Katowice: Unikato, jedyny taki blok w Polsce - czarny jak węgiel, od lat budzi kontrowersje. Dzieło znanego architekta. Jak się tu mieszka? Zobaczcie
Zobaczcie zdjęcia niezwykłego Unikato >>>
Robert Konieczny, architekt, założyciel pracowni KWK Promes. Rocznik 1969, urodzony w Katowicach. Autor wielu wybitnych projektów budynków zdobywających najważniejsze zagraniczne nagrody, w tym Arki Koniecznego w Brennej (najlepszy dom na świecie w konkursie Wallpaper Design Awards w 2017 roku), muzeum Centrum Dialogu Przełomy w Szczecinie (najlepszy budynek na świecie na World Architecture Festival 2016 w Berlinie oraz najlepsza przestrzeń publiczna w Europie przyznana przez CCCB w Barcelonie w 2016 roku). Jego Galeria Sztuki Współczesnej Plato w Ostrawie została w 2024 roku jednym z pięciu najlepszych budynków Europy wg fundacji Mies van der Rohe powołanej przez Unię Europejską. Zagraniczny członek francuskiej Académie d’Architecture.
„Nie myśleliśmy, że projektujemy coś tak osobistego”
Ulica Koszarowa 1. Stoimy przed jedynym z ciekawszych budynków w Katowicach. Czerń budynku nawiązuje do katowickiego smogu, odbija się biel okien. Charakterystycznie ułożone balkony dają mieszkańcom słońce o ponad godzinę dłużej, gdy to nie dociera już do ich mieszkań. Wbrew pozorom są wygodne i funkcjonalne, a pełne balustrady skutecznie ukrywają ich zawartość. Powstanie tego budynku miało być odpowiedzią na problemy miasta: spadek liczby mieszkańców, braki mieszkaniowe, dominację ruchu samochodowego. Już sama nazwa, Unikato, podkreśla jego wyjątkowość - to nie tylko plomba wypełniającą lukę pomiędzy kamienicami, ale także przykład na kreację przestrzeni miasta. Kiedy Robert Konieczny razem z pracownią KWK Promes projektował to miejsce, nie przypuszczał, że stanie się nie tylko domem dla wielu katowiczan, ale też „domem” dla niego i jego kolegów. Bo tu właśnie, od pięciu lat, na szóstym piętrze tuż pod trawiastym dachem, rodzą się oryginalne plany budynków, realizowane na całym świecie.
Projekt został opracowany w latach 2013–2014, budowa rozpoczęła się w kwietniu 2016 , a finał był w lutym 2018. Kilka miesięcy później, dokładnie w grudniu, KWK Promes z budynku przy ulicy J. Rymera w Katowicach przeniosła się właśnie tutaj. Nazwa Unikato nabrała kolejnego znaczenia – w nowym kontekście. Więcej o tym, jak powstawał projekt, można przeczytać w książce „budynki + idee”, pierwszym polskim wydaniu światowej monografii pracowni KWK Promes. Jej inicjatorem i współtwórcą jest Philip Jodidio, słynny amerykański pisarz i ktytyk architektury. Również on zachwyca się Unikato.
Czarne jak smog na zewnątrz, pełne światła w środku
- To jest po prostu ważne miejsce. Moje biuro, siedziba KWK Promes, w pewnym sensie dom, bo spędzamy tu mnóstwo czasu. Ważne, bo budynek sami zaprojektowaliśmy. I robiliśmy to z ogromną wiarą, że można pracować i mieszkać w centrum Katowic, chociaż właśnie w trakcie projektowania i budowy był exodus, jeśli chodzi o śródmieście. Przeprowadzając się tutaj, chcieliśmy mieć swój udział w zatrzymaniu tego procesu – mówi Robert Konieczny.
Początki działalności pracowni KWK Promes łatwe nie były, ale i tak Robert twierdzi, że to fajne czasy. Pierwsze biuro miał w piwnicy u teściów. Kolejne miejsca to też żadne luksusy, zimne mieszkanie, jeden pokój, czasem trzeba było pracować w rękawiczkach. Dziś to już przeszłość. Pracują w jednym z najbardziej wyjątkowych budynków – unikalnym.
Nie poleciał odebrać nagrody, bo zbierał pieniądze na piec
Obecna pracownia ma formę otwartej przestrzeni przedzielonej tylko ściankami, na prawo pracują architekci, na lewo drzwi do gabinetu szefa, za nim znowu otwarty fragment i wnęka; mijając ją, zatoczymy koło i dojdziemy do serca pracowni. Najpierw jednak zaczniemy od pokoju Roberta Koniecznego. Gabinet, powiedzmy sobie, brzmi nieco na wyrost – pokoik nieduży, stół, gdzie czasem toczą się rozmowy z klientem, na podłodze mnóstwo kartonów (a w nich pełno dyplomów).
– Tutaj prowadzę rozmowy, ważne spotkania. A kartony...no cóż, ciągle nie mamy czasu, aby je rozpakować – śmieje się Robert.
Tak naprawdę nie ma parcia na to, aby obwieszać ściany certyfikatami. Może kiedyś... np. ten potwierdzający przyjęcie do Akademii Francuskiej Architektury.
– Przydałaby się ramka ze szkłem – przyznaje. Obok kartonów, już za to oprawiony – wyjątkowy portret jego samego. Wyjątkowy, bo narysowany przez dzieciaków z jednej ze szkół podstawowych, które go tutaj odwiedziły. On też może kiedyś doczeka się miejsca na ścianie. Do dyplomów sentymentu więc nie ma – co innego nagrody – statuetki. Zajmują cały parapet. Niektóre służą za „łapacze” wizytówek.
Różne kształty, kolory. I różne związane z nimi wspomnienia. – Ta za Najlepszy dom świata dla Domu Aatrialnego. Jest z roku 2006 i pokryła się patyną, a na początku cała się świeciła – śmieje się Robert. Miał ją odebrać w Londynie, dostał zaproszenie, ale...nie poleciał.
– Zbierałem wtedy kasę na piec do naszego biura. Pieniądze, które musiałbym wydać na podróż i inne koszty z tym związane, wydałem na ten zakup – przyznaje. Za to w 2017 roku, kiedy ponownie otrzymał nagrodę w prestiżowym konkursie organizowanym przez magazyn Wallpaper, już na podróż do Londynu było go oczywiście stać.
Jego ulubiona statuetka? Chyba ta z Barcelony, z 2024 roku. Otrzymana za projekt Galerii Plato w czeskiej Ostrawie, która znalazła się w czołowej piątce nagrody im. Miesa van der Rohe. Zresztą, warto wspomnieć, że Robert i jego pracownia byli aż 14 razy nominowani do tej najważniejszej europejskiej nagrody w dziedzinie architektury. Ostatnia nominacja okazała się szczęśliwa. Statuetka za jeden z najlepszych budynków Europy ma wyjątkową formę. Drewniane pudełko, pośrodku stalowy słupek, kształtem przypominający krzyż. To oczywiście nawiązanie do projektów Miesa van der Rohe, który uwielbiał pionowe podpory ze stali nierdzewnej i takie też można zobaczyć w zaprojektowanych przez niego budynkach, w tym także tam, gdzie odbywało się rozdanie nagród.
– Statuetka od początku mnie zachwyciła, bo widać pomysł, jest poza ogólnym trendem „statuetkowym”, ale też od razu zacząłem się zastanawiać, jak ją przewiozę do Polski, przecież mnie zatrzymają na lotnisku. Okazało się jednak, że można ten element wyjąć i schować do pudełka, w którym go „wbito” – pokazuje. Jest zresztą zachwycony projektami słynnego architekta. – Pawilon Miesa wygląda tak, jakby został wybudowany wczoraj. Tym się charakteryzuje superarchitektura modernistyczna – podkreśla. Co ciekawe, inna statuetka, którą Robert Konieczny odebrał jako nagrodę w prestiżowym amerykańskim konkursie Architizer A+ Awards, wygląda podobnie. – Nie zwróciłem wcześniej na to uwagi, ale projektant tej statuetki chyba też zainspirował się projektami Miesa – mówi Robert.
Białe, otwarte serce pracowni. Światło nosisz w sobie
- W tym miejscu toczy się normalna praca, ale tu też dyskutujemy. Wszystko otwarte, poza jednym pomieszczeniem. Czasem jest głośno – przyznaje architekt. Chociaż liczba pracowników nie jest duża.
– Zazwyczaj od 12 do 16 architektów, nigdy nie pracowało tu więcej niż 20 osób. Taka liczba pozwala mi osobiście uczestniczyć w każdym projekcie a to dla mnie ważne. Tak, jak i to, że dajemy gwarancję, że będą dobre. Nie chcę być też niewolnikiem projektów, które chcąc nie chcąc musiał bym robić, by utrzymać dużą pracownię. Obecnie wchodzimy w każdy z projektów na maksa, zawsze muszą być dobre – mówi.
Projekty zagraniczne nauczyły ich też współpracy z innymi biurami, co przy projektowaniu wychodzącym poza granice kraju jest konieczne. Taki model im pasuje. – Jako przykład mogę podać choćby Uzdrowisko Ustroń czy w całości pokryty roślinnością aparthotel Aura w Poznaniu– my odpowiadamy za koncepcję i na tym się koncentrujemy, a za kwestie techniczne odpowiada już ktoś inny. Oczywiście pod naszą ścisłą kontrolą. To jest fajne, bo możemy skupić się na kreacji i wymyślaniu, nie tracąc czasu na prace do których nie jest już potrzebny zespół złożony z najlepszych możliwych architektów. Dzięki temu nie wypalamy się przy pracy – zwraca uwagę. Przyznaje, że niektóre projekty, które ciągną się miesiącami, mogą podcinać skrzydła, tak więc oddychają z ulgą, gdy na przykład kwestie formalno-prawne zostawiają innym. Dzięki temu biuro wykorzystuje swój potencjał będąc bardzo kreatywnym, możemy realizować się w pomysłach i nie zanudzać się formalnościami – podkreśla.
Biel ścian w pracowni bije po oczach. Ale dzięki niej, niewielka powierzchnia ma w sobie światło. – Osoby, które wchodzą do Unikato, zaglądają do mieszkań, a potem do naszej pracowni, mogą być zaskoczone tą ilością światła – mówi Robert. Czasem nawet „za dużo”, bo część pracowni zlokalizowana jest od południowej strony, ale rolety pomagają. Ściany z założenia były białe bo nie zabierają światła. Surowy beton na suficie pozostawiono, tak samo jak ten na klatce schodowej. Jest prosto i ekonomicznie.
- Taka idea przyświecała całemu temu projektowi, całej tej realizacji. Ona jest ekstremalnie tania. Ten projekt jest dowodem na to, że dobra architektura nie potrzebuje olbrzymich budżetów – mówi nie bez dumy. Ale takie są fakty. Nie jest w stanie powiedzieć, ile razy fotografia Unikato trafiała na okładki magazynów. - To dla nas samych jest zaskakujące i miłe. A na początku wydawało nam się, że nie projektujemy nic osobistego – mówi. Jeszcze jedno. Być może coś w pracowni jednak się zmieni. – Myślimy o dodaniu roślin – mówi Robert Konieczny. W końcu przy jego projektach zieleń też jest ważna.