskazuje Bartosz.

Nie miałeś obaw, że zrobisz im…laurkę?

- Dla mnie ważne jest to, aby bohatera nie skrzywdzić swoją opowieścią. Ale zależy mi też, aby był to obraz z bohaterami z krwi i kości. Czasem nawet kontrowersyjny, to nas definiuje jako ludzi. Myślę, że to widać w tym filmie. To, że czasem mają swoje humory. Są „jacyś”.

Izolda mówi w filmie, że czuje się Ślązaczką. Godo po śląsku i podkreśla, że śląskość to dla niej ważny element tożsamości. - Dla mnie istotnym elementem tej opowieści jest sam Arek Gola. To „element”, który odróżnia tę opowieść od innych. Poświęcił 30 lat swojego zawodowego życia, aby pokazać życie śląskich Romów, przez pryzmat własnej wrażliwości. Ukochał śląskie tematy i chce dokumentować życie osób tu żyjących. Za jego fotografią nie kryje się tylko forma, ale też głęboka opowieść – mówi Bartek.

Chcę teraz wejść w temat głębiej. Dać mu swój rys, swoje spojrzenie i opowiedzieć historię

O Arku, o Izoldzie, może mówić długo i z przejęciem. Chociaż zazwyczaj on stoi za kamerą, nie kryguje się, kiedy kręcę rolkę, na której mówi skąd tytuł filmu. – Tu musi być skomasowane? Tak 30 sekund? – upewnia się, żartując, że przed tym wywiadem narzeczona sugerowała mu, aby odwiedził fryzjera.

Trudniej, kiedy ma mówić o sobie. Tylko o sobie.

- Kiedy zaczynałem pracę w TVP Katowice, kończyłem też dziennikarstwo. Moja szefowa z dyspozytury zapytała wtedy, czy nie chciałbym iść do newsów, zamiast pracować jako operator. Nie chciałem, bardziej interesowała mnie forma. I nie jest tak, że żałuję. Sporo się nauczyłem przez te 9 lat w zakresie kwestii technicznych filmowego obrazu. W pewnym momencie zdałem sobie jednak sprawę, że nie daje mi całkowitego spełnienia, nie zaspokaja ambicji. Że teraz wolę opowiadać historie, mieć na nie wpływ, niż je tylko biernie filmować do czyjejś koncepcji. Robiłem zdjęcia, ale brakowało mi bliskości z materiałem. A teraz w tych swoich materiałach czuję, że to moje dziecko. Przez pewien czas trochę się z tym miotałem. I w środowisku branżowym uchodziłem za dziwaka, że niby operator, a tu jakieś autorskie rzeczy robię. I nawet jak dostawałem nagrody, zdjęcia były doceniane, to ciągle definiowano mnie jako operatora. I dlatego najbardziej w tej nagrodzie Silesia Press ucieszyła mnie ta zmiana definicji To, że padło słowo „dziennikarz”. Nie rzucam operatorki, ale idę teraz dalej. Chcę tworzyć treści, nie tylko zajmować się samą stroną techniczną.

Bartosz Dominik – absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach (kierunek: Projektowanie graficzne) oraz Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie na kierunkach: dziennikarstwo i komunikacja społeczna oraz filozofia. Filmem "Zbigniew Blukacz: Idę do światła" obronił dyplom w Krakowskiej Szkole Filmowej im. Wojciecha Jerzego Hasa na specjalizacji operatorsko-montażowej. Produkcja znalazła się w oficjalnej selekcji kilku prestiżowych festiwali filmowych. Twórca reportaży telewizyjnych. Od kilku lat, jako reportażysta i autor obrazu, współpracuje z Telewizją Polską. Stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego na rok 2023.

Wybrane dla Ciebie

Koszalin: Regaty na Jamnie. To będzie weekend pod żaglami
Koszalin: Regaty na Jamnie. To będzie weekend pod żaglami
Rypin: Znalazł kartę i poszedł na zakupy. Wydał 600 zł
Rypin: Znalazł kartę i poszedł na zakupy. Wydał 600 zł
Od poniedziałku utrudnienia na A2. Tym razem na węźle Poznań-Luboń
Od poniedziałku utrudnienia na A2. Tym razem na węźle Poznań-Luboń
Jak zamrozić fasolkę szparagową? Wystarczą trzy kroki
Jak zamrozić fasolkę szparagową? Wystarczą trzy kroki
Kraków: Ostatnia szansa dla fanów Harry'ego Potter'a. Wystawa wkrótce się kończy
Kraków: Ostatnia szansa dla fanów Harry'ego Potter'a. Wystawa wkrótce się kończy
Wielkopolska: Nieobyczajne zachowania na plaży coraz powszechniejsze
Wielkopolska: Nieobyczajne zachowania na plaży coraz powszechniejsze
Wycieczki blisko Gdańska: 14 niesamowitych atrakcji blisko Trójmiasta, które warto odwiedzić. To najwyżej godzina jazdy!
Wycieczki blisko Gdańska: 14 niesamowitych atrakcji blisko Trójmiasta, które warto odwiedzić. To najwyżej godzina jazdy!
Przemyśl: Miasto planuje nowoczesne i estetyczne przystanki
Przemyśl: Miasto planuje nowoczesne i estetyczne przystanki
Ciechocinek: Mieszkańcy i kuracjusze Ciechocinka o powrocie pociągów
Ciechocinek: Mieszkańcy i kuracjusze Ciechocinka o powrocie pociągów
Łęczyca: TMZŁ przybliża życie kulturalne w mieście i historię kina
Łęczyca: TMZŁ przybliża życie kulturalne w mieście i historię kina
Stobierna: Czołowe zderzenie z motocyklem. 21-latek nie żyje
Stobierna: Czołowe zderzenie z motocyklem. 21-latek nie żyje
Rolnicy nie chcą kupować ziemi, wolą dzierżawę. Rekordowy rok
Rolnicy nie chcą kupować ziemi, wolą dzierżawę. Rekordowy rok