Kto nas straszy? Opowieści o duchach, dworach i tajemnicach Gorlic
Wiedzę o życiu pozagrobowym i zaświatach czerpiemy z wierzeń religijnych. To one są podstawą naszych wyobrażeń. Ale istnieją także legendy, klechdy, gadki – atrakcyjne przez swoją tajemniczość i niezwykłość, wynikającą z oscylowania na pograniczu prawdy i fantazji. Fascynują, intrygują oraz inspirują kolejnych odkrywców tajemniczego świata legend.
Do najbardziej znanych poszukiwaczy i kolekcjonerów tych niezwykłych opowieści z naszego regionu należy m.in. Witold Fusek – autor wielu publikacji o Bieczu, w tym książek „Biecz i dawna Ziemia Biecka na tle swych legend, bajek, przesądów i zwyczajów”. Legendy o strachach i zjawach, które w okolicach Biecza i Szymbarku zebrał Jan Spólnik, polonista, wieloletni dyrektor miejscowej szkoły. Natomiast niesamowite opowieści o duchach dworu Jeżów doskonale znał potomek posiadłości właścicieli - śp. Piotr Gryglaszewski.
Wieża w posagu
Dwór obronny Gładyszów, zwany kasztelem pochodzi z drugiej połowy XVI wieku. Budowla w stylu renesansowym przez architektów włoskich usytuowana została nad brzegiem Ropy. Charakterystyczne dla dworu są cztery baszty narożne, z którymi Jan Spólnik wiąże interesującą legendę.
Otóż jeden z dziedziców kasztelu w Szymbarku miał cztery córki. Sen z powiek spędzała mu myśl o posagu dla dziedziczek. Zmartwiony całą sytuacją, posłuchał porady przyjaciela i do prostych, murów zamkowych dobudował cztery baszty narożne. Po ślubie, każdej z córek miał podarować... wież. Jak głosi legenda, młode żony były rozwiązłe i za swoje grzechy pokutują do dzisiaj, błądząc po sieniach i korytarzach kasztelu. Zaś w północno-wschodniej baszcie miejscowi widywali ponoić widmo rycerza na białym koniu. Mówią, że to postać kochanka jednej z sióstr. Kuszony za zycia, również po śmierci szuka swojej wybranki.
Duch ciotki Ludwiki
Śp. Piotr Gryglaszewski, był doktorem nauk technicznych, i wieloletnim prodziekanem Wydziału Inżynierii Środowiska Politechniki Krakowskiej, badał związki rodzinne z Jeżowem. Analizował dokumenty, metryki, fotografie z archiwum rodzinnego, sięgał do opracowań i tekstów źródłowych.
To on ustalił, że związki jego rodziny z dworem w Jeżowie rozpoczynają się w drugiej połowie XVI wieku, gdy objął go Albrecht Rożen z rodu małopolskich możnowładców Jaxa Rożnów na Rożnowie i Bruśniku herbu Gryf oraz zamienił na zbór ariański. Jego bratanek, Stanisław Rożen, dziedzic Bruśnika, syn Zygmunta i Szafraniecówny z Pieskowej Skały, wojewodzianki sandomierskiej był pra... pradziadkiem śp. Piotra Gryglaszewskiego.
– Około 1900 roku, wraz ze śmiercią mojego prapradziadka Władysława, kończą się rodzinne związki z dworem w Jeżowie. Pozostał on we wspomnieniach rodzinnych, szczególnie w opowiadaniach mojej babci Janiny Gryglaszewskiej, która swoje dzieciństwo spędziła w Jeżowie u ukochanego pradziadka Władysława – opowiadał nam przed laty Piotr Gryglaszewski.
Z materiałów i przekazów rodzinnych Gryglaszewskich wiadomo, że dwór w Jeżowie nawiedzają aż cztery duchy. To całkiem sporo, zważywszy, że to niewielki renesansowy kasztel. Wśród duchów tych są dwie białe damy, zamurowane ponoć w ścianach dworu przed 500 laty. Kolejne dwa duchy - czarna dama i duch ciotki Ludwiki, pojawiły się w Jeżowie dopiero na przełomie XIX i XX wieku.
Czarna dama nie była właściwie duchem. Takie miano przypisywano żywej kobiecie – Bronisławie Ramułtowej, żonie właściciela Jeżowa z początku XX wieku. Porzucona przez męża dla dużo młodszej kobiety, wygnana z domu, niemal obłąkana z żałości, odziana we wdowi strój, chodziła po dworskim parku i szukała niewiernego męża. Jej postać wzbudzała wśród mieszkańców wsi ogromny strach, a wielu sądziło, że jest duchem.
– Niemal współczesną zjawą dworu jeżowskiego jest duch ciotki Ludwiki, córki dziedziczki Jeżowa z II połowy XIX wieku. Ludwika Majchrowiczowa - osoba surowych zasad i wielkiej pobożności, nie była zadowolona z "rządów" Ramułtów, nowych właścicieli dworu, a zwłaszcza z ich swobodnych obyczajów. Być może powodem jej pośmiertnych wizyt we dworze, był również fakt, że Ramułtowie weszli w posiadanie dworu w niewyjaśniony i ponoć nie całkiem legalny sposób, w każdym razie niezgodnie z jej wolą zapisaną w jej testamencie - snuł opowieść Piotr Gryglaszewski.
Podobno jeszcze i dzisiaj słychać jej kroki chodzącej po piętrze, przesuwającej fotel, którego w rzeczywistości nie ma. Otwiera i zamyka też drzwi do przybudówki, która dawno została rozebrana. Oznaką jej obecności ma być płomień świecy migający w wieży dworskiej. Z opowiadań Piotra Gryglaszewskiego wynika, że Ludwika była osobą bardzo hojną. Przez całe życie ofiarowała datki na kościół w Wilczyskach, ufundowała również dwie przykościelne kaplice. W jednej z nich, dziś już nieistniejącej, została pochowana wraz z mężem, druga z kaplic została zamieniona przez Ramułtów na ich kaplicę grobową. Opłacała również na wieczność regularne odprawianie mszy świętych za spokój duszy. I istotnie, mimo, że od tamtego czasu upłynęło 115 lat, msze w dalszym ciągu są odprawiane. Widocznie, jej dusza nie zaznana jednak spokoju, gdyż co jakiś czas nawiedza jeżowski dwór.
Wieczne światło w grobie
Tragiczny jest los pałacu Skrzyńskich w Zagórzanach, podobnie jak tragiczne swoje życie zakończył najbardziej znany jego właściciel – hrabia Aleksander Skrzyński. Z wykształcenia prawnik, był ministrem spraw zagranicznych i premierem w rządzie Władysława Sikorskiego.
Pałac wybudowany w latach 1835-1839, dzisiaj jest już ruiną. O jego bogatym wnętrzu, basztach, wieżyczkach oraz parku dworskim w stylu angielskim można przeczytać jedynie w książkach. Zapoznając się z historią życia Aleksandra Skrzyńskiego, niewielu tylko dociera do informacji obnażającej jego słabości. Słynący z podejmowania odważnych decyzji oraz takich samych czynów hrabia... bał się ciemności. Jak głosi legenda, którą znają tylko nieliczni mieszkańcy Zagórzan, hrabia Skrzyński miał ponoć z góry zapłacić elektrowni, by w jego grobie przez sto lat paliło się światło. Jak wiadomo Skrzyński zginął tragicznie w wypadku samochodowym. Być może nie zdążył uregulować należności za usługę, którą pośmiertnie miała mu świadczyć elektrownia, bo w grobowcu rodziny Skrzyńskich - kamiennej piramidzie nie ma wszak śladu instalacji elektrycznej.
Halloween niepotrzebny
Ziemia gorlicka obfituje w podobne legendy i fascynujące historie. Oczywiście, traktując je z przymrużeniem oka, nie zapominajmy, że są one wytworem ludowych wierzeń, a te przecież są częścią naszej kultury. Wcale nie potrzebujemy wzbogacać jej o obce nam zwyczaje halloweenowe rodem z Ameryki. A jeśli chcemy odczuć dreszczyk grozy i głębi bliskości, wystarczy sięgnąć do opowieści, z dumą mówiących o życiu poza tym światem…